Brooke Shields
Twarz zastygła w grymasie niczym z horroru, ograniczona mimika - to skutki uboczne uzależnienia od medycyny estetycznej. Wystarczy spojrzeć na te gwiazdy, by przekonać się, że czasem warto zachować umiar.
50-letnia Teri Hatcher, gwiazda "Gotowych na wszystko", zniszczyła urodę zbyt często ostrzykując twarz. Wygląda bardzo nienaturalnie, ale zaprzecza, że to wina medycyny estetycznej.
W 2010 roku zamieściła w sieci fotografie, które zrobiła sobie zaraz po wyjściu z kąpieli.
"Pomyślałam o tych wszystkich cholernych krytykach mojej twarzy. Kochajcie ją lub nie, ale tak właśnie wygląda, bez chirurgicznych poprawek, implantów, niezależnie od tego, co mówią na jej temat. Postanowiłam zrobić sobie kilka zdjęć, żeby ujawnić kilka prawd dotyczących mojego piękna. Mam nadzieję, że dzięki temu poczujecie się lepiej" - dodała w komentarzu.
Z kolei twarz 49-letniej Brooke Shields, aktorki, która zagrała m.in. w "Błękitnej lagunie", przypomina już maskę. Amerykański serwis internetowy, który bierze pod lupę gwiazdy i ich "przygody" z chirurgią plastyczną, przyjrzał się jej uważnie. Specjaliści stwierdzili, że poprawiła nos, napompowała policzki, a w brodzie ma implanty.
Trudno też pogodzić się z tym, co zrobiły sobie Nicole Kidman i Carla Bruni. Te piękne niegdyś kobiety wyglądają teraz jak własne karykatury.