„Niech żyje rak!”
Kiedy Perona wybrano w 1952 roku ponownie na urząd prezydenta, Evę okrzyknięto Duchową Przywódczynią Narodu. Społeczeństwo dało się karmić populistycznymi hasłami małżeństwa do tego stopnia, że mało kto zdawał się przejmować kryzysem gospodarczym w kraju.
Eva już wtedy wiedziała, że jest ciężko chora. Lekarze zdiagnozowali u niej raka macicy. Nie chciała się jednak poddać leczeniu, a nowotwór nie miał dla niej litości. Nikła w oczach, nie pojawiała się już tak często publicznie. Podobno jeszcze przed śmiercią przeszła lobotomię – zabieg miał złagodzić jej ból. Niektórzy twierdzą, że choroba zrobiła z niej agresywną wariatkę i w ten sposób mąż chciał zapobiec zamieszkom w stolicy.
Eva Peron zmarła 26 lipca 1952 roku. Miała 33 lata. Jeszcze tego samego dnia ktoś napisał na murze: „Niech żyje rak!”. Wyprawiono jej królewski pogrzeb, na którym pojawiły się tłumy Argentyńczyków. Ciało zmarłej wystawiono na publiczny widok w szklanej trumnie. Peron zapewniał, że wybuduje jej pomnik większy niż Statua Wolności. Nie zdążył, bo odsunięto go od władzy. Ciało Evity znikło na 16 lat. Dopiero później wyszło na jaw, że pochowano ją w Mediolanie pod fałszywym nazwiskiem.
W Argentynie spoczęła dopiero w latach 70. Do dziś wielu czci ją jak świętą.