Izabella Łukomska-Pyżalska - polska matka milionerka
Pierwsze kroki stawiała w modelingu, mając - podobnie jak Kate Moss - zaledwie 15 lat. Wtedy chciała mieć po prostu swoje kieszonkowe. Dziś jest "najpiękniejszym prezesem w świecie polskiego sportu". Izabella Łukomska-Pyżalska to jedna z najbogatszych Polek, ale jej fortuny - jak sama przyznaje - nie da się zamknąć w sejfie. Piękna pani prezes jest bowiem matką sześciorga dzieci. To dla niej i jej męża największy sukces! O tym, na czym polega prawdziwe macierzyństwo, dlaczego posiadanie dużej rodziny wcale nie wiążę się z pieniędzmi i jak to jest być matką milionerką rozmawia z Aleksandrą Nagel.
07.03.2016 | aktual.: 09.03.2016 11:59
Pierwsze kroki stawiała w modelingu, mając - podobnie jak Naomi Campbell - zaledwie 15 lat. Wtedy chciała mieć po prostu swoje kieszonkowe. Dziś jest "najpiękniejszym prezesem w świecie polskiego sportu". Izabella Łukomska-Pyżalska to jedna z najbogatszych Polek, ale jej fortuny - jak sama przyznaje - nie da się zamknąć w sejfie. Piękna pani prezes jest bowiem matką sześciorga dzieci. To dla niej i jej męża największy sukces! O tym, na czym polega prawdziwe macierzyństwo, dlaczego posiadanie dużej rodziny wcale nie wiążę się z pieniędzmi i jak to jest być matką milionerką rozmawia z Aleksandrą Nagel.
WP:
Aleksandra Nagel: Jesteś jedną z tych Polek, dla których program 500+ to spory zastrzyk gotówki. Co zamierzasz zrobić z 30 tys. złotych, które dostaniesz od państwa w ciągu najbliższego roku?
Izabella Łukomska-Pyżalska: Jeszcze o tym nie myślałam. Cieszę się, że pojawił się pierwszy z prawdziwego zdarzenia program prorodzinny w Polsce. Program nie jest idealny, ale dzięki niemu coś się zacznie. Oczywiście można mu wiele zarzucić, ale najważniejsze jest to, że finansowo choć w pewnym stopniu pomoże wielu wielodzietnym rodzinom. A jeżeli te 500 zł choć w najmniejszym stopniu nakłoni rodziny do posiadania większej liczby dzieci niż jedno, to będzie można mówić o jego mniejszym lub większym sukcesie.
Mówisz, że projekt nie jest idealny. Czy to dobrze, że wsparcie finansowe dostaną zarówno biedni, jak i bogaci?
Bardzo dużo z tego, co zarabiam wydaję na moje dzieci i te pieniądze każdemu się przydadzą, niezależnie od tego czy jest biedny czy bogaty. Każdy znajdzie na nie inne zastosowanie. Co do samego programu 500+, ważne, aby rodzice potraktowali te pieniądze nie jak pieniądze dla nich, ale konkretnie dla ich dzieci, aby inwestowali je w ich rozwój i edukację.
Jak to jest być dzieckiem mamy milionerki?
Nie wiem, należałoby zapytać moich dzieci, choć one z pewnością powiedziałyby, że kochają swoją mamę i są szczęśliwe. Moje pociechy czują, że niczego im nie brakuje, ale staram się nie wychowywać ich w kulcie pieniądza. Chcę, aby wiedziały, że aby coś osiągnąć w życiu, należy uczyć się, ciężko pracować, zdobywać doświadczenie i nie poddawać się. Nie obdarowuję ich ciągłymi prezentami, nie otrzymują wszystkiego, czego zapragną. Za to potrafią się dzielić, a to z pewnością także zasługa bycia częścią tak licznej rodziny. Z drugiej strony czasami narzekają, że muszą robić więcej niż inne dzieciaki.
Jesteś wymagająca?
Staram się być umiarkowanie wymagająca. Całe życie świat stawia przed nami wymagania i oczekiwania, więc od najmłodszych lat stawiam wymagania także przed moimi dziećmi. Moim naczelnym celem jest to, aby zapewnić im poczucie bezpieczeństwa. Ja i mąż odrabiamy lekcje z dziećmi. Pomagam im także w przygotowaniach do różnego rodzaju konkursów, występów. Teraz np. Amelia jest w trakcie przygotowań do konkursu matematycznego, a Anastazja przygotowuje się do rozpoczęcia nauki w szkole.
Skąd ta stanowczość?
Może bierze się ona z tego, że w tak pełnym domu jak nasz, ważne jest wyznaczenie pewnych zasad i reguł. Kiedy każdy ma jakieś obowiązki i zadania do wykonania, pomaga to we wprowadzeniu pewnego ładu. Gdy w domu jest szóstka dzieci, czasami potrafi być naprawdę głośno. Młodsze kłócą się ze starszymi, głośne zabawy starszych budzą młodsze, które właśnie zasnęły... Wymyślam im wtedy różne zadania, gramy razem w gry, czytamy. Igor właśnie zaczyna płynnie czytać i jestem z niego bardzo dumna! Staram się tak organizować dzieciom czas, aby jak najmniej spędzały go przed ekranem komputera, telewizora czy tabletu.
Jak one reagują na taką musztrę?
Oczywiście czasami marudzą, ale jak przychodzą ze szkoły z pochwałą od nauczycielki, dobrą oceną, to są bardzo zadowolone. Pytam wtedy, czy było warto i przyznają mi, że tak.
Jestem trochę zaskoczona, bo wydawało mi się, że masz nianie, opiekunki, które robią to za ciebie…
Nikt nie odrobi z dzieckiem lekcji tak, jak rodzic. Żadna niania nie zastąpi mamy czy taty. Nianie muszą być, bo inaczej przy takiej gromadce nie wyszłabym nigdy z domu do pracy, ale odrabianie lekcji, wychowanie i rozwój dziecka, to zadania dla rodziców. Tulenie, pocieszanie, pochwały – to też przede wszystkim rola mamy czy taty.
Szukasz dzieciom nowych pasji, zainteresowań?
Jeśli mój syn będzie chciał zostać sportowcem, a wiadomo że wielu chłopców o tym marzy, to ja na pewno będą go w tym wspierała. Dziewczynki częściej myślą o tym, by zostać aktorką, piosenkarką czy tancerką. Ale powtarzam wszystkim, że muszą mieć kilka planów na życie. W dzisiejszych czasach nie wystarczy plan A, czasem nie wystarczy też plan B. Przecież tak wiele rzeczy nie zależy od nas, czasami zabraknie umiejętności, innym razem szczęścia…
I wtedy w te marzenia wchodzisz ty jako rodzic?
Rolą rodzica jest pokazać dziecku jak najwięcej możliwości, aby mogło rozwijać swoje pasje. Czasem jest to sport, czasem gra na instrumencie, czasem coś zupełnie innego. To ja powinnam dostrzec talent mojego dziecka jako pierwsza i pomóc mu go rozwijać.
Nie wszystkie talenty dzieci rodzice mogą rozwijać. Czasem jest to po prostu kwestia pieniędzy…
Oczywiście nie zawsze rodzice mają możliwości finansowe, aby rozwijać pasje dziecka, zwłaszcza te nietypowe. Są jednak takie dziedziny, których rozwój nie wymaga olbrzymich nakładów pieniędzy, jak np. piłka nożna.
Często wypowiadasz się na tematy związane z macierzyństwem. Czym jest dla ciebie posiadanie sześciorga dzieci? Czy to jest heroizm, czy raczej powrót do normalności? Do tego, jak żyły nasze matki i babcie?
Macierzyństwo jest czymś wspaniałym. Nie oceniam kobiet, które nie chcą mieć dzieci, ale uważam, że w pewnym momencie wiele z nich może zacząć żałować, że nie zdecydowały się na macierzyństwo. Sama czuję, że gdybym nie została mamą tak licznej gromadki, bardzo wiele bym straciła. Rozumiem kobiety, które decydują się na jedno czy dwójkę dzieci. Kiedy posiadasz dużą rodzinę, masz ręce pełne roboty, nawet wtedy, gdy masz wsparcie osób trzecich. Nie zmienia to faktu, że bycie mamą nawet jednego dziecka to praca 24 godziny na dobę, a do tego bywa bardzo nieprzewidywalna, co chwilę dzieje się coś nowego.
Czy wyobrażasz sobie życie bez swoich dzieci?
