Chcesz odwiedzić noworodka - zastanów się dwa razy. Ta matka tłumaczy dlaczego
Laura właśnie została mamą. Nie debiutuje w tej roli, ale jedna sytuacja sprawiła, że właśnie tak się czuła. Wszystko przez wizytę babci. Dzięki tej lekcji zrozumiała, dlaczego noworodki lepiej zostawić w spokoju.
- Teściowa i szwagier mieszkają z nami od 10 lat, moje dzieci same robią prezenty dla bliskich, a ja wciąż organizuję większość świąt. Ale nauczyłam się ostrzegać innych przed wchodzeniem na nasze terytorium, gdy przyjmujemy pod dach nowego członka rodziny – pisze na łamach Popsugar.comLaura, mama i blogerka.
Od narodzin jej dziecka minął zaledwie tydzień, gdy na wizytę wprosiła się prababcia. Zadzwoniła i powiedziała, że przychodzi. Tak po prostu. Laurę oblał zimny pot, nie czuła się najlepiej, jak większość matek, które miały cesarskie cięcie. Swoje robiły też brak snu i skoki estrogenu. Odwiedziny to ostatnie, o czym się marzy w takim momencie. Ale cóż – jak mus, to mus.
Wykończona Laura i jej równie zmęczony mąż powitali prababcię, która już w drzwiach skierowała swoje kroki w kierunku maleństwa. Pochyliła się nad nim i mocno ucałowała, a jego mamie serce podeszło do gardła. Niemal wyskoczyło, gdy gość wyrwał jej dziecko z rąk. – Zachowała się jak złodziej. Synka z miejsca uderzyła woń babcinych perfum. Pociągnął noskiem, fukając, ale na niej nie zrobiło to większego wrażenia. "Znam się na dzieciach", rzuciła spokojnie. Nie byłam spokojna – relacjonuje Laura.
Najgorsze miało dopiero nadejść. Prababcia docisnęła chłopca do piersi, jego twarzyczka ocierała się o sweter z doszytymi aplikacjami. Laurę przeszły dreszcze, obudziło się w niej coś, czego się nie spodziewała: niemal zwierzęcy instynkt obronny. Chciała mieć synka przy sobie. Prośby zdały się na nic – prababcia odwróciła się na pięcie i poszła do innego pokoju, ignorując płacz, a potem krzyk dziecka. Laurze nie trzeba było więcej. Każdy nerw jej ciała reagował na to rozpaczliwe wołanie.
- Włosy na skórze stanęły mi dęba. Usta mimowolnie się otworzyły, z gardła wydobył się ryk. Nigdy nie doświadczyłam czegoś tak pierwotnego. Zerwałam się na równe nogi i niczym matka-niedźwiedzica krzyknęłam: Oddaj mi dziecko W TEJ CHWILI albo nie odpowiadam za siebie – czytamy. Mało brakowało, a wbiłaby zęby w rękę prababci, co tu dużo mówić, absolutnie zszokowanej. Do końca jej wizyty, Laura przesiedziała z synkiem w zamkniętej na cztery spusty sypialni. Drzwi uchylił lekko tylko jej mąż. – Widząc, jaką ma minę, zrozumiałam, że trochę się mnie boi – dodaje. Dzięki temu jednak wie, do czego jest zdolna matka. I my też już wiemy, dlatego lepiej nie biec w podskokach chwilę po narodzinach maleństwa do rodziny czy znajomych. Poczekajmy kulturalnie na zaproszenie.