Diana Vreeland – kobieta, która stworzyła biblię mody
Diana Vreeland nigdy nie była ani piękna, ani bogata – lecz to ona stworzyła piękno i luksus, nadając przeciętnemu kobiecemu magazynowi, jakim był niegdyś „Vogue”, rangę biblii mody. Jej kariera zawodowa trwała przez sześć dekad.
Diana Vreeland nigdy nie była ani piękna, ani bogata – lecz to ona stworzyła piękno i luksus, nadając przeciętnemu kobiecemu magazynowi, jakim był niegdyś „Vogue”, rangę biblii mody. Jej kariera zawodowa trwała przez sześć dekad. 60 lat pracy w epoce bez selfie i instagramowej popularności, ale za to w sojuszu z najważniejszymi artystami i intelektualistami. Razem z nimi udowodniła, że moda jest sztuką, która podsyca wyobraźnię, inspiruje rzeczywistość, opowiada historie.
Obecnie światem mody rządzi Anna Wintour. Redaktor naczelna amerykańskiego wydania magazynu „Vouge” może wypromować nieznaną markę lub zdyskredytować nawet najbardziej uznanego projektanta. Wintour wykorzystuje media społecznościowe i prezentuje na okładkach kontrowersyjne gwiazdy reality show pokroju Kim Kardashian – wierzy, że należy iść z duchem czasu. Jednak flirtu z celebrytami nie mogą jej wybaczyć wierni miłośnicy „Vogue’a”, traktujący ten tytuł z nabożną czcią, jako magazyn, który wykreował niepowtarzalny styl, wypromował najbardziej odważnych projektantów, fotografów, stylistów, a z modelek uczynił super gwiazdy. Taką reputację „Vogue” zawdzięcza Dianie Vreeland, która zbudowała jego potęgę w latach 60.
Diana Vreeland urodziła się na początku XX wieku w Paryżu, dorastała więc w czasie Belle Epoque, gdy stolica Francji przyciągała najbardziej twórcze i utalentowane osobowości z całego świata. Diana fascynowała się Rosyjskim Baletem, jego twórca Siergiej Diagilew, był znajomym jej rodziców. Jej matka, skończona piękność, bez ogródek mówiła, że ma dwie córki – piękną i brzydką. Brzydulą była Diana, wysoka, koścista z pociągłą twarzą. Jak większość małych dziewczynek marzyła o karierze baletnicy. Na naukę tańca poświęcała każdą chwilę w Nowym Jorku, gdzie jej rodzina przeniosła się przed wybuchem I wojny światowej.
Była ulubienicą Michaiła Fokina, jednego z największych tancerzy i choreografów w historii rosyjskiego baletu, który prowadził w Nowym Jorku swoją własną szkołę. Vreeland nie została baleriną, ale miłość do tańca miała decydujące znaczenie dla jej kariery zawodowej. W wieku 21 lat poślubiła amerykańskiego bankiera, Thomasa Vreelanda. Niedługo po ślubie przeprowadziła się z mężem do Londynu, gdzie prowadziła butik z bielizną. Z Londynu Vreeland często podróżowała do Paryża na przymiarki do atelier Coco Chanel, której była wierną klientką.
Na 3 lata przed wybuchem II wojny światowej wraz z mężem znów powróciła do Nowego Jorku, gdzie na przyjęciu poznała redaktor naczelną „Harper’s Bazaar”, Carmel Snow. Vreeland miała na sobie suknię od Chanel i tańczyła z lekkością baletnicy. Snow zaproponowała jej pracę w prowadzonym przez siebie magazynie. Zaskoczona Vreeland wyznała, że nigdy nie pracowała, nie ma żadnego przygotowania do tego, by być dziennikarką i rzadko wychodzi z domu przed porą lunchu. Jednak przyjęła propozycję i poprowadziła w „Harper’s Bazaar” kolumnę pod tytułem „Dlaczego nie?” Przedstawiała czytelniczkom najbardziej szalone pomysły w stylu „Dlaczego nie myjecie dzieciom włosów w zwietrzałym szampanie, tak jak to robią we Francji?” Jej kolumna cieszyła się dużą popularnością, a sama Vreeland awansowała na redaktorkę działu mody.
Jednym z jej pierwszych odkryć była Lauren Bacall, mało znana modelka, której zaproponowała sesję zdjęciową na okładkę. Wkrótce potem dziewczyna z okładki otrzymała telefon z Hollywood i rozpoczęła wielką karierę. Vreeland potrafiła wyczuć talent u młodych nieznanych twórców – fotografów, projektantów. To dzięki niej „Harper’s Bazaar” z pisma, które radziło kobietom, jak upiec ciasto i ugotować obiad dla męża, zmieniło się w stylowy, opiniotwórczy magazyn.
Na początku lat 60. Diana Vreeland po trzech dekadach pracy mogła przejść na zasłużoną emeryturę, ale właśnie zaczynała się szalona dekada wolnej miłości, big beatu, spódniczek mini, dzieci-kwiatów i bikini. Zbyt ciekawe czasy, by zaszyć się w domku na wsi i hodować róże. Poza tym Vreeland otrzymała propozycję poprowadzenia amerykańskiej edycji magazynu „Vogue”. Podjęła nowe wyzwanie i niezwłocznie wyjechała do Londynu, w którym jej zdaniem działo się najwięcej, na ulicach tego miasta rodziła się nowa moda. Zmieniały się obyczaje, polityka, kultura. W Wielkiej Brytanii Vreeland znów postawiła na młodych i nieznanych fotografów, zwróciła uwagę na prace Davida Bailey’a i Patricka Demarchelier, zabrała ich ze sobą do Stanów i zatrudniła. Byli to kolejni artyści fotografii po Richardzie Avedonie, którym pomogła w karierze.
- To była rewolucja. Do głosu doszła młodzież - Vreeland wspomina lata 60. w filmie dokumentalnym „The eye has to travel". Zafascynowana młodymi buntownikami, zaprosiła ich do swojego magazynu. W „Vogue’u” można było więc poczytać o Micku Jaggerze, The Beattles, Andy Warholu, artystach u progu sławy. Modelki na zdjęciach nosiły popartowe sukienki zaprojektowane przez Yves Saint Laurent lub kobiece i nowoczesne kreacje od Diane Von Furstenberg. Vreeland wiedziała, że jeśli chce stworzyć pismo prestiżowe, które będzie kreować rzeczywistość, musi połączyć modę ze sztuką, polityką, kulturą. Tylko jej mogło się to udać. W redakcji „Vogue’a” stworzyła centrum zarządzania światem mody. Nie chodziło jej to, by pokazywać sukienki, ona lansowała styl życia. „Bez stylu jesteś nikim” – tak brzmiała jej dewiza.
Redaktorka, której udało się zmienić „ Vogue” z przeciętnego magazynu, w ten, na którego okładce pragną znaleźć się wszystkie modelki i aktorki świata, powtarzała kobietom – „Nie musisz być ładna. Ale jeśli nie jesteś ładna, musisz być atrakcyjna”.
Małgorzata Brzezińska/ WP Kobieta