Blisko ludzi15 lat temu ich rodzice zginęli w ataku terrorystycznym. Cierpienie przekuli w siłę

15 lat temu ich rodzice zginęli w ataku terrorystycznym. Cierpienie przekuli w siłę

11 września 2001 roku miał być kolejnym dniem w biurze. Terroryści skierowali porwane wcześniej samoloty wprost na miejsce pracy ich rodziców. Wieże runęły, a razem z nimi tragicznie straciło mamę lub tatę blisko 3 tys. dzieci.

15 lat temu ich rodzice zginęli w ataku terrorystycznym. Cierpienie przekuli w siłę
Źródło zdjęć: © CNN - stopklatki
Magdalena Drozdek

- Kiedy zginął mój tata, miałam tylko 5 lat. To się stało kilka dni po tym, jak pierwszy raz poszłam do przedszkola. Pamiętam jego uśmiech, te drobne rzeczy, które robił, by rozśmieszyć mnie i moją siostrę. Pamiętam jego ulubione piosenki i czerwony samochód, którym jeździł codziennie do pracy – opowiada 20-letnia dziś Nicole Foster.

Jej tata, Noel J. Foster, był wiceprezesem firmy Aon Corporation, jednej z wielu, które swoje siedziby miały w wieżowcach World Trade Center. Noel pracował na 99. piętrze w południowej wieży. Kiedy terroryści skierowali na nią porwany samolot, nie zdążył się z niej wydostać.

W domu czekały na niego trzy dziewczyny: żona i dwie córki. Nicole postanowiła podzielić się swoją historią na łamach wyjątkowego projektu amerykańskiej stacji CNN. Zebrali historie kilkudziesięciu nastolatków, którzy tego dnia stracili najbliższych.

- Był taki dzień, miałam może wtedy 7 czy 8 lat, kiedy razem z innymi dziećmi wybraliśmy się pograć w baseball. Pamiętam, jak stałam z boku, obserwowałam innych, jak grali, bo zdałam sobie sprawę, że nie wiem, jak właściwie się to robi. Tata nie zdążył mi pokazać – wspomina dziewczyna.

Wielu Amerykanów nie przestaje rozpamiętywać tego, co stało się 11 września 2001 roku. Jak przyznaje Nicole, ona postanowiła przekuć smutek i cierpienie w swoją siłę. Dziewczyna zapisała się do college’u na zajęcia z psychologii, pracy społecznej i prawa. Chciałaby w przyszłości pomagać innym potrzebującym, „zmieniać życie na lepsze, takie bez cierpienia”.

Kilka lat temu jej marzenia musiały odejść na dalszy tor. Nicole dowiedziała się, że ma białaczkę. – To był drugi najgorszy dzień w moim życiu. Zaczęłam walczyć i tak od ponad dwóch lat jestem wolna od nowotworu – opowiada.

- Straciłam tatę i zrozumiałam, że pewnie nigdy nie będę miała takiego „normalnego życia”. Ale wciąż uważam, że mam piękne życie, które muszę doceniać. Mam nadzieję, że w przyszłości moje dzieci nie będą musiały obawiać się o rodziców, że któregoś dnia wyjdę do pracy i już nigdy nie wrócę. Utrata bliskiego w ataku terrorystycznym przynosi ogromny ból i frustrację, ale najważniejsze jest to, by pamiętać o tym, żeby nie przenosić tego cierpienia, nienawiści na inne grupy. Zło się dokonało, a my nie możemy go jeszcze dodatkowo rozprzestrzeniać. Bycie życzliwym dla innych może powstrzymać podobne ataki w przyszłości – dodaje 20-latka.

Nigdy nie miałem taty

Kevin nie ma nawet tych kilku wspomnień po tacie. Jego mama była w zaawansowanej ciąży, gdy dowiedziała się o tym, że jej mąż zginął w ruinach północnej wieży WTC. Chłopiec dostał imię po tacie.

- Nigdy go nie poznałem, ale z opowieści innych wydaje się, że był bardzo oddanym człowiekiem. Hojny i dobry. Potrafił zamienić coś negatywnego w pozytyw. Przez te wszystkie lata dostawałem mnóstwo listów od jego przyjaciół ze szkoły, którzy pisali, że on zawsze za nich walczył, pomagał im – opowiada.

Jego mama nie chciała, by syn nie wiedział nic o ojcu, więc pokazała mu wszystkie zdjęcia Kevina seniora. Ma nadzieję, że kiedyś będzie taki jak tata.

