Wyszła z toalety. Spaliła się ze wstydu, gdy zobaczyła tył sukni
Z góry zakładamy, że planowane miesiącami wesela powinny przebiegać bezbłędnie. To w końcu wyjątkowy dzień, który zdarza się najczęściej raz w życiu. Jak w przypadku każdego wydarzenia, musimy się jednak spodziewać, że na weselu zmierzymy się z nieprzewidzianymi sytuacjami. - Chciałam idealnej imprezy, wyszło inaczej. Czy żałuję? Niekoniecznie, bo teraz mam co wspominać - mówi w rozmowie z WP Kobieta Patrycja.
03.04.2023 | aktual.: 04.05.2023 09:35
Przed weselem każda para młoda próbuje zachować zimną krew. Trudno jednak opanować emocje związane z wyczekiwaniem na ślubną ceremonię oraz późniejszą zabawę z gośćmi. Idealną imprezę można z pewnością zaplanować, ale nie da się przewidzieć, jak na pewne sytuacje zareagują zebrani na weselu ludzie. Nic więc dziwnego, że na polskich ceremoniach zaślubin dochodzi do mniejszych lub większych wpadek.
- Teraz wiem, że nieprzewidywalność to niezaprzeczalny czar wesel - komentuje Anita, która wyszła za mąż w maju zeszłego roku.
"Cała sala śmiała się z mojej wpadki"
Ślub i wesele Anity były świetnie zaplanowane kilka miesięcy naprzód. Kobieta odczuwała niewielki stres, ale łączyła to raczej z niecierpliwym oczekiwaniem na nadejście tego wyjątkowego dnia.
- W organizacji pomagała mi moja świadkowa, dwie siostry oraz matka. Miałyśmy wszystko pod kontrolą - suknię ślubną, weselne menu, dekorację sali i kościoła, oprawę muzyczną, listę 120 gości czy ręcznie wypisywane zaproszenia - wspomina w rozmowie z WP Kobieta.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nadszedł dzień ślubu. Anita wstała skoro świt, żeby jak najlepiej przygotować się do ceremonii. Po kilku godzinach układania fryzury i nakładania makijażu udała się wraz partnerem do kościoła. Tuż po przysiędze odetchnęła z ulgą.
- Największy stres miałam za sobą. Przyszedł czas na zabawę, a tego już nie dało się przecież zepsuć. Szkoda, że nie wiedziałam wtedy tego, co teraz - przyznaje zamyślona.
Pierwsze godziny weselnej zabawy Anita wspomina wspaniale. - Dałam się ponieść emocjom. Próbowałam bawić się z każdym gościem. Wypijałam kolejne kieliszki wina, tańczyłam i śmiałam się jak nigdy dotąd. Popełniłam jednak mały błąd. Nie zaplanowałam zmiany sukienki, czego w konsekwencji szybko pożałowałam - komentuje.
Długa, wielowarstwowa kreacja prezentowała się zjawiskowo w tańcu, ale trudno było w niej wykonywać podstawowe czynności. Za każdym razem Anita potrzebowała w toalecie asysty świadkowej. - Upewniałyśmy się, że tiul dobrze się układa i nic się o niego nie zahacza - dodaje. Ale jedną z wizyt w toalecie panna młoda odbyła sama. Wtedy zaliczyła wpadkę.
- Gdy wyszłam, natychmiast poczułam na sobie wzrok gości i słyszałam ciche śmiechy. Udałam się na środek sali, gdzie wyznaczyliśmy miejsce na pakiet. Wtedy zobaczyli mnie wszyscy. Cała sala śmiała się z mojej wpadki. Okazało się, że warstwa tiulu zawinęła się w bieliznę, odkrywając wszystko, co miałam pod sukienką. Muszę przyznać, że był to gwóźdź wieczoru. Rodzina do dzisiaj wspomina zakłopotanie, jakie malowało mi się wtedy na twarzy - wyznaje Anita.
Wesele, którego nie zapamiętała
Klaudia organizowała wesele tylko z pomocą ukochanego. Stresowała się każdym szczegółem. Miesiącami godziła planowanie ceremonii z pracą na etacie i codziennymi obowiązkami w domu.
- Paweł był moim ogromnym wsparciem, ale mimo wszystko miałam takie wewnętrzne poczucie, że muszę nad wieloma rzeczami zapanować sama. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, wrzuciłabym na luz. Moje wesele nie skończyło się tak, jak to sobie wyobrażałam - relacjonuje.
