GwiazdyCoś się we mnie zmieniło

Coś się we mnie zmieniło

Coś się we mnie zmieniło
Źródło zdjęć: © AFP
21.05.2009 09:39, aktualizacja: 28.06.2010 12:06

Mick Hucknall, wokalista zespołu, znany do niedawna z romansów i imprez, opowiada nam, dlaczego rodzina stała się dla niego najważniejszą wartością.

Zespół Simply Red ogłosił koniec wspólnego nagrywania. W maju podczas ostatniej trasy koncertowej muzycy odwiedzą Polskę. Mick Hucknall, wokalista zespołu, znany do niedawna z romansów i imprez, opowiada nam, dlaczego rodzina stała się dla niego najważniejszą wartością. Rozmawia Iza Farenholc.

– Nagranie albumu z największymi przebojami to czas podsumowań. Jesteście na scenie już ponad 20 lat, sprzedaliście 70 milionów płyt. Czym ten okres był dla ciebie?

– Niewiarygodne doświadczenie i wspaniały czas. Szczególnie podróżowanie z koncertami dookoła świata. Naprawdę dumny jestem z tego, że muzyka Simply Red zmieniała się przez te wszystkie lata, a jednak łatwo ją rozpoznać.

– A życie w światłach reflektorów?

– Nigdy nie chciałem należeć do tego świata. Przeraża mnie to, co się dzieje w mediach. Mają bardzo negatywny wpływ na społeczeństwo. Mam wrażenie, że chcą zmienić ludzi w roboty, które w wyniku operacji plastycznych mają takie same sztuczne piersi, wszyscy są piękni, kobiety po ciąży natychmiast mają idealne ciała i wszyscy są tacy sami...

– Tak samo śpiewają...

– Właśnie. Kompletnie mi się to nie podoba. Staram się zachęcać ludzi, żeby mieli odwagę być takimi, jacy się urodzili, jacy są. Nieważne, czy masz nadwagę, za duży nos, ważne, żeby czuć się dobrze w środku, bez tego niepotrzebnego i naprawdę niszczącego ciśnienia. Dlaczego być perfekcyjnym? Ja nie chcę.

– Twoje rude włosy też nie zawsze wszystkim się podobały...

– Tak, ale nie mówię o sobie. Dzięki swoim piosenkom chciałbym pomóc ludziom żyć normalnie, bez zmuszania się do czegokolwiek. Przed oczami mam obraz otyłych ludzi siedzących przed telewizorem, którzy patrzą na te wygładzone operacjami twarze i myślą sobie: nigdy taki nie będę, i frustrują się jeszcze bardziej. Media, szczególnie w Wielkiej Brytanii, powinny być trochę bardziej odpowiedzialne i nie poddawać ludzi takiej presji.

– W zeszłym roku spełniło się twoje marzenie i nagrałeś „Tribute to Bobby”, płytę dedykowaną Bobby’emu Blandowi, genialnemu bluesmanowi. Parę lat wcześniej chciałeś nagrywać płytę z Milesem Davisem. Jakie muzyczne marzenia chciałbyś jeszcze zrealizować?

– Niestety, wszyscy moi bohaterowie nie żyją i nie myślę na razie o podobnych projektach, zwłaszcza że w tym roku czeka mnie pożegnalna trasa Simply Red.

– Zająłeś się produkcją wina. Dlaczego?

– Tak naprawdę to przypadek. Do tego smutny. Ojciec mojego przyjaciela przeszedł na emeryturę i kupił dom z winnicą. Niestety, nagle umarł i mój przyjaciel zaproponował mi wspólne prowadzenie rodzinnego biznesu.

– Twoje wino Il Cantante sprzedaje się świetnie...

– To szczególne wino, ponieważ użyliśmy bardzo rzadkiego szczepu, który rośnie tylko pod Etną. Jest naprawdę niezłe.

– Gdzie można je kupić?

– Na razie tylko we Włoszech.

– Jesteś też współwłaścicielem restauracji, którą założyłeś z Seanem Pennem, Johnem Malkovichem, Johnnym Deppem. Bardzo trudno tam o miejsce!

– Tak, ten biznes też się udał. Poza tym już nie nazywa się Man Ray, tylko World Place.

– Co powinnam zamówić na kolację, jeśli tam się wybiorę?

– Zdecydowanie homara.

– Gdybyś miał porównać wino do muzyki Simply Red, jaki wybrałbyś szczep?

– Trudno powiedzieć. Nasza muzyka jest różnorodna. Jazz, reggae, soul, latino, więc sugerowałbym do każdej piosenki inny kieliszek wina. Ale to byłoby niebezpieczne.

– Zawsze podkreślasz, że jako singiel świetnie się bawiłeś. Imprezy mocno zakrapianie alkoholem, romanse z aktorkami i supermodelkami. Tęsknisz czasem za tamtym życiem?

– Nie. Właściwie zupełnie nie. Coś zmieniło się w moim mózgu. Jestem całkowicie oddany pewnej osobie.

– Jakie to uczucie?

– Nie mogę nawet wyobrazić sobie siebie w innym miejscu. Moje życie zmieniło się kompletnie. I to zupełnie naturalnie.

– A jak zmieniło cię ojcostwo?

– To coś wielkiego. Gdzieś z tyłu głowy przez cały czas widzę oczy mojej córki obserwujące wszystko, co robię, i pilnujące, żebym był dobry dla swojej rodziny.

– A jesteś?

– Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej!

– Śpiewasz dla córki Romy True?

– Tak! Prawie codziennie. Jest bardzo muzykalna, tańczy właściwie od szóstego miesiąca życia! Te ruchy, które wykonuje – znalazła taki szczególny rodzaj poruszania się. Myślę, że rośnie artystka!

– Może zostanie piosenkarką?

– Może. Ja w każdym razie będę ją zachęcał do grania na pianinie.

– Jak się czujesz po raz kolejny w trasie, znowu na koncertach?

– Tym razem to coś szczególnego, bo gramy razem ostatni raz. Nasz koncert w Londynie był eksplozją energii, ludzie śpiewali z nami. Mam nadzieję, że nasza muzyka zostanie w tych ludziach. Dlatego nie jest mi smutno.

– Czym jest szczęście dla Micka Hucknalla w tym momencie życia?

– Nigdy nie miałem rodziny, nie miałem matki, wychowywał mnie ojciec, więc ten cud, w którym uczestniczę, to dla mnie coś kompletnie nowego. Staramy się o kolejne dziecko. Posiadanie rodziny, dbanie o nią jest czymś wspaniałym. To wielka odpowiedzialność, ale ja zwyczajnie czuję się zaszczycony tym, co mnie spotkało.

Mick Hucknall ur. w 1960 roku w Manchesterze w Wielkiej Brytanii, wokalista. W 1984 roku założył Simply Red, jeden z najsłynniejszych zespołów muzycznych na świecie. Największymi sukcesami w historii formacji były dwie płyty: „A New Flame“ (1989) i „Stars” (1991), z takimi przebojami, jak „Stars” czy „Something Got Me Started”. Prywatnie jest partnerem Gabrielli Wesberry, z którą ma córkę Romy True. Po rozwiązaniu Simply Red Mick planuje karierę solową.

Źródło artykułu:WP Kobieta