Do tańca przygrywała folkowa orkiestra
Kwiaty z organicznej hodowli, bose stopy, piwo uwarzone przez pana młodego i wegański tort przygotowany przez oblubienicę. Do tego ogród na skraju lasu zamiast sali weselnej, ozdoby z recyklingu i staromodne gry. Oto przepis na prawdziwie hipsterski ślub.
Współcześni hipsterzy często są posądzani o zbytnie lansowanie się i silenie na oryginalność. Podobno słuchają zespołów, których jeszcze nikt nie odkrył, oglądają filmy, których nie rozumie sam reżyser, ubierają w ciuchy wygrzebane z babcinej szafy i raczą grami popularnymi pół wieku temu. Jednak największy problem jest taki, że wszystkie te niszowe zainteresowania szybko przekształcają się w mainstream. Można się tylko domyślać, że kiedy biorą ślub (o ile w ogóle przyjdzie im do głowy legalizacja związku), to na pewno jest on co najmniej nietypowy. Nie uświadczymy tu sukienki-bezy, sali przystrojonej balonami, disco polo z głosników ani zabaw w stylu przeciąganie jajka przez nogawkę. Może to i lepiej.
Australijczycy, Kat Kleu i Michael Malone, zorganizowali tak piękną uroczystość, że fotorelacja od razu stała się viralową sensacją. Media już okrzyknęły ją najbardziej hipsterskim ślubem roku. Pan młody osobiście warzył piwo, a panna młoda upiekła tort z jadalnymi kwiatami, którymi raczyli się goście. Oboje na weselu wystąpili boso. Ona miała na sobie prostą, kornkową sukienkę i oczywiście rozpuszczone włosy, bez upięcia i welonu. On – obowiązkowy, męski koczek i szelki.
Ślubu udzieliła im urzędniczka w ogrodzie na skraju lasu, przylegającego do ich domostwa położonego w australisjkich Górach Błękitnych. Goście siedzieli na snopach siana, raczyli się wegańskimi specjałami, grali w kometkę i tańczyli przy muzyce blue grass.
Jesteśmy ciekawi waszych opinii: czy uczestniczyliście w równie nietypowych uroczystościach w Polsce, czy to faktycznie najbardziej hipsterski ślub, o jakim słyszeliście?