Poddenerwowana i przejęta Klaudia przestała regularnie sypiać kilka dni przed ślubem. Dopinała ostatnie szczegóły, wzięła też na siebie odpowiadanie weselnym gościom na najróżniejsze pytania dotyczące przyjazdu na miejsce ceremonii czy szukaniem dodatkowych noclegów na ostatnią chwilę.
- Złapałam się w pewnym momencie na myśli, że chciałabym mieć to już za sobą, w końcu odetchnąć. Totalna głupota, bo to przecież miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu - dodaje.
Klaudia powiedziała sakramentalne "tak" Pawłowi w ogrodowej altanie na terenie domu weselnego. - Dopiero wtedy poczułam, jak cały stres ze mnie schodzi. Pobiegliśmy na parkiet zatańczyć pierwszy taniec, a potem zasiedliśmy do posiłku - wspomina kobieta.
Po sytym obiedzie Klaudia poczuła, że dopadło ją zmęczenie. - Większość gości ruszyła na parkiet, a ja zamarzyłam o krótkiej drzemce. Paweł odprowadził mnie do jednego z pokoi na piętrze, które wynajęliśmy dla gości. Położyłam się na chwilę i poprosiłam, żeby mąż obudził mnie za pół godziny - mówi.
Ukochany jednak nie wrócił. Klaudia obudziła się zdziwiona i zdezorientowana. Spojrzała na zegarek. - Była czwarta nad ranem. Półprzytomna zbiegłam na salę. Na miejscu dogorywała grupa najwytrwalszych weselników, w tym mój świeżo upieczony mąż, który najwidoczniej zapomniał, że jest na swoim weselu. Nie musiałam nawet pytać, dlaczego mnie nie obudził. Zdecydowanie przesadził z alkoholem - wyznaje.
Klaudia była załamana. Spodziewała się mniejszych wpadek, ale nie tego, że prześpi własne wesele. - Byłam tak zmęczona, że nawet nie słyszałam głośnej muzyki. Najgorsze jest to, że już nigdy nie powtórzę tej nocy - podsumowuje.
Pierwszy taniec
Patrycja do swojej weselnej wpadki podchodzi ze zdrowym dystansem. - Chciałam idealnej imprezy, wyszło inaczej. Czy żałuję? Niekoniecznie, bo teraz mam co wspominać - wyznaje.
Doskonale pamięta całą ceremonię w kościele. W drodze do ołtarza towarzyszyła jej chwytająca za serce muzyka, wykonana przez lokalną artystkę za pozwoleniem proboszcza. - Wiedziałam, że nie mogło się nie udać. Wszystko przecież zaplanowaliśmy - mówi.
Największy stres Patrycja odczuwała na myśl o pierwszym tańcu. - Jestem noga, jeśli chodzi o jakąkolwiek aktywność fizyczną. Taniec nie był odstępstwem od normy. Długo się do tego przygotowywałam z narzeczonym. Ćwiczyliśmy nawet pod okiem choreografki. Specjalistka ułożyła też scenografię. Powiedziała, że będzie romantycznie, gdy każdy z gości stojących w kółku na parkiecie, będzie trzymać zapaloną świeczkę - komentuje.
Tak też było. Weselni goście stanęli w kółku, otaczając świeżo upieczone małżeństwo. Para dała popis nowo nabytych umiejętności. Im dłużej trwał taniec, tym większej nabierali odwagi na śmielsze ruchy.
- W pewnym momencie Marcin zakręcił mną w tańcu. Nie oceniłam odległości i zrobiłam o jeden krok za dużo. Po dłuższej chwili poczułam nieprzyjemny zapach spalenizny. Tiulowy tren mojej sukni ślubnej zapalił się od świeczki, którą trzymał mój siedmioletni kuzyn - wspomina.
Przy pomocy gości Patrycji udało się ugasić płonącą suknię ślubną. Resztę wieczoru spędziła jednak w nadpalonej kreacji, na którą wydała niemałe pieniądze w salonie, bo niemal 8 tys. zł.
- Wtedy byłam wściekła. Teraz już śmieję się z całej sytuacji. Dobrze, że udało się opanować ślubny pożar. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co mogłoby się stać, gdyby ogień dłużej się utrzymywał na trenie - podsumowuje.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl