Saga rodu Frykowskich
Agnieszka Frykowska, czyli Frytka,
stała się sławna dzięki erotycznej
scenie w „Big Brotherze”.
Jest córką Bartka, przebitego nożem
w dworku Karoliny Wajdy, wnuczką Wojtka, zamordowanego
w willi Romana Polańskiego przez
bandę Mansona.
Agnieszka Frykowska, czyli Frytka, stała się sławna dzięki erotycznej scenie w „Big Brotherze”. Jest córką Bartka, przebitego nożem w dworku Karoliny Wajdy, wnuczką Wojtka, zamordowanego w willi Romana Polańskiego przez bandę Mansona. Prawnuczką Jana, który zginął razem z bratem w tajemniczym wypadku. O naznaczonym fatum śmierci rodzie Frykowskich pisze specjalnie dla „Sukcesu” Krzysztof Kąkolewski, autor książki „Jak umierają nieśmiertelni”.
Prapoczątki bogactwa rodu Frykowskich sięgają okresu przedwojennego. Już wtedy wśród potężnych przemysłowców, całkowicie kontrolujących przemysł tekstylny i odzieżowy, pojawił się ktoś nowy, a właściwie dwóch nowych ludzi, bracia Frykowscy. Mieli oni bardzo dobrą opinię, jako ludzie uczciwi i uczynni. Okres okupacji hitlerowskiej przetrwali, korzystając z przedziwnych możliwości, jakie rodziły się w tajnej sferze handlu i przemysłu, o którym Niemcy sądzili, że ich brutalne zarządzenia go zlikwidowały.
Pierwsze wieści o niezmierzonym bogactwie rodu Frykowskich docierały z Łodzi do Warszawy niedługo po wojnie. Oficjalnie – bogaczy już nie było. Odebrano im wszystko, niektórym nawet firanki w mieszkaniach, a mieszkania także, starając się wyrzucić ich z aglomeracji miejskich, gdzie ich interesy mogłyby się odrodzić. Tym bardziej więc ogromne bogactwo zadziwiało i tworzyło legendę, w której nie było zawiści, tylko podziw, że mimo wszystkich przeciwności – a może dlatego, że spychani byli do podziemia gospodarczego – nowi partyzanci kapitalizmu rozwijali się jeszcze silniej niż w społeczeństwie wolnym.
ZOBACZ WIĘCEJ MATERIAŁÓW W WPTV W najbardziej niesprzyjających warunkach, w sposób tajny i nielegalny wyrosły fortuny, a wśród nich, jak twierdzono, największa – rodu Frykowskich.
Mówiono, i są tego potwierdzenia, że to Jan, ojciec rodu Frykowskich i założyciel jego potęgi, ustalał czarnorynkowy kurs dolara w Polsce. Był więc czymś w rodzaju wolnego, podziemnego banku, a jednocześnie spełniał rolę giełdy walutowej. W tak bardzo biednej, ogołoconej i wciąż ogałacanej ze wszystkiego Polsce bogactwo rodu Frykowskich, szacowane według miar zachodnich, budziło zachwyt, że wbrew wszystkiemu rodzinie Frykowskich się udało. Jakby żelazna kurtyna w tym jednym przypadku się uchyliła.
Wojciech Frykowski, syn potężnego ojca, był pierwszym księciem socjalistycznym w warunkach, gdy oficjalnie istnieli tylko robotnicy, chłopi i urzędnicy zwani inteligentami. To jego później naśladował młody Jaroszewicz, syn generała i premiera w jednej osobie, podobnie jak syn pierwszego po przełomie 1989 roku prezydenta Warszawy, Filip W.
Dziedzic największej fortuny nie myślał się nią zajmować. Wojtek Frykowski postawił sobie za cel być postacią niezwykłą i nieporównywalną do nikogo. Opromieniony majątkiem ojca, sam nie był pozbawiony zdolności twórczych, początkowo nieukierunkowanych, a potem skierowanych na tworzenie własnego mitu, szczególnej sławy.
Mówiono o nim, że jest leniwy i rozpuszczony. Jednak było to coś więcej niż lenistwo. Nienawidził w tych niewiarygodnie trudnych czasach nie tylko strachu, biedy, nudy i przeciętności, do której sprowadzano każdego, ale prowadził bunt i rewolucję przeciwko utracie radości bytowania, przystosowaniu się i posłuszeństwu rozkazom, nawet w ubraniu. Wtedy noszono uniform z państwowych domów towarowych – jesionkę w jodełkę, która nie pasowała na żadną figurę, przypominając, jak mówiono, jesionkę sosnową, która jest strojem umarłych.
Rewolucja obyczajowa, a także naruszenie postawy człowieka cnotliwego – ponieważ niszczono wszystkie więzy i etyczne nakazy – dla wielu była odtrutką, i to o wiele wcześniej niż na Zachodzie, bo zaraz w 1956 roku. Parafrazując słynne określenie Owidiusza: była to najsłodsza praca, rozrywka i nauka. Nie było jednak natrętnego narzucania, jak dziś w Polsce, rozwiązłości przez środki masowego przekazu, które, roszcząc sobie prawo do wychowywania w złych obyczajach, wprowadzają je jako obowiązujące, podobnie jak ongiś owe jesionki. Nie była to rewolucja wymuszona i obowiązująca, ale wymagała odwagi do hedonistycznych poszukiwań, które niejedną osobę wiele miały kosztować.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Popularność tworzyła się z przenoszonych z ust do ust wiadomości i nie można jej było zawdzięczać tzw. rankingom i reklamie, które dziś często odnoszą odwrotny skutek i doprowadzają do znudzenia i przejedzenia pewnymi postaciami.
Wojciech Frykowski uważał pośpiech za znak złego smaku. Drażniło go i budziło odrazę podobieństwo ludzi do mrówek i pszczół. Tych nie znosił. Kiedyś nad ranem wracał z libacji na dachu triumpha, krzycząc do idących dziewcząt: „Robotnice łódzkie! Dlaczego tak rano wstajecie?”. W kraju, gdzie kupno roweru nie było łatwą rzeczą, na motocykl stać było niewielu, a samochód był czymś w rodzaju ruchomego skarbu i fetysza, Wojtek, gdy pod Chęcinami zatarł silnik swojego taunusa, poprosił ludzi zdążających na targ o przysługę. Myśleli, że chodzi o reperację samochodu. A Wojtek powiedział, by zepchnęli taunusa do rowu, a potem zatrzymał jakiś służbowy samochód i kazał się wieźć do Łodzi.
To, co zdegradowało się, nazywane salonem, a nim nie jest, a raczej ośrodkiem dyspozycyjnym, wtedy tworzyli ludzie, nazwałbym, uwielbiani – to byli królowie owych czasów: Marek Hłasko, Leopold Tyrmand, Zbyszek Cybulski, Agnieszka Osiecka, Krzysztof Komeda-Trzciński i jego żona Zofia, Kalina Jędrusik, Stanisław Dygat, bokser Jerzy Kulej. I Roman Polański, jeszcze jako student szkoły filmowej. Był to przełomowy moment w życiu Wojciecha Frykowskiego, a także prapoczątek światowej kariery reżysera. Doszło do złamania jednego z głównych praw socjalizmu realnego: że tylko państwu wolno być mecenasem sztuki.
Wojciech Frykowski sfinansował od początku do końca film „Ssaki” Polańskiego. Fabuła niedługiego filmu polegała na tym, że jeden człowiek ciągnie na sankach drugiego. Po różnych perypetiach film kończy się tym, że ten, który siedział, musi ciągnąć tego, który był w zaprzęgu. Film okazał się szczególną metaforą, jak chciał reżyser, wróżbą i zapowiedzią przyszłości. Właśnie Wojciech Frykowski najpierw ciągnął sanki, na których siedział Polański, otwierając mu drogę do kariery. Wyprodukowanie filmu Wojtek Frykowski uznał za nową formę „objawienia siebie” ludowi. W tym czasie rozeszła się plotka, że senior rodu, Jan Frykowski, uciekł na Zachód. Dlaczego, kiedy już o tym mówiono, zdecydował się na ucieczkę? Plotki musiały postawić w stan gotowości władze bezpieczeństwa.
Ojciec Wojtka podzielił majątek na pół, jedną połową wyposażył rodzinę i koncern, drugą spakował. Ucieczka była malownicza. Kawalkada mercedesów i taunusów ruszyła w kierunku północno-zachodnim. Kolejarz, który podjął się przerzucenia seniora rodu za granicę, przygotował jego ucieczkę tak, by zagarnąć skarb, a właściciela oddać w ręce władz. Jan Frykowski w więzieniu wyplatał koszyki najlepiej ze wszystkich i był najwięcej zarabiającym więźniem.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
W więzieniu doszła seniora rodu wiadomość, że jego syn ma zamiar poślubić sławną poetkę i autorkę tekstów piosenek Agnieszkę Osiecką. Wtedy rozporządził, by Wojtkowi na prezent ślubny darować majątek ziemski z pałacem. Z więzienia wyszły akty notarialne i zaczął się etap życia Wojtka Frykowskiego jako landlorda, feudała mającego u boku piękną, sławną i utalentowaną żonę. Zarządcę majątku przepędzał, bo ten nudził go przyziemnymi sprawami. Wokół pałacu wyrosło morze chwastów. Na taras weszło stado baranów. „Czyje to barany? – krzyczał Wojtek. – Przepędzić je natychmiast”. „To panicza barany” – oponował zarządca. Frykowskiego drażniła też pasieka, bo do pałacu dolatywały pszczoły, tak bardzo przez niego znienawidzone.
Małżeństwo z Agnieszką Osiecką było już jego drugim małżeństwem. Przedtem on, najbogatszy łodzianin, poślubił najpiękniejszą łodziankę. Gdy Łódź stała się dla Wojciecha Frykowskiego za mała, a wyjątkowo urodziwa żona nie poddawała się rygorom rodu Frykowskich, w tym swojej teściowej, nadszedł etap warszawski. Scena warszawska po pewnym czasie też dla Wojtka zmalała, ciągle ci sami znajomi zaczynali go nudzić.
W tym czasie zdarzyło się wiele rzeczy w rodzie Frykowskich. Ojciec Wojtka wypuszczony z więzienia odbył sąd nad wspólnikami i ludźmi, którzy byli prawie jego niewolnikami. Nie wszyscy zachowywali się zgodnie z zasadą omerty. Jednak dla Wojtka uwięzienie seniora rodu oznaczało, że uwolnił się od mitu ojca, potężnego demiurga stwarzającego świat.
Wojtek zdecydował, że przeniesie się do Nowego Świata, największego: Nowego Jorku, Kalifornii, który zdominuje i podbije jak ongi Łódź i Warszawę.
Jeśli, jak mówili piewcy losów Wojtka, wyobrażał on sobie wszechświat na obraz i podobieństwo gigantycznego SPATiF-u łódzkiego, to w tym się nie mylił. Na pierwszym party w Nowym Jorku otrzymał zaproszenia na inne. Szedł od jednego do drugiego przyjęcia jak zdobywca. Od razu wyrobił sobie opinię wschodniego playboya, brutalnego i czułego – siła fizyczna była jednym z atutów Wojtka.
Krzysztof Teodor Toeplitz upatrywał sukcesów Wojtka u kobiet w tym, że miał bezmiar czasu, podczas gdy inni mężczyźni byli zajęci przyziemną pracą: kierowaniem koncernami czy giełdą. Jego metoda zdobycia Ameryki była odmienna od tej, którą stosowali jej odkrywcy.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Na owych spotkaniach towarzyskich wpływowi mężczyźni gromadzili się w grupie, w której omawiali interesy i plotki, przydatne na giełdzie. Kobiety siadywały osobno, jako domniemane plotkarki, nieco porzucone. Wojtek podchodził do tych amerykańskich dam i zdobywał ich serca. Prawie natychmiast zdobył miłość panny Folger, dziedziczki imperium kawy Folgera, zwanej też księżniczką lub cesarzową kawy.
Teraz pozostało mu tylko zabrać pannę Folger do Kalifornii i odwiedzić w Bell Air, podniebnej dzielnicy Los Angeles, Romana Polańskiego. Czy Polański ucieszył się tym, że Wojtek Frykowski postanowił osiąść w rzeczywistości, „na sankach”, by Polański ciągnął go w świat Hollywood – nie wiadomo.
Ale koneksja z panną Folger była dla Polańskiego i jego żony Sharon Tate nie do pogardzenia. Polańskiego u Wojtka drażniła niechęć do wszelkiego wysiłku poza wysiłkiem zabawy. Mianował go więc ochroniarzem w swojej willi. Błędem Polańskiego był zupełny brak kontroli nad pracą uroczego lenia, jakim był Wojciech Frykowski. Wojtek miał podstawy, by uważać się za zwycięzcę w Nowym Świecie. Nie porzucił jednak wyobrażenia świata jako łódzkiego SPATiF-u. Tam było wszystko umowne, jak cała rzeczywistość PRL. W USA wszystko na serio, poważne, śmiertelnie poważne.
Wojtek zadłużył się u potężnej grupy handlarzy narkotyków, działającej w północnym Los Angeles. Nie miał z czego płacić, a odsetki narastały z każdą minutą. Gangsterzy wynaleźli innych dłużników, później zwanych bandą Mansona, rozrywkową grupę udającą komunę hippie. Na jej czele stał starszy wiekiem Charles Manson, nieślubne dziecko nieznanego ojca, gdyż jego matka była prostytutką. Odwet na zadowolonych bogaczach był jego marzeniem. Gdy otrzymał szansę umorzenia długów narkotykowych – a jego grupa używała prawie wszystkich i w dużych ilościach – podjął się zamordowania „jakichś” ludzi w Beverly Hills.