Ciężko mi to sobie wyobrazić. Ta szóstka jest całym moim światem. Kiedyś, gdy miałam 20 lat i pytano mnie, czy zamierzam zostać matką, pukałam się wymownie w czoło. Pierwsze dziecko, najstarszą córkę Amelię urodziłam gdy miałam 28 lat. Obecnie wszystko w moim życiu podporządkowane jest dzieciom. Nasz dom przypomina jedną wielką krainę zabawek! Kiedyś rodziny wielodzietne były czymś zupełnie normalnym. Kobiety rodziły dzieci, zajmowały się nimi, często dużo pracowały także fizycznie. Dzisiaj postrzeganie takich matek czy rodzin zmieniło się, z uwagi na uwarunkowania kulturowe.
Czyli jednak dla współczesnej kobiety, która ma jakieś zawodowe aspiracje, rola matki w wielodzietnej rodzinie jest o wiele trudniejsza?
Ta rola jest o tyle trudniejsza, że rzeczywiście podwójna, ale z drugiej strony mamy sporo udogodnień, których kiedyś nie było. Bycie matką to nie jest żaden heroizm.
Czy zdecydowałabyś się na posiadanie takiej liczby dzieci, gdybyś nie była osobą zamożną?
Na pewno nie. To niesie za sobą olbrzymie koszty finansowe. Gdyby nie było mnie stać na posiadanie licznej rodziny, nigdy nie zdecydowałabym się na sześcioro dzieci.
Można wyjść z założenia, że jakoś to będzie...
Kiedy byłam w ciąży z moją najstarszą córką, postanowiliśmy z mężem otworzyć firmę budowlano-developerską Family House. To było ponad 10 lat temu, wtedy nie przypuszczaliśmy, że kilka lat później dzieci będzie sześcioro, a firma tak się rozwinie. Faktycznie wtedy powiedzieliśmy sobie: „ jakoś to będzie”.
Każde z waszych dzieci to było planowane dziecko?
Planowaliśmy czwórkę, a że czwarta ciąża okazała się bliźniacza to poszliśmy za ciosem. Najmłodszy syn Ernest 14 lutego skończył rok. Pamiętam, że kiedy go urodziłam poczułam, że teraz jesteśmy w końcu w komplecie i mam już wszystko, czego pragnęłam. To było wspaniałe uczucie, którego nie potrafię w zupełności opisać - wielkie poczucie szczęścia, spełnienia i dumy zarazem.
Poczułaś, że to jest ten moment, jesteś spełniona?
Poczułam, że jesteśmy już tą rodziną, o której zawsze skrycie marzyłam, a być może sama przed sobą chyba bałam się przyznać, że chcę mieć dużo dzieci. Po urodzeniu bliźniaków, Aureli i Borysa byłam smutna, że to była już ostatnia ciąża jaką zaplanowaliśmy. Marzyłam o trzymaniu w ramionach małego, słodkiego bobaska - raz jeszcze. Zatęskniłam za karmieniem piersią! Postanowiłam przeżyć to jeszcze raz i tak pojawiła się kolejna ciąża.
Wiele rodzin powtarza, że gdyby miało więcej pieniędzy, to miałoby więcej dzieci. To moim zdaniem jakiś paradoks, bo jeszcze do niedawna posiadanie takiej gromadki kojarzyło się z biedą i patologią. Tymczasem okazuje się, że posiadanie wielodzietnej rodziny to dziś jakiś symbol luksusu. Co ty o tym sądzisz?
Do niedawna rzeczywiście było tak , że wielodzietna rodzina kojarzyła się tylko i wyłącznie z rodziną skrajnie katolicką lub patologiczną. Często czytam takie komentarze: „Jeśli miałabym tyle kasy co ona, to też bym tyle narodziła”. To jest kompletna bzdura. Mogę policzyć na palcach jednej ręki zamożne rodziny, które mają dużo dzieci.
To wcale się tak często nie zdarza?
Znam wiele zamożnych par, które wcale nie posiadają dużej liczby dzieci. Wręcz odwrotnie. Posiadanie licznej rodziny wcale nie idzie w parze z dochodami.
To dlaczego wy się na to zdecydowaliście?
Niegdyś dzieci kojarzyły mi się tylko z rozwrzeszczanymi istotami płaczącymi w samolocie. Macierzyństwo uważałam za coś nienormalnego. Nie rozumiałam, jak kobiety mogą skazywać siebie na coś takiego. Później, gdy dorastamy, to zmieniają się nasze priorytety. Myślę, że bardzo ważne jest też to, aby spotkać właściwą osobę, z którą chcesz założyć rodzinę.
Czyli to kwestia odpowiedniego partnera?
Dokładnie. Słyszę wiele wypowiedzi kobiet, które mają warunki finansowe, są zdrowe, ale nie mają odpowiedniego partnera na ojca i twierdzą, że nie chcą mieć dzieci. Jak go znajdą, to wszystko się zmienia i zaczynają myśleć inaczej.
Małe dziewczynki zwykle marzą o byciu piosenkarką czy aktorką. Ty zaczęłaś od modelingu. Czy chcesz, aby córki poszły w twoje ślady?
Jeśli to będzie ich marzenie, nie będę im tego odradzać. Muszą jednak pamiętać, że to nie jest zajęcie na całe życie. Jest niewiele modelek, które mogą pracować do 40-tki i tym samym zarabiać w ten sposób na swoje utrzymanie. Tu właśnie warto mieć ten wspomniany plan B. Moje córki muszą mieć tego świadomość i chyba już ją mają, bo bardzo często rozmawiam z dziećmi o przyszłości.
O czym marzy aktualnie twoja najstarsza córka?
Amelia uwielbia tańczyć i trenuje akrobatykę. Naprawdę potrafi wykonać już takie cuda, że sama czasami nie mogę uwierzyć w to co widzę! Cieszę się również, że dobrze się uczy i sukcesy w szkole cieszą ją tak samo, jak te osiągane w sporcie.
Czy Ty miałaś plan B i plan C, gdy byłaś nastolatką?
Niestety nie. Ja jako młoda dziewczyna chciałam zarabiać jakiekolwiek pieniądze, mieć kieszonkowe. W taki właśnie sposób trafiłam do modelingu. Babcia zapisała mnie na kurs dla modelek, ale szybko okazało się, że w Poznaniu to była głównie praca dla hostess. Gdy trafiłam do Warszawy, powiedziano mi, że muszę schudnąć. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo byłam straszną chudziną, a tu kazali mi jeszcze zrzucić kilogramy. To był absurd, ale to zrobiłam. To była moja szansa na pracę w tak młodym wieku.
Ile miałaś wtedy lat?
Miałam wówczas zaledwie 15 lat. Sześć lat później otworzyłam własną agencję modelek i hostess, która pozwoliła mi rozwinąć skrzydła, jak również innym dziewczynom, współpracującym z moją agencją. To był właśnie ten mój plan A. Jednak czułam, że w moim zawodowym życiu przyjdzie mi jeszcze robić coś innego. Nie pomyliłam się, po jakimś czasie bycie modelką zaczęło mnie nudzić.
Trudno w to uwierzyć, patrząc na konta na Instagramie współczesnych modelek. Większość młodych dziewczyn marzy o takim życiu. Dlaczego modeling zaczął ciebie nudzić?
Zrozumiałam, że praca modelki to zawód, w którym muszę być skrajnie podporządkowana. O wszystkim decydowali inni, a ja wykonywałam polecenia. Chciałam się dalej rozwijać i zdobywać doświadczenie także w innych dziedzinach. Ciągłe podróże, mieszkanie na walizkach przestało być tym, czego oczekiwałam od życia.
Jak kiedyś wyglądał świat modelek w Polsce?
Otwierałam agencję w 1999 roku w Poznaniu. W Polsce to były początki modelingu. W Warszawie było kilka agencji modelek, ale poza samą stolicą za dużo się nie działo. Dziewczyny marzyły o tym, by wyjechać za granicę i tam zapoczątkować swoją karierę.
Co oznaczał ideał piękna pod koniec lat 90-tych? Czy ten kanon różnił się od tego, co podoba się nam dzisiaj?
Kiedy stawiałam pierwsze kroki w zawodzie modelki, świat zachwycał się kobiecymi sylwetkami topmodelek takich jak: Cindy Crawford, Claudia Schiffer czy Naomi Campbell. To były kobiety o pełniejszych kształtach niż te, które przodują w tym zawodzie obecnie.
O której godzinie wstaje mama sześciorga dzieci?
Zwykle o siódmej, ale w nocy jest różnie. Od wielu lat sypiam z przerwami po trzy, cztery godziny. Wstaję o trzeciej, karmię małego. Dziś na przykład obudziłam się o piątej, bo Aurelia miała gorączkę. Pół godziny nie spałam. Na szczęście mam tak, że jak się obudzę, to za chwilę mogę znowuż zasnąć. W każdym razie, jeszcze pół roku, mały przestanie pić mleko w nocy i mam nadzieję, że będzie całkiem nieźle.
Jako matka sześciorga dzieci z pewnością masz wyrobioną opinię na wiele kontrowersyjnych tematów związanych z macierzyństwem. Wiele kobiet, zanim jeszcze urodzi dziecko, zastanawia się nad przykład nad tym, czy będzie karmić naturalnie czy mlekiem sztucznym. Jakie jest twoje zdanie?
Nigdy nie miałam problemów z karmieniem piersią. Karmiłam wszystkie swoje dzieci do około trzeciego, czwartego miesiąca życia. Gdy zaczynałam wracać do pracy oraz ćwiczeń, automatycznie wprowadzałam mleko sztuczne do diety dzieci. Początkowo, gdy jechałam do biura, to zabierałam ze sobą dziecko, ale wtedy nie można pracować na sto procent.
Trzy miesiące to stosunkowo krótko. Niektóre matki karmią piersią nawet dwulatki.
Jestem za karmieniem piersią, ale nie karmiłabym dziecka powyżej roku życia. Dzieci mają już wtedy zęby i trudno mi sobie to wyobrazić. Zależy to oczywiście od kobiety. Jeśli to mamie sprawia przyjemność, a ogólnie uważam karmienie piersią za coś przyjemnego, to nie widzę w tym nic zdrożnego. Kiedyś nie było innego wyjścia. Trzeba było karmić piersią czy rodzić naturalnie.
Skoro mówisz o naturalnym porodzie, to czy jesteś za naturalnym czy cesarką?
Wolę rodzić naturalnie. Miałam cesarkę przy bliźniakach, bo tak doradzał mi lekarz i przez trzy tygodnie dochodziłam do siebie. To jest jednak operacja, przecięcie całego brzucha, są szwy, które trzeba później wyciągać. Przy pierwszym naturalnym porodzie też nie czułam się zbyt komfortowo, lecz poród naturalny ma to do siebie, że jak już się urodzi, to przestaje boleć, a z cesarką niestety tak nie jest.
Korzystałaś ze znieczulenia?
Przy pierwszym porodzie miałam znieczulenie zewnątrzoponowe, przy drugim i przy trzecim poszło szybko (śmiech). Nie chciałam żadnych leków, bo to tylko by mnie „ogłupiało”. Lekarz był zdziwiony. Kiedyś wydawało mi się, że nie jestem stworzona do rodzenia. A tu zaskoczenie - rodziłam szybko i bez jakichkolwiek komplikacji.
Bycie panią prezes i macierzyństwo. Czym różni się twoje życie od życia przeciętnej kobiety? Czy jest jakaś różnica?
Jak masz własną firmę i zatrudniasz 100, 200 czy 300 osób, to twoja praca wygląda zupełnie inaczej. Odpowiadasz za wielu ludzi, nie tylko za siebie. Jest większy stres, więcej obowiązków niż przy etacie. Każdy, kto prowadzi swoją działalność doskonale wie po jak kruchym lodzie codziennie stąpa. To wszystko przekłada się także na pojmowanie i podejście do macierzyństwa.
Z drugiej strony jest moda na to, aby na macierzyńskim zakładać własną działalność, zacząć pracę na swoim. Co o tym sądzisz?
To jest super! Ja dziś nie wyobrażam sobie, że pracuję w korporacji od 8 do 16. Wiedziałam od początku, że chcę być na swoim, niezależnie od tego, co by to było. Miałam agencję modelek, teraz mam firmę budowlano-deweloperską. Trzeba cenić odwagę tych kobiet, które decydują się na założenie własnej działalności. Krajowe regulacje prawne nie sprzyjają zakładaniu swojej działalności. Jest wiele ukrytych zasadzek, dlatego wielu młodych ludzi ma obawy, boi się ryzyka i podejmuje pracę na etacie lub tzw „umowach śmieciowych”.
A co sądzisz o mamach blogerkach, które pokazują całemu światu swoje dzieci? Wiele osób krytykuje je za to, że poprzez dzieci realizują własne ambicje.