Co szczególnie porusza w ich relacjach, to poglądy na terroryzm. Te dzieci doskonale wiedzą, jaki ból powodują takie ataki. – Trudno patrzeć na to, jak terroryzm wciąż żyje. Ludzie, którzy to robią, są bardzo chorzy. Oczywiście, że chciałbym, aby to się skończyło. To bezsensowna nienawiść. Dlaczego ktoś wstaje rano i myśli o tym, by skrzywdzić tak kogokolwiek? – zastanawia się 14-latek.

Żeby nigdy nie zapomnieć

31-letnia Erin Siegel długo nie mogła sobie wybaczyć tego, że jej ojciec zginął 11 września. Przez kilka lat obwiniała się o to, co się stało. Ona i John nieustannie się kłócili. – Oddałabym kilka lat życia za to, by on żył, żebyśmy mogli się pogodzić, żebyśmy mogli rozstać się w lepszych okolicznościach – mówi.

John Fisher pracował jako konsultant ochrony dla Port Authority. Wszedł do jednej z wież krótko po uderzeniu samolotu. W centrum ochrony pomagał pracownikom biurowca opuścić walący się budynek. Zanim zmarł, udało mu się uratować kilkadziesiąt osób.

- Postanowiłam, że zrobię wszystko, by o nim nigdy nie zapomnieć. Jestem najstarsza z rodzeństwa, więc bałam się, że oni szybko utracą te wspólne wspomnienia. Stałam się tak jakby szkatułką pamięci o nim. Opowiadałam braciom o ulubionych rzeczach i nawykach taty. O tym, jak pił kawę, zawsze z odrobiną mleka i bez cukru, jak układał swoje garnitury, jak zakładał swój sprany strój do Tai-Chi i ćwiczył ze mną na podjeździe do domu. Robił to, co lubił i nie przejmował się, jak bardzo dziwacznie musi wyglądać w oczach sąsiadów – mówi Erin.

Podobnie jak reszta dzieci ofiar zamachu uważa, że wszechobecna nienawiść w stosunku do muzułmanów, środowisk LGBT, czarnoskórych, czy policji to brak szacunku wobec tragedii z 11 września 2001 roku. Jak przyznaje, to tylko wzmacnia strach i nietolerancję, a to podstawy pod podobne tragedie.

Czy kocham was dostatecznie mocno?

Joe ma 27 lat, jak mówi, śmierć rodziców nauczyła jego i jego rodzeństwo jak ważne jest to, by być zawsze razem. – Żyć razem, jeść, modlić się. Te trzy rzeczy są dla nas najważniejsze – opowiada.

Ma 9 rodzeństwa. Najstarszy Anthony zamierza zostać księdzem. Frank Jr. jako jedyny założył już własną rodzinę. Joe jest trzeci z kolei – pracuje jako księgowy i pilnuje finansów rodzeństwa. Maria jest onkologiem. Tommy poszedł w ślady taty i został strażakiem. John dopiero uczy się tego zawodu. Patrick został kucharzem. Daniel to mistrz w siatkówce, zaraz zaczyna naukę w college’u. Najmłodsi Stephen i Maggie to szkolni prymusi.

11 września 2001 roku zmarł ich ojciec. Frank Anthony Palombo był strażakiem i ostoją rodziny. Zmarł w trakcie akcji ratowniczej w ruinach WTC. Ich mama Jean została sama z 10 dzieci. Najmłodsze miało wtedy 11 miesięcy, najstarszy syn 15 lat.

Kiedy pogodziła się z tym, że jej mąż odszedł, zaczęła bać się, że opieka społeczna odbierze jej dzieci. Wcześniej to Frank o nich dbał i nagle zostali sami. Cały czas zadawała im to samo pytanie: "czy kocham was dostatecznie mocno?".

Z pomocą samotnej matce przyszło mnóstwo znajomych i sąsiadów. Pomagali koledzy Franka ze straży, członkowie kościelnej społeczności, rodzina. Dla Jean najważniejsze było to, by byli razem i by dzieci wyszły na prostą. I patrząc na to, jak dziś radzą sobie w życiu, trudno nie wywnioskować, że przerośli wszelkie oczekiwania matki.

8 lat później spadła na nich kolejna tragedia. U Jean zdiagnozowano raka jelita. Przeszła kilkanaście operacji, ale rak cały czas wracał. Przed śmiercią zdążyła zabrać wszystkich na wycieczkę po Stanach. Kiedy i jej zabrakło, cała dziesiątka doszła do wniosku, że nie mogą się rozdzielić. Dziś wychowują siebie nawzajem.

- Rodzice przekazali nam, że tam, gdzie jest cierpienie, jest też szczęście – mówi Maria.

zamachdzieciworld trade center

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (7)