Show must go on
Na scenę ponownie wchodzą dwie dziewczyny. Jedna z nich zostaje przywiązana do rur, a druga ma w dłoni kawałek gumy. Zaczyna nim okładać tę pierwszą. Nie oszczędza jej, bo każde uderzenie wywołuje efektowny trzask i przeraźliwy krzyk bitej dziewczyny. Zastanawiamy się, czy w ogóle te uderzenia w jakikolwiek sposób bolą wijącą się i wrzeszczącą ofiarę. Przekonujemy jedna drugą, że nie, to ją nic nie boli, to tylko tak wygląda, jakby bolało. Łatwiej jest myśleć w ten sposób. To w końcu zainscenizowany pokaz. Oprawczyni w końcu przestaje bić związaną dziewczynę, odkłada gumę i zaczyna ją pieścić i całować. W końcu uwalnia ją, by ta korzystając z nieuwagi koleżanki-kata-kochanki, zabiera jej gumę i mści się.
Show w tajskim go-go to porcja silnych wrażeń. Trudno znaleźć podobną atrakcję w jakimkolwiek innym miejscu na świecie. Nawet będąc przygotowanym na ostre doznania, można czuć się tu zaskoczonym czy zbulwersowanym. Bynajmniej nie zawsze z powodu tego, co pracujące tu panie robią na scenie. Czasem to goście klubu są tego przyczyną. (autor: Ewelina Kitlińska)
POLECAMY: CZY JEJ TANIEC DZIAŁA NA WYOBRAŹNIĘ?