Media społecznościowe mocno wkroczyły w nasze życie prywatne i wszystko wskazuje na to, że będzie to tylko postępowało. Trudno wyznaczyć taką granicę, co jest jeszcze dopuszczalne, a co już jest przekroczeniem linii zdrowego rozsądku. Sama jestem blogerką. Może nie pokazuję swojego życia prywatnego tak bardzo, jak inne blogerki, które traktują to jako sposób na zarabianie pieniędzy, ale nie widzę w tym nic strasznego. To, że rodzic pokaże zdjęcie całej rodziny, moim zdaniem nie jest niczym złym. Oczywiście należy pamiętać o zachowaniu zdrowego rozsądku. Nie dajmy się ogłupić, będąc po jednej czy drugiej stronie bloga, social media często ukazują fałszywy, wręcz idealny świat bez trosk, łez i pozbawiony autentyczności.
Nie masz problemu z pokazywaniem dzieci w internecie, w mediach?
Zdarza się, że w mediach społecznościowych publikuję zdjęcia rodzinne z moimi dziećmi. Nie widzę w tym nic złego, nie przekraczam przy tym żadnych granic dobrego smaku czy zdrowego rozsądku. Decydując się na aktywność w świecie mediów i biorąc pod uwagę rozpoznawalność w osobie matki sześciorga dzieci, godzę się niejako także na to, aby i o moich dzieciach się pisało, tak jak np. w tym wywiadzie.
Ile Twoje dzieciaki dostają kieszonkowego?
Nie dostają kieszonkowego. Jak potrzebują pieniędzy, to zadaje im pytanie: czego ci brakuje i na co chcesz je wydać? Dla przykładu, najstarsza córka Amelia dostaje pieniądze na urodziny i zbiera je, aby później móc je wydać na jakiś większy prezent. Gdy czegoś im brakuje, to mi o tym mówią, ale ja sama często ich pytam – „czy naprawdę jest ci to potrzebne?”
Nie rozpieszczasz swoich dzieci?
Jeśli jest jakaś zabawka, która może wpłynąć pozytywnie na ich rozwój, to ją kupuję. Moje dzieci uwielbiają klocki Lego, a wiadomo, są zestawy, które kosztują majątek. Tego typu droższe zabawki dostają np. na urodziny czy proszą o nie w liście do świętego Mikołaja.
Twoje odpowiedzi sugerują, że w waszej rodzinie liczy się pieniądze i je szanuje. Nie szasta na prawo i lewo. Nie tak Polacy wyobrażają sobie milionerów. Czym dla was są pieniądze?
Pieniądze to nie cel sam w sobie, to narzędzie, które wiele nam w życiu umożliwia. Pieniądze się zarabia i wydaje. Jednego dnia je mamy innego możemy je stracić…
Startowałaś do Parlamentu Europejskiego. Wtedy się nie udało, ale myślisz wciąż o tym, by na poważnie zająć się polityką?
Bycie politykiem to bardzo niewdzięczna rola. Na pewno nie zależy mi na zajmowaniu się polityką z uwagi na kwestie finansowe, nie ukrywajmy - pensja posła nie jest w stanie zmienić mojej sytuacji finansowej. Ważne są dla mnie kwestie społeczne. Startując do Europarlamentu, zdawałam sobie sprawę z tego, że szanse na wejście z „dwójki” są minimalne. Traktowałam to jako nowe doświadczenie, chciałam się czegoś nauczyć, poznać kulisy powstawania i trwania kampanii wyborczej. Na zaproszenie Marka Siwca odwiedziłam Brukselę. Zobaczyłam, jak wygląda Europarlament. W jakimś stopniu głosy oddane na mnie wzmocniły także listę, z której startowałam. Niestety projekt mający na celu fuzję Twojego Ruchu Janusza Palikota z SLD kompletnie nie wypalił. „Gwiazdą” tamtej kampanii okazał się Janusz Korwin-Mikke i to on był czarnym koniem wyborów w 2014 roku, na co ja nie miałam wpływu. Ówczesne wybory traktuje jako cenne doświadczenie i nie wykluczam, że kiedyś zaangażuję się w jakąś funkcję publiczną. Nigdy nie mów nigdy.
Czy ty masz poglądy feministyczne? Po której jesteś stronie?
To zależy od konkretnego tematu. Nie mam poglądów skrajnie prawicowych czy skrajnie lewicowych.
Jesteś za aborcją?
Uważam, że aborcja to nie jest nic dobrego, wręcz odwrotnie, ale zakazywanie i karanie za nią to też nie jest dobry pomysł. Cieszę się, że nigdy nie musiałam stanąć przed takim strasznym dylematem i współczuję tym, którzy stanęli. Uważam, że to powinna być decyzja konkretnej matki i konkretnego ojca. Tak naprawdę wiele problemów wynika z braku edukacji i to jest przyczyną niechcianych ciąż.
