GwiazdyArtyści i prostytutki

Artyści i prostytutki

Nazywa się go Magritte’em albo Fellinim światowej fotografii, bo za wszelką cenę stara się przekraczać granice własnej i zbiorowej wyobraźni. Ma na swoim koncie sesje fotograficzne z największymi gwiazdami popkultury (David Beckham, Björk, Cher, Elton John, Angelina Jolie, Liza Minnelli, Britney Spears czy Uma Thurman).

Artyści i prostytutki

07.06.2006 | aktual.: 07.06.2006 09:54

Nazywa się go Magritte’em albo Fellinim światowej fotografii, bo za wszelką cenę stara się przekraczać granice własnej i zbiorowej wyobraźni. Popkultura, którą od początku kariery wziął na celownik swojego obiektywu, ma mu wiele do zawdzięczenia – „przeczytał” ją inaczej, odkrył nieznane dotąd barwy, uczynił sztukę z czegoś, co tradycyjnie rozumianą sztuką z założenia być nie może. Ten uczeń i protegowany samego Andy’ego Warhola wziął od ojca pop-artu niemal wszystko, ale stworzył własny, osobny styl.

David LaChapelle, bo o nim mowa, jest w Polsce niemal zupełnie nieznany, mimo że ma na swoim koncie sesje fotograficzne z największymi gwiazdami popkultury (David Beckham, Björk, Cher, Elton John, Angelina Jolie, Liza Minnelli, Britney Spears czy Uma Thurman), a jego zdjęcia zdobiły okładki najbardziej prestiżowych czasopism („Vogue”, „Vanity Fair”, „Rolling Stone” czy „The Face”). Teraz nadarzyła się okazja, by bliżej poznać jego prace: wydawnictwo Taschen promuje właśnie w Polsce album Davida LaChapelle’a zatytułowany „Artyści i prostytutki”.

– Nie mogę powiedzieć, bym się z tą fotografią utożsamiał, ja robię swoją sztukę, David LaChapelle swoją – mówi „Przeglądowi” Krzysztof Gierałtowski, wybitny polski fotografik, współorganizator prezentacji albumu, w którego warszawskiej Galerii/Studio (ul. Dzielna 1/15a) można było go oglądać. – Dla mnie fotografia zawsze była i jest narzędziem badawczym w stosunku do człowieka, on natomiast produkuje kolorowe obrazki. Ale wartością jego prac jest choćby to, że można z tą estetyką się nie zgadzać, co z kolei może wymusić na odbiorcy doprecyzowanie własnego poglądu na sztukę fotografii. Natomiast niewątpliwie LaChapelle jest wielką indywidualnością. Zdecydowałem się pomóc w promocji tego albumu, ponieważ w Polsce wciąż bardzo niewiele wiemy o fotografii światowej.
David LaChapelle urodził się w 1969 r. w USA, w Connecticut. Jako 15-latek, w samym środku ery disco, opuścił rodzinny dom. W Nowym Jorku, gdzie trafił jako początkujący poszukiwacz własnej artystycznej ścieżki, poznał Andy’ego Warhola, który dał mu pierwsze profesjonalne zlecenie: miał zrobić fotografie do magazynu mistrza „Interview”. To był strzał. LaChapelle z początkującego fotografa stał się w ciągu kilku chwil nadzieją fotografii artystycznej. Posypały się nagrody branżowe i kolejne propozycje. Artysta bardzo szybko podbił światek mody, filmu i reklamy. Największe światowe firmy – L’Oreal, Diesel czy Iceberg – opierały swoje kampanie na jego zdjęciach. LaChapelle stał się też ulubionym autorem okładek płyt muzyków pop, między innymi Moby’ego, Madonny, Whitney Houston czy zespołu No Doubt. – Kariera Davida LaChapelle’a jest typowo amerykańska – przyznaje Gierałtowski. – Jest to człowiek dość młody, a już odniósł wielki sukces. Ten artysta fotografuje ludzi popkultury, a jego specyficzny styl z niej
właśnie wyrasta. Wprawdzie jego album ukazał się w Polsce w nakładzie 2,5 tys. egzemplarzy, a na jego kupno pozwolić sobie mogą tylko najbogatsi, bo kosztuje około 5 tys. zł, ale taka jest polityka wydawnictwa Taschen. Moją galerię odwiedziło bardzo wielu ludzi, większość wracała, by obejrzeć album raz jeszcze, kilka osób zdecydowało się na zakup – dodaje.

Jakie są zdjęcia LaChapelle’a? Jeden z krytyków napisał, że to wizualne uczty z wieloma warstwami znaczeń, które w żadnym razie nie pretendują do miana dokumentów społecznych, choć wiele osób tak je odbiera, lecz rzucają nowe światło na rozrywkę; są po prostu seksowne i zabawne. – Chcę dać zastrzyk koloru. Ludzie ubierają się na czarno od lat 80., a nam nie trzeba przypominać o ciemnych rzeczach. Dzięki temu nasz wewnętrzny ekshibicjonista może mieć wreszcie prawdziwy ubaw – mówi artysta o swojej sztuce.
Pociąga go świat centrów handlowych, fast-foodów, nieposkromionego konsumpcjonizmu, świat blichtru, błyskotek i pozornej dekadencji, artystów, modelek i pop-gwiazdek: pokazuje narkomankę wciągającą brylanty zamiast kokainy, modelki – białą i czarną – zamienione głowami, Pamelę Anderson, która wprawdzie bez szwanku wychodzi z wypadku samochodowego, ale po tym zdarzeniu nie ma już włosów. Prowokacja, paradoks, skrót. U podstaw jego sztuki legły dwie frazy: Warhola o tym, że „wszyscy powinni wyglądać pięknie”, oraz Capote’a, że „dobry smak to śmierć sztuki”. Dlatego prowokuje, ale nie przestrasza.

– Nie kupuję etykietki fotografa-sławy – mówi LaChapelle. – Jestem po drugiej stronie aparatu. Kiedy byłem dzieckiem, podszedłem do Stevena Maisela i powiedziałem, jak wspaniałe są jego prace. „To wszystko gówno”, odpowiedział. Ja na to: „Nie, to wspaniałe”. Ale rozumiem teraz, co miał na myśli: nigdy nie dotarłeś do celu. Dotrzeć do celu to zatrzymać się. Twórczy ludzie rozkwitają, nie traktując niczego jako pewne i ostateczne.

Wystarczy przyjrzeć się zdjęciom prezentowanym w „Przeglądzie”. Czy nie jest tak?

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)