Poszukiwacze nielegalnej adrenaliny
Kradnę, bo lubię - przyznaje bez ogródek Mariusz, 34-letni pracownik dużej korporacji. Takich, jak on, jest coraz więcej. Nielegalne wynoszenie rzeczy ze sklepu to nowy "sport" ekstremalny.
19.04.2007 | aktual.: 29.06.2010 01:42
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kradnę, bo lubię - przyznaje bez ogródek Mariusz, 34-letni pracownik dużej korporacji. Takich, jak on, jest coraz więcej. Nielegalne wynoszenie rzeczy ze sklepu to nowy "sport" ekstremalny.
Buntuję się, więc kradnę?
Co dla wielu będzie zadziwiające, ten nowy "sport" uprawiają dobrze zarabiający, wykształceni młodzi ludzie. Nie kradną z musu. Zazwyczaj mają taką pracę, która pozwala im realizować niemal wszystkie swoje zachcianki. Ale mimo tego od czasu do czasu odwiedzając restaurację, wynoszą z niej popielniczkę, będąc w księgarni - chowają do kieszeni ulubioną książkę z dzieciństwa.
Dlaczego to robią? Przecież tego typu drobiazgi mogliby kupić, co w minimalnym stopniu uszczupliłoby ich domowe budżety.
- To nasz bunt przeciwko układom rządzącym światem. Nie podoba nam się wykorzystywanie pracowników przez wielkie korporacje, płacenie im głodowym stawek. Nie odpowiada nam też globalizacja w takim wydaniu. Nasza akcja ma uszczuplić dochody wielkim marek i tym samym ułatwić życie małym firmom - wyjaśnia Roma, 33-letnia dziennikarka telewizyjna, zaczęła kraść jeszcze na studiach. Wynosiła szklanki z pubów, pocztówki z plażowych stoisk, kosmetyki ze sklepów. Kilka lat temu zapragnęła za jednym razem ukraść komplet pościeli. Jak pomyślała, tak zdrobiła.
Wśród znajomych Romy jej "wyczyn" uchodzi za rekord. Do dzisiaj niepobity. "Może dlatego, że dotąd nikomu nie zdradziłam, jak przeszłam koło ochroniarza z ukrytą poduszką i kołdrą" - mówi Roma.
W grupie jej długoletnich przyjaciół większość uprawia ten nielegalny "sport". "Kiedy spotykamy się w swoim gronie, prędzej czy później rozmowa schodzi na temat kradzieży" - dodaje kobieta.
Z potrzeby adrenaliny?
Psycholodzy i socjolodzy pytani o przypadek Romy uznają, że bunt przeciwko regułom rządzącym obecnym światem tylko w części wyjaśnia przyczyny tego zjawiska.
Ich zdaniem nie mniejsze znaczenie ma też potrzeba podwyższenia poziomu adrenaliny. Jeśli dobrze zarabiasz, masz poukładane życie prywatne i zawodowe, po jakimś czasie niektórzy mogą zacząć odczuwać znudzenie taką sytuacją. Zaczynają szukać czegoś, co da im "kopa". Co bardziej zdesperowani mogą posunąć się nawet poza granicę prawa. Bo nic tak nie podnieca, jak zakazany owoc.
"Robią to tylko dla poprawy humoru. Zapominają jednak, że człowiek może uzależnić się od kradzieży w taki sam sposób, jak od pracy, alkoholu czy narkotyków" - tłumaczą naukowcy.
Przedstawiciele sieci hipermarketów, w których często swój nielegalny "sport" uprawiają poszukiwacze nielegalnej adrenaliny, uważają, że dobrze ubrani, zamożni klienci mogą być przez ochronę uznawani za niegroźnych.
Nikt nie podejrzewa ich o chęć okradzenia sklepu, więc czują się bezpieczniej i pewniej. Obecnie zjawisko kradzieży dla adrenaliny stało się jednak na tyle powszechne, że ochroniarze w hipermarketach dostają specjalne wskazówki, by zwracać baczną uwagę na wszystkich klientów, także tych, którzy na pierwszy rzut oka nie wyglądają na złodziei.
Trudno precyzyjnie wskazać, jak często dochodzi do takich kradzieży. Policjanci z różnych rejonów Polski wskazują, że otwarcie hipermarketu może na danym obszarze zwiększyć ilość drobnych kradzieży nawet kilkakrotnie. Ilu z nich dokonuje się wyłącznie dla adrenaliny lub w ramach walki z systemem - nie wiadomo.