Conrado Moreno: szanuję odważne kobiety
Zamienił gorący Madryt na dość chłodną Warszawę. Jak przystało na hiszpańską krew, lubi wydawać pieniądze na zabawę, ubrania i gadżety, a dzień zaczynać od kawy w restauracji. Tęskni za Hiszpanią, ale Polska to wielki czas beztroski oraz niemałej przecież kariery. Ostatnio był gwiazdą popularnego programu "Taniec z gwiazdami".
05.10.2006 | aktual.: 05.10.2006 12:27
Zamienił gorący Madryt na dość chłodną Warszawę. Jak przystało na hiszpańską krew, lubi wydawać pieniądze na zabawę, ubrania i gadżety, a dzień zaczynać od kawy w restauracji. Tęskni za Hiszpanią, ale pobyt w Polsce to dla niego wielki czas beztroski oraz niemałej przecież kariery. Ostatnio był gwiazdą głośnego programu "Taniec z gwiazdami".
(fot. Świat konsumenta)
Jako dwunastolatek przeprowadziłeś się z rodzicami do Polski. Kto podjął tak przełomową decyzję?
Przede wszystkim mama chciała wrócić i tak rodzice podjęli wspólną decyzję. Zmieniła się polityka, nastały inne czasy w Polsce, można już było działać samodzielnie... Zresztą ja jestem trochę mieszańcem, moja mama jest z Porto.
Czujesz się bardziej Hiszpanem czy Polakiem?
Pół na pół. Jako dziecko zastanawiałem się, czy jestem Polakiem czy Hiszpanem. Potrzebowałem swojej tożsamości, tym bardziej, że moi koledzy mieli jasną sytuację, a ja nie. Ale ciągnie mnie Hiszpania. Kiedy tylko mam czas, lecę tam. Hiszpanie żyją szybko i pozwalają sobie na duży luz, także w pracy. Nie wyobrażają sobie, żeby nie było spotkań poza pracą, żeby nie wyjść na kawę, piwo czy obiad. Są ciekawi siebie.
Lubią wydawać pieniądze?
Są jednym z narodów, który najmniej oszczędza, przynajmniej w Europie. Biorą ogromne kredyty i są zadłużeni praktycznie do końca życia. W Polsce też zaczął się ten proces.
Na co najwięcej wydają?
Najwięcej na restauracje, knajpy. Tu 20, tu 50 zł... Ja sam jestem od tego uzależniony. Lubię wyjść na śniadanie czy na kawę kilka razy w tygodniu. A Hiszpanie tak rozpoczynają prawie każdy dzień.
Jakie marki preferujesz?
Lubię hiszpańską Zarę, która w Polsce cieszy się dużym powodzeniem. Poza tym w Diverse – mają niezłe dżinsy. Polska firma Vistula ma bardzo fajne rzeczy. Z zapachów preferuję Fendi Life Essences, Bossa. * Co najbardziej ujęło Cię w Polsce?*
Do Polski przyjeżdżałem na wakacje, więc nie była mi zupełnie obca. Kojarzyła się zawsze z latem, z wakacjami. Nie znałem polskiej zimy, jesieni. Słowem, czas wielkiej beztroski... Aż tu nagle musiałem uczyć się języka. Te spółgłoski, dźwięki... nie ułatwiały mi nauki. Natomiast zdziwiło mnie, że tutaj jest tyle blondynek i blondynów, gdyż większość Hiszpanów to bruneci. Taki maleńki szok. Budziło to moją ciekawość.
A coś Cię zniechęciło?
Nie. Wręcz przeciwnie, byłem pozytywnie nastawiony, ponieważ w Hiszpanii bardzo nie lubiłem szkoły, ledwie zdawałem z klasy do klasy. Miałem duże problemy... Ta zmiana zmusiła mnie do wysiłku, zmotywowała do pracy. I nagle, w Polsce, zacząłem dostawać czwórki i piątki. Może w Hiszpanii byłem zbyt leniwy?
A poza szkołą?
Jako kilkunastolatek nie zwracałem uwagi na wiele spraw. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że Polacy za bardzo narzekają. Mówi zresztą o tym większość ludzi i sami Polacy się do tego przyznają, więc chyba jest w tym dużo prawdy. Ale kiedy jeżdżę do Hiszpanii, dochodzę do wniosku, że to cecha ludzka.
Co różni w takim razie Polaków i Hiszpanów?
Hiszpanie są bardziej beztroscy, otwarci i spontaniczni. Mniej martwią się na co dzień. Mają oczywiście swoje kłopoty, ale są bardziej pogodni. W Polsce spotykam się też z zawiścią.
Czy nie są to przypadkiem często powtarzane stereotypy?
Kiedyś uważałem, że te stereotypy nie są prawdziwe. To nie jest zawiść, która pojawia się w relacjach koleżeńskich czy przyjacielskich, a raczej na ulicach wśród ludzi, którzy się nie znają. W moim kraju też się zdarza, że twój przyjaciel okazuje się jedynie pozorantem. Takie podwójne dno. Polacy na początku wydają się zamknięci w sobie, ale prawdziwy przyjaciel jest prawdziwym przyjacielem. Spodziewałeś się w Polsce takiego życia, kariery, takiego rozwoju wypadków?
Nigdy tego nie planowałem. Zawsze żyłem dniem dzisiejszym, nie wybiegałem myślami w przyszłość. Mam dopiero 24 lata, więc wszystko się kształtuje.
Jakie były początki pracy w Telewizji Polskiej?
Trudne, niepewne, coś zupełnie nowego. Po jakimś czasie nabrałem pewności, ale na początku nie czułem się swobodnie. Uczyłem się na błędach. Były wpadki. Ale to ciekawa przygoda.
Jakie są kulisy pracy przy programie "Europa da się lubić"?
Niektórzy widzowie myśleli, że to program na żywo. Kulisy są takie, że mamy próby. Najpierw dostajemy scenariusz – temat programu i pytania, na które trzeba było znać odpowiedź. Później były kolejne spotkania ekipy, dwa do trzech, weryfikujące naszą wiedzę. Reżyser ewentualnie podrzucał jakieś pomysły. I na koniec próba generalna z prowadzącą – Moniką Richardson.
Oglądając ten program można było odnieść wrażenie rywalizacji między uczestnikami...
Na pewno tak. Nagranie trwa od trzech do czterech godzin, a program jest emitowany przez 45 minut. Każdy chce się pokazać czy nawet popisać i, oczywiście, powiedzieć jak najwięcej o swoim kraju w sposób pomysłowy i oryginalny. To naturalne.
Niektórzy odnoszą wrażenie, że podchodzisz do tego zadania szczególnie poważnie. Szczegółowo się przygotowujesz?
Zawsze starałem się mówić poważnie. Może dlatego, że jestem poważnym człowiekiem. Ale nigdy też nie chciałem się zmieniać, ani być nagle kimś innym. Nie oznacza to, że nie mam poczucia humoru, ale też nie należę do osób, które sypią kawałami jak z rękawa. Wydaje mi się, że reprezentując swój kraj, Hiszpanię, powinienem być na tyle prawdziwy, żeby być w zgodzie ze sobą.
Zawiązały się przyjaźnie podczas realizacji programu?
Raczej znajomości. Każdy z uczestników jest bardzo zajęty, tak że w zasadzie nie było żadnych spotkań poza planem. Najlepiej czuję się z Paolo – ma ponad 40 lat, ale jest osobą niezwykle żywiołową, spontaniczną i pełną życia. I Ela Duda – bardzo fajna dziewczyna.
Na ile popularność Cię zmieniła?
Rok, półtora temu bardzo się z tym męczyłem. Zanadto zwracałem uwagę na to, czy ktoś mnie rozpoznaje czy nie, czy ktoś o mnie mówi. Myślę, że każdy chciałby poczuć się spokojnie i na luzie. Ja zawsze byłem nieśmiały i ta cecha pozostała mi do dzisiaj. Jestem też skromny i nie lubię, gdy ktoś zwraca na mnie uwagę albo wypowiada się na mój temat. Taki po prostu jestem, taki mam charakter.
Nieśmiałość to domena aktorów...
Tak, ale dzisiaj wiem, że muszę się z tym pogodzić. To jest cena. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że ludzie mają prawo do wydawania sądów i opinii na temat osoby publicznej. Ostatecznie na to się zgodziłem ze wszelkimi konsekwencjami, jakie niesie ze sobą ten zawód. Co przyniosło Ci większą popularność: "Europa..." czy "Taniec z gwiazdami"?
Nie rozumiałem ludzi, którzy uważali „Taniec...” za kolejny szczebel do popularności. Wydawało mi się, że to nic nie zmieniło w moim życiu. Ludzie nie zaczęli o mnie mówić jako o uczestniku z „Tańca z gwiazdami”, tylko właśnie z „Europy…”, chociaż na początku nie wróżyła takiego sukcesu.
Jak na hiszpańską krew, spodziewałam się więcej ognia w Twoim tańcu...
Zabrakło mi trochę spontaniczności. Byłem zmęczony. Ulegaliśmy presji tańcząc z profesjonalnymi tancerzami. Sprostanie takiemu wyzwaniu czasem mnie wypalało.
A jak układały się Twoje relacje z partnerką, Magdą Soszyńską?
Bardzo pozytywnie. To sympatyczna i szalona osoba. Jako osoba spontaniczna, nie kryła swoich nerwów, wręcz przeciwnie – wyrzucała je na zewnątrz, co z kolei powodowało, że jeszcze bardziej się stresowałem. Ze dwa razy przed programem zdarzyło mi się, że zapomniałem kroków.
Krzyczała na Ciebie?
Tak, tak... Może nie, raczej się denerwowała. Owszem, bywały konflikty, musiałem ją uspokajać, czasem nie mogliśmy na siebie patrzeć, ale tak się dzieje w tej pracy.
Inne pary taneczne połączyły się w życiu prywatnym. Między Wami nie zaiskrzyło?
Myślę, że częściowo było to improwizowane na potrzeby programu. Pogłoski i szum wokół zwiększał atrakcyjność pary. Ja nigdy nie chciałem niczego kreować sztucznie. Jesteśmy znajomymi, lubimy się, rozumiemy i tyle, nic poza tym.
Może boisz się odważnych kobiet?
Absolutnie nie, ja szanuję odważne kobiety. Po prostu mam swoje plany, znam wartość życia partnerskiego i to jest dla mnie ważne. Fakt, że spotykam różne kobiety, nie oznacza jeszcze, że mam z nimi od razu tworzyć parę.