Dobranocka, trzepak, chleb z cukrem - my to mieliśmy, wy możecie pozazdrościć
Dzieciństwo kiedyś a dziś? Zupełnie inna bajka! Zabawy na podwórku, chleb z masłem i cukrem na podwieczorek, oglądanie dobranocki, wyjadanie palcem oranżady w proszku, wiszenie godzinami na trzepaku. Wystarczyło dobre towarzystwo, a o komputerze nawet nie myśleliśmy, bo go nie było. Było beztrosko, było miejsce na popełnianie błędów. Redakcja WP postanowiła zdradzić wam, co takiego robiła w dzieciństwie, czego dzisiaj dzieci, z nosami w tabletach i komputerach, już nie robią. Wspomnieniom towarzyszą zdjęcia, z których jesteśmy dumni!
„Mamo, a co ja takiego robiłam w dzieciństwie, czego dzisiaj dzieci nie robią?” – zapytałam wczoraj, przygotowując materiał. „Jak to co? A sklep, biblioteka i bajki na rzutniku?”. Z koleżankami na podwórku bawiłyśmy się w sklep. Niepotrzebna nam była dostępna dzisiaj plastikowa kasa fiskalna czy banknoty łudząco przypominające prawdziwe pieniądze. Do płacenia - za ulepione z mokrego piasku ziemniaki czy natkę pietruszki, którą było pierwsze lepsze zerwane z trawnika zielsko - używałyśmy kamieni. Pamiętam też, jak po powrocie do domu oglądałam bajki. Nie, nie w telewizji. Miałam kilka na kasecie VHS, ale najbardziej lubiłam te wyświetlane z rzutnika. Później wszędzie na podłodze walały się klisze.
Z okazji Dnia Dziecka proponujemy wam zabawę. Pokażcie nam swoje zdjęcia z wczesnych lat i dopiszcie, co wyjątkowego robiliście. Wysyłajcie je na adres mailowy dziejesie@wp.pl.
Przesyłając zdjęcie lub filmik na adres dziejesie@wp.pl potwierdzasz, że jesteś jego autorem i zgadzasz się na jego wykorzystanie na portalu Wirtualna Polska, naszych profilach na Facebooku i Instagramie oraz w Telewizji WP, jak również że wszystkie osoby utrwalone w tych materiałach wyraziły zgodę na takie wykorzystanie.
Lata 90.
Dzieciństwo większości z nas przypadło na lata 90. Brakowało wtedy telefonów, komputerów, Facebooka i Instagrama. - Mieliśmy głowę pełną pomysłów. Nasz czas w stu procentach pochłaniały zabawy na podwórku. W wakacje wspólnie z koleżankami organizowałyśmy koncerty u Aśki na balkonie, a w ferie próbowałyśmy sprzedawać "gniotki" (balony wypełnione mąką ziemniaczaną i ozdobione przeróżnymi wstążkami). Mina sąsiadów patrzących na te nasze cuda – bezcenna! Podchody, gra w klasy i zabawa w chowanego mogły trwać w nieskończoność! Przerywał je tylko krzyk mamy, wołający: "Obiaaad!", a z racji tego, że byłam niejadkiem, zawsze pytałam: "Co jest?". Cała wieś słyszała, że u Celińskich jest dziś schabowy. Nigdy nie zapomnę też kanapek ze śmietaną i cukrem albo z masłem i pomidorem, koniecznie "na wynos". Ze smaków pamiętam jeszcze oranżadę w proszku, pierogi z jagodami, Vibovit, który zawsze ukradkiem wyjadałam z torebki. Całe dzieciństwo marzyłam o domku dla lalek, a że nie otrzymałam go przy pierwszej lepszej okazji, jak to mają dzisiejsze dzieciaki, musiałam sama sobie go stworzyć. To nie był domek, a willa na krzesłach. Było w niej wszystko. Meble robiłam z bloku technicznego - szafa oczywiście miała funkcję otwierania drzwi. To było coś! Dla dzisiejszych dzieci to jakaś prehistoria – opowiada Marta.
Trzepak
- Jak byłam mała, mogłam całymi dniami wisieć na trzepaku dopóki mama nie zawołała mnie na obiad. W podstawówce uwielbiałam pić sok przez słomkę z foliowej torebki, a w wolnym czasie razem z koleżankami robiłyśmy sobie żarty, dzwoniąc z budki telefonicznej do zegarynki. Kiedy chciałam skontaktować się z rówieśnikami, aby dowiedzieć się, jaka była do zrobienia praca domowa, wyszukiwałam ich numery w książce telefonicznej. Jaka szkoda, że te czasy już nigdy nie wrócą – opowiada Martyna, która prawie wcale nie zmieniła się od czasów dzieciństwa.
Przebieranki
Ania kojarzy dzieciństwo z przebierankami. - Szafa babci nigdy nie miała dna. Pocahontas, Czarodziejka z księżyca, Piotruś Pan (tak, któregoś razu uparłam się, żeby się za niego przebrać) - dzięki małym przeróbkom krawieckim, przed każdym balem przebierańców, miałam stworzonych kilka kreacji do wyboru. A ta duma, kiedy maszerowało się po przedpokoju w pokazie mody, prezentując złote koturny babci! Pamiętały czasy najhuczniejszych karnawałów lat 70. To było coś – podsumowuje.
5 zł? Największe bogactwo na podwórku
- Najbardziej brakuje mi tego, że mając 5 złotych byłam najbogatszym dzieckiem na podwórku. Mogłam za to kupić słodycze na całe popołudnie. Guma kulka za 10 groszy, ketchupowe maczugi za złotówkę i oczywiście oranżada w szklanej butelce wypijana już w sklepie. No i pajdy chleba z dżemem jedzone w piaskownicy. Zarazki? A co to takiego zarazki? – wspomina Paulina. I dodaje do wspomnienia zdjęcie rozkosznego malucha w truskawkowych śpiochach i fikuśnym kapeluszu.
Smerfy
- Ten ”chłopczyk” to ja – rozpoczyna swoją opowieść Magda. - Obok stoi moja piękna mama z charakterystyczną dla końca lat 80. rozjaśnianą fryzurą. Jesteśmy u mojej cioci w Szwecji. Wtedy dla mnie Szwecja była rajem – na ból gardła dostawałam lody. Jadłam je, siedząc na skraju chodnika z całą zgrają innych dzieciaków. Piłam sok z kartonika w kształcie piramidy. Był pyszny, tak przynajmniej pamiętam. Chociaż dziś jestem pewna, że mniej smaczny od tego, który w domu z ekologicznych wiśni robiła babcia. W parku, w którym zostało zrobione zdjęcie, można było głaskać zwierzęta. Dziś to nic szczególnego, prawda? Myślę, że tego właśnie współczesne dzieci mogą mi zazdrościć. Tych zachwytów nad zwykłymi dziś rzeczami.
P.S. Włosy obcięłam sobie sama, kiedy mama na chwilę spuściła mnie z oka. Oglądałam odcinek Smerfów, w którym Smerfetka ofiarowała swoje złote pukle, by Papa Smerf mógł je zamienić w złoto, gotując specjalną miksturę. Nie zdążyłam sprawdzić, czy to działa. Zostałam przyłapana, zanim znalazłam garnek – zdradza Magda.
McDonalds
Wiele z nas pamięta podwieczorek w formie chleba z masłem i cukrem (niektórzy w wariancie bez masła). Był to prawdziwy rarytas! Za to wspomnienia z dzieciństwa Pauliny krążą wokół… McDonalds! - Pierwszego BigMaca zjadłam chyba w Macu przy Ikei w Jankach. Nie pamiętam jego smaku, ale dobrze pamiętam kartkę, którą wykładane były tace. Przegląd wszystkich zestawów. Smakowicie wyglądające hamburgery. Zabrałam ją ze sobą, położyłam na tacy w domu i bawiłam się w sprzedawanie w McDonaldzie, zastanawiając się, co zjem następnym razem. Pamiętam też, że myślałam wówczas, że ludzie, którzy pracują w Macu muszą być wyjątkowi, że mają pracę marzeń - „O rety, pewnie zawsze, gdy mają ochotę mogą jeść frytki i pić colę”- dodaje. Dzisiaj jedzenie z McDonalds nie jest niczym nadzwyczajnym, a wręcz przeciwnie! Z braku czasu rodzice często zabierają tam dzieci na szybki obiad.
