Blisko ludziTata dopieszczony

Tata dopieszczony

Kampania społeczna „Etat Tata. Lubię to!” jak najbardziej zasługuje na uznanie. Nie ma promowania macierzyństwa, tylko jest promowanie rodzicielstwa, bo ktoś zauważył nareszcie, że to robota dla dwojga rodziców.

25.03.2013 15:06

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kampania społeczna „Etat Tata. Lubię to!” jak najbardziej zasługuje na uznanie. Nie ma promowania macierzyństwa, tylko jest promowanie rodzicielstwa, bo ktoś zauważył nareszcie, że to robota dla dwojga rodziców. Jest dział dla mam i dział dla tatów (!), a przy okazji człowiek sobie przypomina, że taka forma tego słowa istnieje. Są więc oferty nie dla weekendowych tatusiów, nie dla surowych ojców, tylko po prostu tatów. I to też jest fajne.

Jednak oglądając materiały zgromadzone na stronie internetowej projektu, widzę, że wciąż pokutuje myślenie o tacie jako tej połówce rodzicielskiego duetu, która zasługuje na szczególne wsparcie. Nie, nie chodzi o pomoc finansową, ułatwienia w pogodzeniu życia zawodowego z rodzinnym czy tym podobne sprawy. Chodzi po prostu o to, żeby tatowie się nie nudzili. Aby opieka nad dziećmi nie stała się dla nich czymś obezwładniająco, odpychająco nudnym, bezbarwnym, monotonnym. Takim obowiązkiem do odfajkowania, zamiast którego co niektórzy woleliby wykonać kwartalne sprawozdanie finansowe swojej firmy albo wypełnić całej rodzinie PIT-y. Tata nudzić się nie może, bo się zniechęci. Najwyraźniej do opieki nad potomstwem zmotywować ich może tylko rodzinny trening karate albo kurs z robotyki. Bez tego ani rusz.

Z góry przepraszam tych wszystkich ojców, dla których bycie z dzieckiem to czas najcenniejszy i monotonia im nie grozi, nawet przy układaniu wieży z klocków po raz setny. A nawet jeśli odczuwają czasem nudę, to i tak dalej robią swoje i czytają tę samą książeczkę dwunasty raz z rzędu. Także dla mam lepienie babek z piasku przez trzy godziny czy rysowanie kolejnego misia nie musi być szczytem marzeń. Tak, rodzicielstwo potrafi rozłożyć nudą na łopatki. Ale nikt tej roboty za nas nie wykona.

Dlatego mam problem z takimi oświadczeniami, jak to, które znalazłam na stornie kampanii „Etat Tata”: „Mało jest propozycji dla ojców, którzy chcą w ciekawy sposób spędzić czas ze swoimi dziećmi” – czytam. I myślę sobie: ależ jest ich mnóstwo! Co weekend pojawiają się kolejne oferty: czytanie bajek, zajęcia plastyczne, rodzinne gotowanie, pisanie, bieganie, skakanie, przedstawienia, koncerty, cuda wianki. To wszystko jest. Ale w nazwie nie ma wzmianki, że to „dla tatów”. Pewnie dlatego rzadko korzystają.

I dalej: „Jak tata z dzieckiem mogą spędzić wolny czas? Idą na spacer, basen, potem znowu na spacer, a kiedy jest ciepło na plac zabaw. Monotonii czasu spędzanego przez tatów z dziećmi mówimy stanowcze „nie” – deklarują Organizatorzy Festiwalu TataFest”.

Ja bardzo przepraszam, ale dlaczego takie stanowcze to „nie”? Bo co? Jak tata przez chwilę odczuje znużenie, to zacznie brać nadgodziny, weźmie drugi etat, stanie na głowie, żeby tylko w tym wychowywaniu i zabawie nie brać udziału? Nie przypominam sobie takiej akcji skierowanej do mam, a przecież dla nas nie zawsze wycinanie ozdób świątecznych czy lepienie tych cholernych pierniczków jest wymarzoną weekendową atrakcją.

Cieszę się, że ojcostwo staje się modne, że zmienia się nasza obyczajowość i tata siedzący z dziećmi w domu to żaden wstyd, tylko czysta normalność, a kiedyś – kto wie? – może i standard. Ale może tak nie skaczmy wokół tych ojców i nie dopieszczajmy ich, jakby mieli właśnie iść na wojnę. Nie taki straszny ten plac zabaw, jak go malują.

wychowaniedzieckomagdalena andrzejczyk
Komentarze (0)