Pierwszy problem, który ty byś poruszyła, gdybyś miała wpływ na politykę?
Na pewno skonstruowałabym inaczej program 500+. Czytałam o tym, jak polityka prorodzinna wygląda w wielu krajach europejskich na przykład we Francji, gdzie działa całkiem dobrze. Nie poszłabym w kierunku „rozdawnictwa” pieniędzy, ale ułatwiłabym życie rodzinom w inny sposób. Darmowe żłobki, miejsca w żłobkach i przedszkolach, dofinansowanie opiekunek. Uważam, że trzeba tak wspierać rodziny, aby pomóc im w posiadaniu co najmniej trójki dzieci. Nie sztuką jest rozdawać pieniądze.
Trójka dzieci to dla ciebie taki rodzinny must have?
Jeżeli myślimy o tym, aby nie było nas coraz mniej, to tak. Posiadanie trójki dzieci jest gwarantem występowania współczynnika dzietności pozwalającego na powiększanie się naszego społeczeństwa, inaczej nie będzie komu pracować na nasze emerytury. Uważam, że program prorodzinny jest nam bardzo potrzebny, ale szkoda, że nie jest dopracowany. Może następcy go udoskonalą.
Powiedz mi, czy ty myślałaś kiedyś o tym, żeby wydać książkę?
Piszę bloga, pomysły na teksty są, mam w głowie tematy, które chciałabym poruszyć, ale przeważnie nie mam czasu na pisane. Być może kiedyś czas nadejdzie i pomyślę nad tym. Na razie jest to po prostu niemożliwe.
Myślisz czasem jak twoje życie będzie wyglądać za 10, 15 lat, gdy twoje dzieci zaczną dorastać, zakładać własne rodziny?
Bywa, że z mężem się nad tym zastanawiamy. Liczę na to, że dzieci będą do nas przyjeżdżać na święta i wspólnie będziemy zasiadać przy świątecznym stole.
Będziesz typową włoską mamą, a może raczej poznańską?
Na pewno! Większość mam tak ma, że chcą, aby dzieci je odwiedzały, żeby były z nami w jak najlepszych relacjach. Takie już jesteśmy.
Niewiele wiemy o tym, jak wyglądało twoje dzieciństwo.
Byłam jedynaczką, mój mąż też. Może dlatego chcieliśmy mieć dużą rodzinę? Nie ma w tym chyba jednak żadnej większej filozofii.
Byłaś modelką. Czy dziś moda ma dla ciebie jakieś znaczenie?
Nie mam na nią czasu. Zdarza mi się kupować rzeczy w internecie czy sieciówce, czasem kupię coś od polskich projektantów. Nie przykładam do tego jednak zbyt wielkiej wagi. Nie mam problemu z tym, że noszę coś kilka razy. I nie marzę z wypiekami na twarzy o nowej torebce czy szpilkach.
Nie jesteś osobą, która śledzi trendy?
Raczej nie. Do tej pory było tak, że wciąż coś na mnie nie pasowało. Chudłam po porodzie, zachodziłam w ciążę, więc znów tyłam, potem znów chudłam. Teraz dopiero powoli zaczęłam kompletować taką szafę „na stałe”. Niezależnie od tego, przyzwyczajam się do ubrań i nie zmieniam ich z sezonu na sezon. W kwestii mody jestem bardzo praktyczna.
Jednocześnie jesteś panią prezes. Musisz wyglądać.
Nic nie muszę. Mogę się ubierać jak chcę, wszystko jest kwestią moich wyborów.
Ale czy „kobiece fatałaszki” w męskim świecie twardego biznesu to problem?
Pod tym względem tak. Biznes i polityka nie lubią wystrojonych, przesadnie zadbanych kobiet. Dekolt czy świeżo zrobiony manikiur sprawia, że jesteśmy odbierane jako niekompetentne. Jak wyglądamy za dobrze, to ludzie zaczynają myśleć, że ta pani, to nic innego nie robi, tylko siedzi u kosmetyczki. To śmieszne. Każda kobieta powinna dbać o siebie, również o swój wygląd.
Zdarza ci się, że czujesz się oceniania przez pryzmat urody czy twojej pierwszej pracy?