Pamiętam też, jak pierwszy raz zamawiałam pizzę w Pizza Hut (KFC Drive). Najgorszy dzień w moim życiu. Spaliłam się ze wstydu. Tata kazał mi zamawiać (też robił to pierwszy raz, więc myślę, że się stresował tak jak ja, ale powiedział mi: musisz być samodzielna). Za pierwszym okrążeniem okazało się, że pani nie przyjęła zamówienia. Nie pamiętam dlaczego, pamiętam, że musieliśmy zrobić jeszcze jedno kółko. Tak byłam przejęta, że nie potrafiłam wymówić: pizza pepperoni. Brzmiałam więc: poproszę pizze pe…, pe…, pepperoni. Miałam wrażenie, że trwało to wieki. Do dziś legenda o pizzy pepperoni krąży w mojej rodzinie – dodaje.
Obdarte kolana na porządku dziennym
Magda to kolejna osoba, której dzieciństwo kojarzy się z bieganiem po podwórku. - Nie kilka godzin, ale od 8 rano do wieczora biegaliśmy przed domem. Na osiedlu było wtedy mnóstwo dzieci. Wszyscy trzymaliśmy się razem i robiliśmy najgłupsze możliwe rzeczy. Dzisiaj na tym samym osiedlu nie bawi się nikt. Obdarte kolana, porozrywane t-shirty z Kubusiem Puchatkiem, bo łaziliśmy po lesie, który mieliśmy tuż pod domem. Spotkania na szczycie przy herbatce na działce, zabawy w chowanego, berka i całą resztę, której nawet nie można nazwać. Nigdy się nam nie nudziło.
Plac zabaw
- Jak byłam mała, to nie było zamkniętych osiedli i poczucia, że wszystko jest zagrożeniem. Wakacje polegały na bieganiu od rana do nocy po "podwórku", które nie miało ograniczeń. Dzisiaj to mini plac zabaw z trzema smutnymi huśtawkami otoczony murem i bramą na pilota. Bywa rozrywką dla wybranych dzieci i nie jest miejscem budowania relacji. Moje podwórkowe życie przeniosło się do dorosłego. Z tego okresu mam dzisiaj najlepszych przyjaciół – opowiada Dominika.
Bajki
Opowieść Oli to dobre podsumowanie naszego dzieciństwa. - Pajda chleba z masłem i grubą warstwą cukru jedzona w biegu między spotkaniem przy trzepaku a lepieniem babek w piaskownicy, codzienne czekanie na „Dobranockę”, która jednoczyła przed telewizorami wszystkie polskie dzieciaki lat 80., i letnie sandałki z różowej gumy, które nosiło się do białych skarpetek z koronką i sukienek z kołnierzykiem. Bardzo praktycznie, bo nigdy nie miałam odparzonych nóg!
Kto dziś pamięta dyndania na trzepaku, chodzenia na ruskie targi, na których znaleźć można było naprawdę wszystko – począwszy od plastikowej lalki w satynowej sukience, przez piłę motorową, aż po malowany czajnik? Kto zna dzisiaj bajki, w których nie ma dialogów, są tylko piękne obrazki i muzyka? Pamiętacie „Zaczarowany ołówek”? Hello! Kto dziś z wielkich polskich reżyserów odważyłby się stworzyć superprodukcję na miarę „Przygód Pana Kleksa”?
Gdy widzę współczesne dzieciaki, mające prawie wszystko, dostające od mamy, cioci czy wujka każdą zabawkową nowość reklamowaną w telewizji, gdy widzę, jak łatwo nudzą się im zabawki i jak wiele potrzebują bodźców, mam wrażenie, że to moje dzieciństwo w czasach szarego PRL wcale nie było takie najgorsze.
Jeszcze raz przypominamy o naszej zabawie z okazji Dnia Dziecka. Pokażcie nam swoje zdjęcia z wczesnych lat i dopiszcie, co wyjątkowego robiliście. Wysyłajcie je na adres mailowy dziejesie@wp.pl.
Przesyłając zdjęcie lub filmik na adres dziejesie@wp.pl potwierdzasz, że jesteś jego autorem i zgadzasz się na jego wykorzystanie na portalu Wirtualna Polska, naszych profilach na Facebooku i Instagramie oraz w Telewizji WP, jak również że wszystkie osoby utrwalone w tych materiałach wyraziły zgodę na takie wykorzystanie.