Lata 90.
Dzieciństwo większości z nas przypadło na lata 90. Brakowało wtedy telefonów, komputerów, Facebooka i Instagrama. - Mieliśmy głowę pełną pomysłów. Nasz czas w stu procentach pochłaniały zabawy na podwórku. W wakacje wspólnie z koleżankami organizowałyśmy koncerty u Aśki na balkonie, a w ferie próbowałyśmy sprzedawać "gniotki" (balony wypełnione mąką ziemniaczaną i ozdobione przeróżnymi wstążkami). Mina sąsiadów patrzących na te nasze cuda – bezcenna! Podchody, gra w klasy i zabawa w chowanego mogły trwać w nieskończoność! Przerywał je tylko krzyk mamy, wołający: "Obiaaad!", a z racji tego, że byłam niejadkiem, zawsze pytałam: "Co jest?". Cała wieś słyszała, że u Celińskich jest dziś schabowy. Nigdy nie zapomnę też kanapek ze śmietaną i cukrem albo z masłem i pomidorem, koniecznie "na wynos". Ze smaków pamiętam jeszcze oranżadę w proszku, pierogi z jagodami, Vibovit, który zawsze ukradkiem wyjadałam z torebki. Całe dzieciństwo marzyłam o domku dla lalek, a że nie otrzymałam go przy pierwszej lepszej okazji, jak to mają dzisiejsze dzieciaki, musiałam sama sobie go stworzyć. To nie był domek, a willa na krzesłach. Było w niej wszystko. Meble robiłam z bloku technicznego - szafa oczywiście miała funkcję otwierania drzwi. To było coś! Dla dzisiejszych dzieci to jakaś prehistoria – opowiada Marta.