Małgorzata Tusk
**W 1982 roku, kiedy urodziła syna, nikt nie mówił o depresji poporodowej. W książce pisze: "Dziecko - ta podobno wielka radość - wywoływało we mnie tylko odruch odpowiedzialności, który wyparł wszystkie inne odczucia (...). Miałam wrażenie, że siedzę w głębokiej dziurze, z której nikt już nigdy mnie nie wyciągnie. Czułam się pokrzywdzona, a przecież nie można mieć poczucia krzywdy z tego powodu, że się urodziło dziecko i trzeba się nim opiekować. Wtedy było naprawdę strasznie".
W wywiadzie dla magazynu "Gala" wspominając tamten czas, mówiła: "Nikt się za bardzo nie przejmował problemami macierzyństwa, o opiece psychologicznej mowy nie było, koleżanki też były bezradne. Nieustanna gonitwa za pieluchami, proszkiem do prania, wszystkim, co dla małych dzieci potrzebne, też dołowała. A faceci wówczas nawet się nie domyślali, że macierzyństwo to bardzo ciężka próba, zajęci byli sobą i wielką polityką".