No jasne że tak, zwłaszcza w kontekście polityki. Miałam sesję w „Playboyu”, więc już na zawsze będę tą, która ma na koncie nagą okładkę. Sesja do „Playboya” trwała jeden dzień, a łatka pozostała na całe życie! Nie mogę być przecież mądrą, inteligentną kobietą, przecież ona nigdy by się na taką sesję nie zdecydowała, prawda? (śmiech).
Czy jeszcze raz byś to zrobiła, gdybyś mogła cofnąć czas?
Myślę, że tak. To, gdzie jestem teraz, zostało ukształtowane przez moją przeszłość. Nie wiem, co by było, gdybym tej sesji do „Playboya” nie miała. Niczego w życiu nie żałuję. Robię, to co robię. Jestem tym, kim jestem. Mam tyle dzieci, ile mam. Są zdrowe i to jest dla mnie ważne. Wszystko się dobrze układa. Może wreszcie kiedyś wybudujemy większy dom… Jestem szczęśliwa.
O tym właśnie marzy aktualnie pani prezes? O domu?
Tak. To moje wielkie marzenie, bo trochę nam już ciasno. Nawet bardzo. Co ciekawe, budujemy i sprzedajemy mieszkania dla wielu ludzi, a decyzję o zmianie własnego domu na większy zostawiamy na ostatnim planie.
Szewc w dziurawych butach chodzi…
Dokładnie tak. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości to marzenie zrealizujemy. Nasze miejsce na ziemi to dom pod Poznaniem, choć nie ukrywam, że marzy też się nam dom za granicą w cieplejszym klimacie.
Co jest dla ciebie najważniejsze w tych marzeniach? W sumie nie przywiązuje wagi do miejsca. Ważniejsi są rodzina i ludzie. To jest dla mnie istotne.
Co by było, gdyby Izabella Łukomska nie była panią prezes, milionerką?
Nigdy o tym nie myślałam. Nie uważam się też za osobę wyjątkowo bogatą. Jestem osobą w miarę zamożną. Tyle. Nigdy nie miałam marzeń o tym, że będę miała to czy tamto, że będę bogata. Można w życiu wiele zarobić, można wszystko stracić. Bogactwo to rzecz względna. Do dziś nie mam takich typowych marzeń milionerki - żadnych samochodów, helikopterów czy innych tego typu „luksusowych gadżetów”. Jednak od zawsze marzyłam o tym, by dużo podróżować.
Udało się te marzenia zrealizować?
Na razie nie do końca, bo dzieci marzą o innych podróżach, niż dorośli. Mają inne potrzeby: basen, zjeżdżalnie, place zabaw. Raczej nie są zainteresowane zwiedzaniem ruin i chodzeniem po górach. Jak trochę podrosną, to pewnie wybierzemy się na jakiś obóz przetrwania, pojedziemy busem gdzieś dalej, w nieznane.
Czy dziś żałujesz, że zanim urodziłaś dzieci, nie zwiedziłaś całego świata?
Z dziećmi też można zwiedzać. Ja zawsze miałam trzy marzenia: Islandia, Kilimandżaro i Nowa Zelandia. Udało się tylko z Islandią, ale nie straciłam nadziei, że z pozostałymi miejscami też się kiedyś uda. Mam jedną znajomą, która planuje, że zanim zostanie mamą, to chce najpierw wejść na najwyższe góry, zwiedzić świat. Mówię jej wtedy, a co będzie, jak potem okaże się, że masz problem z zajściem w ciążę? Trzeba to dobrze przemyśleć, czy na pewno to wejście na „wysoką górę” jest aż tak istotne…
Może to posiadanie dzieci to takie Kilimandżaro?
Dla kogoś to będą Rysy, dla kogoś innego Kilimandżaro, a może dla kogoś Gubałówka. Wszystko jest względne.
Czego życzysz młodym polskim matkom?
Życzę im odwagi i pewności siebie, bo czasami mam wrażenie, że tego właśnie im brakuje. Pamiętajcie drogie mamy, Wasze dzieci tak jak i Wasze rodziny bez wątpienia są czymś szalenie ważnym, ale nie należy zapominać o sobie! Pozostawajcie w ciągłym rozwoju, znajdujcie czas dla samych siebie i nie pozwólcie na zostanie więźniem własnego mieszkania, bo to nie posłuży nawet najbardziej zagorzałej matce - domatorce…