Mówi o najgorszym zachowaniu klientów. "Cud, jak uzbiera się złotówka"

Mówi o najgorszym zachowaniu klientów. "Cud, jak uzbiera się złotówka"

Weekend majowy rozpoczyna ciężki okres dla pracowników gastronomii / zdjęcie poglądowe
Weekend majowy rozpoczyna ciężki okres dla pracowników gastronomii / zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © Getty Images | Mint Images
Aleksandra Lewandowska
26.04.2024 06:00

Rodzice z płaczącymi dziećmi, napiwki z dołączonymi karteczkami z numerem telefonu i tzw. kilkugroszówki. Pracownicy gastronomii już na samą myśl o majówce rozkładają ręce. - Czasem pięć groszy, czasem dziesięć. Cud, jak uzbiera się złotówka - mówi Olga o pozostawianych przez klientów napiwkach.

Choć tegoroczna majówka dla wielu osób będzie związana z przedłużonym wypoczynkiem, niektórzy, myśląc o niej, nie są pełni entuzjazmu. Mowa o pracownikach gastronomii, dla których weekend majowy rozpoczyna "ciężki okres", czyli sezon wiosenno-letni.

- W majówkę otwieramy ogródek, więc przygotowujemy się na "jazdę bez trzymanki". Będzie więcej klientów, zamówień, pretensji i problemów. I rodzin z dziećmi, niestety -oznajmia Gosia Malinowska, która pracuje w jednej z restauracji w Trójmieście.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Ślicznotko, tu masz mój numer"

Gosia zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską, że późniejsza wiosna i lato to najgorszy czas dla pracowników gastronomii - w szczególności tych, którzy pracują w restauracjach zlokalizowanych nad morzem czy w górach.

- Rodzice z płaczącymi dziećmi, które, kiedy okaże się, że nie dostały tego, co chciały, zaczynają rzucać jedzeniem. Grupki "wolnych" mężczyzn, którzy przyjeżdżają na łowy, próbują zagadywać do koleżanek-kelnerek i proponują spory napiwek za coś w zamian. To sytuacje, które powtarzają się co roku, od majówki po końcówkę września - mówi.

Ona także doświadczyła w zeszłoroczne lato niewłaściwego zachowania ze strony klienta, który był na kolacji z żoną.

- Mężczyzna koło 50. roku życia. Od początku wysyłał mi dziwne uśmieszki, a kiedy przyniosłam mu zamówione danie, delikatnie złapał mnie za dłoń w ramach "podziękowań". Jego żona w pewnym momencie poszła do toalety, a on poprosił o rachunek. Zostawił mi duży napiwek, więc powinnam się cieszyć. Obrzydliwe było jednak to, że do napiwku dołączył karteczkę: "Ślicznotko, tu masz mój numer. Czekam" - opowiada.

Dodaje, że znacznie częściej zdarza się, że to mężczyźni w różnym wieku i o różnych statusach, zostawiają napiwki z dołączonymi karteczkami dla młodych kelnerek. Jej koledzy rzadziej otrzymują wiadomości od kobiet. Jeżeli już tak się dzieje, takie sytuacje mają miejsce np. podczas wieczorów panieńskich, kiedy jedna z pań chce zagadać do któregoś z kelnerów.

"Więcej z tym roboty, niż to tego warte"

Inne doświadczenie związane z napiwkami ma Olga, która pracuje w jednej z restauracji w Świnoujściu. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada, że choć zdarzają jej się spore napiwki od klientów, są także tzw. kilkugroszówki, zostawiane przez rodziny z dziećmi.

- Czasem pięć groszy, czasem dziesięć. Cud, jak uzbiera się złotówka lub dwie. I nie chodzi tu o to, że jestem wybredna czy nie doceniam pieniędzy, ale z takimi "napiwkami" jest więcej roboty, niż to tego warte. A prawdą jest, że rodziny często zostawiają jakieś grosze, bo nie chce im się poczekać na resztę. A co ja mam później zrobić z tymi pięcioma czy dziesięcioma groszami? Nie opłaca mi się nawet tego odliczyć - oznajmia.

Jak Gosia wspomina, że obsługiwanie rodzin z dziećmi jest bardzo problematyczne.

- Płacz i rzucanie jedzeniem wokół to standard. Jak już widzę, że wchodzi rodzina z trójką dzieci, to wiem, co będzie grane. Dzieciaki są mocno rozpuszczone. Na każde "nie" rodzica zaczyna się krzyk, a potem płacz - dopóki czegoś nie wymuszą. Nie są uczone od początku, jak zachowywać się w restauracji, wśród innych osób - ujawnia.

- W zeszłym roku zdarzyła się sytuacja, gdy klienci z jednego stolika na ogródku otwarcie poprosili o wyproszenie rodziny z dziećmi. Powodem było właśnie rzucanie jedzeniem, które w ogródkach zdarza się nagminnie. Poprosiliśmy kierownika, który nie mógł ich ot tak wyprosić. Upomniał ich i powiedział, o co chodzi. Zrobiła się awantura, klienci zaczęli się z nimi kłócić. Ostatecznie rodzina wyszła i wystawiła nam złą opinię - opowiada.

"Nie zasłużyła na napiwek"

"Nie zasłużyła na napiwek" - takie słowa usłyszała Alicja, pracownica jednej z restauracji w Zakopanem, kiedy obsługiwała starszą parę turystów.

- Kobieta była przesympatyczna, natomiast jej mąż - gbur. Widziałam, że było jej głupio, bo miał o wszystko pretensje. Zaczęło się od nie tego stolika, jaki chciał. Potem jedzenie: "Średnie, w domu ma lepsze. Te pierogi to chyba wielkością dla dziecka". Trzeba zaznaczyć, że miał pokaźny brzuch. Nie dziwię się, że się nimi nie najadł - wspomina.

- W końcu poprosili o rachunek. Padł komentarz, że za co on ma tyle zapłacić, że w tych górach to wszystko takie drogie, "chyba w du**ch nam się poprzewracało". Kiedy żona powiedziała do niego po cichu, żeby się uspokoił i coś mi zostawił, przy mnie odpowiedział głośno, że nie zasłużyłam. To było upokarzające - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.

Alicja nie miała na szczęście wiele takich nieprzyjemnych momentów. Zdarza się jednak, że klienci nie mają szacunku zarówno do niej, jak i do wykonywanej przez nią pracy.

- Myślą, że skoro ich obsługujemy, to są od nas w pewien sposób lepsi. Klientów z takim mniemaniem o sobie da się już wyczuć na samym początku, gdy tylko wejdą do restauracji. Od razu chcą pokazać, kim są i gdzie jest nasze miejsce - podsumowuje.

Koniec ery napiwków?

Pozostawiane przez klientów "kilkugroszowe" napiwki mogą być tylko początkiem zmian, jakie zostały zauważone już w zeszłym roku. W lipcu 2023 roku portal money.pl przytoczył sondaż bankrate.com, który został oparty na pozostawianiu napiwków przez obywateli Stanów Zjednoczonych. Wywnioskowano, że coraz mniej osób jest skorych do zostawiania dodatkowych pieniędzy za wykonaną usługę. Wśród nich aż 65 proc. przedstawicieli generacji Z (osób urodzonych w latach 1995-2012 - przyp. red.).

Tradycję pozostawiania napiwków miała powoli niszczyć pandemia koronawirusa, w wyniku której pracownicy gastronomii utracili bezpośredni kontakt z klientami, co wpłynęło na politykę "tipowania". Obecnie mogą to być również wyższe ceny, które są zauważalne także w restauracjach. Klienci coraz uważniej patrzą na ponoszone koszty.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta