Kolejne komplikacje
Pojawiły się też inne komplikacje. W czasie operacji usunięto też mikroprzerzut, a we wrześniu Anna Wyszkoni poddała się terapii jodem. Przez dwa tygodnie siedziała w zamknięciu w szpitalu, bez kontaktu z rodziną. Po wyjściu pojawiły się podejrzenia o kolejny przerzut.
- To był dla mnie cios w serce. Tydzień później, na szczęście, otrzymałam dobrą wiadomość – nie ma przerzutów. I wtedy po trzech godzinach… straciłam głos – wyznaje piosenkarka.
Według lekarzy Anna Wyszkoni była zdrowa, a sytuacja spowodowana była szokiem psychicznym. Niedyspozycja trwała kilka tygodni.
Piosenkarka przyznaje, że teraz inaczej patrzy na życie.
- Był to dla mnie bardzo trudny czas. I czuję, że te zdarzenia odcisnęły duże piętno na mojej psychice. Czuję, że dzisiaj nie jestem taka sama, jaka byłam rok temu. Z jednej stron pozytywnie – przestałam odkładać różne rzeczy na później, wyluzowałam, dbam o swoje potrzeby, przyjemności, przestałam je zostawić na szarym końcu, bo wiem, że życie jest tak ulotne, że trzeba szybko nauczyć się po prostu z niego korzystać. Z drugiej strony – mniej pozytywnie, bo czuję na sobie ogromny ciężar - tłumaczy.