Dyskusje o sprawach kobiet... bez kobiet. TVP znów udowadnia, że kobiety są nic niewarte
W TVP Info w programie "Minęła dwudziesta" do debaty na temat spraw kobiet zasiedli... mężczyźni.
01.04.2018 | aktual.: 01.04.2018 17:01
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do tego, że w Polsce o sprawach kobiet rozmawia się bez kobiet, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Odkąd Telewizja Polska stała się telewizją "Prawa i Sprawiedliwości" takich sytuacji było naprawdę wiele. Przy wielkich stołach zasiadają jedynie mężczyźni z prawicy, którzy mówiąc wprost – nienawidzą kobiet. Próbują ograniczyć ich prawa w najokrutniejszy, najbardziej poniżający je sposób. Skazują na absolutny patriarchat. Jakież to seksistowskie, decydować o najintymniejszych kwestiach życia kobiet, ale bez nich. A kiedy one postanawiają wyjść spod ich nieustającej władczości, oni mają śmiałość nazywać je feminazistkami. Niedaleko patrząc wystarczy przypomnieć słowa "eksperta" TVP, Romana Sklepowicza, który twierdził, że na manifestacje kobiety idą, bo „nikt nie chce pociągnąć ich za majtki“, a one komunikują w ten sposób, że „są gotowe do wyr**nia“. Brawo.
Tym razem nie było inaczej. 30 marca 2018 roku, w TVP Info w programie "Minęła dwudziesta" do debaty na temat spraw kobiet zasiedli... mężczyźni. Najwyraźniej wydawcy programu nie wzięli sobie do serca opinii publicznej, która jasno komunikowała, że w ich programach zdecydowanie brakuje kobiet. O prawie do życia i aborcji dyskutowali w najlepsze, oczywiście bez udziału ani jednej pani.
Poprosiliśmy Agatę Czarnecką, współorganizatorkę Czarnych Protestów, aby powiedziała, jaki jest jej stosunek do sprawy:
"Muszę przyznać, że bardzo mnie cieszy, że TVP Info zaczęło oddawać głos w sprawie Czarnych Protestów tylko mężczyznom. Już wyjaśniam, dlaczego. Od samego początku masowych protestów kobiet stosunek publicznych mediów do zjawiska był bardzo negatywny. Wielokrotnie zapraszano mnie do programów jako współorganizatorkę protestów w Warszawie, z początku zaproszenia te przyjmowałam. Za każdym razem było to skrajnie nieprzyjemne doświadczenie: wyciągano najbardziej dziwaczne transparenty, epizody wulgarności przedstawiano jako wiodący ton demonstracji. Często w studiu towarzyszyły mi redaktorki prawicowych mediów, które na wizji tłumaczyły, że nie rozumieją, o co kobiety w Polsce miałyby walczyć, przecież są traktowane szarmancko i z szacunkiem. Brak kobiet interpretuję raczej jako wynik odmowy dalszego firmowania tej hipokryzji. Wydaje się, że także na prawicy panie zorientowały się, że coś jednak jest nie tak. Całkowicie patriarchalny i męski punkt widzenia prezentują wyłącznie panowie - i dzięki temu świetnie widać, że poparcie dla takiej wizji świata robi się coraz bardziej ograniczone. No, i nie będzie z tego filmików na YouTube pod wymownymi i często mocno na wyrost tytułami typu "Klarenbach (ewentualnie Rachoń) zaorał (czy zmasakrował) feministkę". Dla mnie same pozytywy. Im mniej kobiet będzie się odnajdywać w przekazie publicznych mediów, tym szybciej stanie się jasne, że są konieczne zmiany. A na odtrutkę wszystkim polecam "Przy kawie o sprawie"".
Jak twierdzi Ireneusz Zyska, jeden z gości programu: "Oczywiście nikomu nie odbieram prawa do wygłaszania własnych poglądów, nawet do manifestowania, ale z jednej strony mówimy o obronie życia poczętego, a z drugiej strony mamy manifestację w obronie czego? Prawa do swojego ciała, do decyzji o swoim ciele? […] Ciało ludzkie jest świątynią ducha świętego i jeżeli przyjmiemy, że to ciało jest tylko moją własnością i służy zaspokajaniu moich przyjemności, to bardzo wszystko spłycamy, w tym istotę człowieczeństwa, i istoty ludzkiej, jako takiej."
Tak panie Zyska. Jesteśmy przekonani, że kobiety chcą mieć pewność, że ich ciało należy tylko i wyłącznie do nich. Że kiedy to właśnie ich ciało zostanie zgwałcone, to nie będą skazane na wychowywanie dziecka z twarzą własnego oprawcy. Że kiedy będą wiedziały, że ich zdrowie i życie jest zagrożone, to będą mogły podjąć decyzję właściwą dla nich samych. Że kiedy dowiedzą się, że ich dziecko będzie godzinami, dniami, tygodniami umierało w męczarniach po urodzeniu, to będą mogły wybrać mniejsze zło. Tak, mniejsze zło. Bo wbrew temu co się wam wydaje, kobiety nigdy nie decydują o aborcji z uśmiechem na ustach. Jest to z pewnością najważniejsza decyzja w ich życiu, która niewątpliwie na nie wpłynie. Na ich życie bezpośrednio. Nie na pana życie, nie na życie kolegów, nie na życie pana Kaczyńskiego, czy pani Pawłowicz. Na ich życie. Możemy uszanować to, jakie jest pańskie sumienie, w co pan wierzy. Ale nie możemy zaakceptować, że pan chce decydować za te wszystkie kobiety. Bo o to wszystko tu chodzi. O wybór. O to, żeby każdy podejmował decyzje według własnego sumienia, według tego w co wierzy lub nie. Żeby mężczyźni nie zaglądali kobietom między nogi, bo jest to gwałt na ich samostanowieniu o sobie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl