Tyran
„Dzięki niej wyleciałem z pracy”. Jarek, były instruktor kulturalny, obecnie 33-letni bezrobotny nie ma wątpliwości, komu zawdzięcza koniec kariery.
„Moja ówczesna przełożona to kobieta świadoma władzy i w pełni ją wykorzystująca. Na dodatek jest, a przynajmniej była, przekonana o swojej nieomylności” - opowiada. Jej pomysły nigdy nie podlegały dyskusji, nie przyjmowała żadnych sugestii, o krytyce nie wspominając. W swoim mniemaniu doskonała, wszystkie sukcesy przypisywała tylko i wyłącznie sobie. Kiedy dochodziło do jakiejś wpadki - nagany zbierali pracownicy. Mania wielkości nie była jej jedyną wadą. Jarek uważa wręcz, że przełożona ewidentnie uwzięła się na mężczyzn: naganę za palenie w miejscu pracy otrzymali tylko Jarek i jego kolega (panie również paliły). Kolejna kara dotyczyła niestawienia się na zebranie, pomimo że szefowa doskonale wiedziała, że Jarek prowadził w tym czasie negocjacje z klientem. „W końcu otrzymałem ultimatum: albo zwolnię się na własną prośbę, albo zostanę zwolniony dyscyplinarnie” - mówi Jarek. Poszedł wówczas na kompromis i do dziś szuka pracy. Jego kolega spotkał się z przełożoną w sądzie pracy. Wygrał, wrócił do
instytucji, w której wytrzymał zaledwie kilka miesięcy. Obaj przyznają, że czują awersję do firm, którymi kierują kobiety.
Jacek Santorski twierdzi, że w większości znanych mu przypadków to mężczyzna, obawiając się przejawów dominacji kobiety, atakuje pierwszy. Prowokuje kobietę lub przeciwnie - chowa się przed nią. „Bardzo często jest to projekcja nierozwiązanych wcześniej problemów mężczyzn, wynikająca z istniejącego w społeczeństwie stereotypu, że to mężczyzna powinien dominować” - mówi.