Razem z Wojtkiem zginęli m.in. żona Polańskiego, Sharon Tate, Abigail Folger, Steven Parent i hollywoodzki stylista Jay Sebring. Ponury cień zaznaczył się w niezwykłych losach rodu Frykowskich już wcześniej: w katastrofie samochodowej zginął założyciel imperium rodziny, Jan, i jego brat, a zarazem najważniejszy wspólnik.
Nadszedł moment, by powiedzieć, że Wojtek miał syna Bartłomieja, z którym nawet w Polsce widywał się rzadko, natomiast w Ameryce wydawał mu się on kimś tak dalekim, jak jego pierwsza żona Ewa, jedyna, jak się okaże, zasłużona dla przedłużenia rodu Frykowskich. Syn Wojciecha i Ewy Frykowskich, Bartłomiej, wyrósł na przystojnego, wysokiego i uzdolnionego chłopaka. I znalazł się jako pierwszy z rodu – co nie udało się jego ojcu – w wyższej sferze zawodowych artystów.
Został operatorem filmowym. Po dziadku odziedziczył zmysł do interesów i odwagę. Ponieważ Manson ułożył piosenkę na temat swojej zbrodni, na której zarobił fortunę, Bartłomiej wyjechał do Stanów i tam dzięki znajomościom dotarł do adwokatów, którzy podjęli się i przeprowadzili zwycięski proces przeciw mordercy. Tym razem za przywłaszczenie sobie zbrodni jako tematu w sztuce wokalnej. Bartłomiej po wygraniu procesu czekał na pierwsze tantiemy. Wiadomo tylko, że miały to być miliony dolarów.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
Teraz – a trzeba wspomnieć o satanistycznych seansach w willi Polańskiego, w których uczestniczyła jego żona Sharon i wywoływała ducha swego nienarodzonego dziecka, które potem w jej łonie zamordowała banda Mansona – wydarzyła się rzecz dziwna.
Bartłomiej został ugodzony potężnym nożem w brzuch i przebity na wylot aż po kręgosłup. Stało się to dnia, miesiąca i roku, który oznaczony był tymi samymi cyframi – choć w innej kolejności – co dzień, miesiąc i rok śmierci jego ojca. Żeby było jeszcze bardziej osobliwie, zbrodnia w Bell Air dokonana była w domu reżysera, Bartek zginął w dworze córki reżysera Andrzeja Wajdy.
Organa śledcze z Wyszkowa cieszyły się jedną z najgorszych opinii, nawet w tak niebezpiecznym kraju, jak w Polsce. Śledztwo w sprawie śmierci Bartłomieja przeprowadzono w sposób skandalicznie niedbały. Na nożu, którym rzekomo się przebił, znaleziono odciski palców policjanta. Nawet krew w kuchni, gdzie został śmiertelnie raniony Bartłomiej, została zmyta. Rodzina Frykowskich jeszcze raz wykazała swoją siłę. Wynajęto detektywa Rutkowskiego, który złożył bardzo ważne oświadczenia w tej sprawie. Zaraz po tym rodzina poprosiła go, by zaniechał śledztwa. Teraz Rutkowskiego uwięziono.
Ostatnią sławą rodu Frykowskich jest Agnieszka, wnuczka pięknej Ewy, a prawnuczka Jana, seniora rodu. Zapowiada ona walkę o pieniądze zablokowane w USA, należne teraz jej, jako spadkobierczyni Bartłomieja. By stać się osobą medialną i sławną, na równi ze swoim dziadkiem i jego żonami, podjęła decyzję, by w telewizyjnym widowisku „Big Brother” wejść do wanny z nieznanym sobie mężczyzną i zbliżyć się z nim tak dalece, jak to tylko możliwe. Sądzę jednak, że ich akt miłosny był sfingowany. Nadawca mógłby się narazić na ogromne odszkodowania, gdyby któraś z osób tworzących parę zechciała go zaskarżyć.
Teraz Agnieszka Frykowska, czwarte pokolenie rodu Frykowskich, wybiera się za Atlantyk, by odebrać należność. Oby wróciła szczęśliwie. Tymczasem należy do najbardziej popularnych osób na niektórych listach rankingowych, zagrożona tylko przez Dodę-Elektrodę i Adama Małysza.
Wojciech Frykowski uważał
pośpiech za znak złego smaku.
Drażniło go podobieństwo ludzi
do mrówek i pszczół
Wydanie Internetowe