Blisko ludzi"Dzieci znowu zwalają się do mnie na święta." Matki mają dość

"Dzieci znowu zwalają się do mnie na święta." Matki mają dość

"Dzieci znowu zwalają się do mnie na święta." Matki mają dość
Źródło zdjęć: © PAP
Paulina Brzozowska
19.12.2018 15:17, aktualizacja: 19.12.2018 18:06

Święta to czas dla rodziny. Wspólne kolędowanie, uroczysta kolacja, wręczanie sobie prezentów. Nie dla każdego jest to jednak okres radości. Nasze bohaterki mają dosyć Bożego Narodzenia. Wszystko przez ich dorosłe dzieci.

Żeby można było wspólnie usiąść do stołu i cieszyć się atmosferą, ktoś do tego stołu musi nakryć. W wielu domach wciąż funkcjonuje model, w którym zajmuje się tym matka. I do pewnego momentu może to być dość naturalne, jednak kiedy dorosłe dzieci nie kwapią się do pomocy, zaczyna być męczące.

Odwołajcie święta

- W ogóle nie czekam na święta. Moje dzieci na mnie żerują i mam dosyć harówki. Co roku dwójka moich dorosłych już dzieci przyjeżdża do domu rodzinnego. Ja przez cały tydzień zasuwam, sprzątam, lepię te pierogi, a oni przyjeżdżają dzień przed Wigilią i mają wszystko w nosie. Nawet się żadne nie zapyta, czy pomóc, czy coś przywieźć. Po prostu oczekują, że ja się wszystkim zajmę. A ja mam dość – mówi nam Teresa, 48-letnia pani domu z niewielkiej miejscowości pod Warszawą.

- Zawsze jest tak samo - dodaje Teresa. - Wszyscy są w domu, ale nikt nic nie robi. Ja od samego rana pracuję w kuchni. I co roku jest tak, że moje dzieci i mąż siedzą sobie w salonie, oglądają telewizję, śmieją się, a ja urabiam się po łokcie - mówi kobieta.

- Rok temu przy kolacji byłam już tak zmęczona, że dosłownie zamykały mi się oczy. Nie chciało mi się śmiać ani z nikim rozmawiać. Chciałam tylko iść spać. Siedzieliśmy do późna, a z każdą minutą byłam bardziej wykończona. Córka zapytała mnie, czemu nie mam humoru i czemu muszę być takim smutasem w Wigilię. W końcu jaka Wigilia, taki cały rok. Myślałam, że ją uduszę. Łatwo im mówić. Oni nie zrobili nic, a ja przygotowałam święta dla 4 osób od A do Z - opowiada rozgoryczona Teresa.

A mamusia ugotuje...

Nie tylko ona czuje się wykorzystywana. Podobne uczucia ma Łucja, która ma dorosłą córkę i jest babcią 4-letniej wnuczki. – Co roku święta są u nas. Przyjeżdżają córka z zięciem i wnuczką, rodzice zięcia, moja mama i mama mojego męża. W sumie 7 osób. Niby niedużo, ale roboty nie brakuje. Samo ugotowanie kolacji wigilijnej to cały dzień stania przy garach. Myślicie, że ktoś mi pomaga? Pobożne życzenie! Przyjeżdżają na gotowe i siedzą przez 3 dni. A mamusia poda, ugotuje, posprząta, pozmywa… Nawet rodzice zięcia nie poczuwają się do tego, żeby coś przywieźć czy pomóc. Z roku na rok mam coraz większą ochotę odwołać święta – mówi kobieta.

Dorosłe dzieci dzisiejszych 50-,60-latków mają niestety większe oczekiwania względem rodziców, niż starsze pokolenie. - Trzymanie pod kloszem, podsuwanie wszystkiego pod nos, pobłażanie i brak obowiązków w niektórych przypadkach objawiają się problemami z samodzielnością w dorosłym życiu. To głównie efekt braku konsekwencji w działaniu i nieuświadamianiu dziecku od małego, że pomiędzy jakością życia a pracą jest wprost proporcjonalna zależność – mówi psycholog, Ewa Jarczewska-Gerc.

- Weźmy chociażby przykład zza wielkiej wody. Amerykanie właśnie zaczęli sobie uświadamiać, że stosowany przez nich system wychowawczy, polegający na powtarzaniu dziecku, że jest najlepsze i wszystko może, ma poważny efekt uboczny. Dochowali się roszczeniowego pokolenia, które wiele chce, choć niewiele daje od siebie – dodaje specjalistka.

Moja wina, moja wina

- Moje dzieci od zawsze unikały obowiązków domowych. To po części moja wina, bo nigdy nie goniłam ich do pracy. Teraz w święta pluję sobie w brodę, bo całe przygotowania spadają na mnie. Czasem zdarzy się, że któreś z moich dzieci wróci z miasta, w którym studiuje i poświęci chwilę na pomoc zmęczonej matce. Ale ta pomoc ograniczy się do odkurzenia jednego pokoju albo ubrania choinki. Całą resztę muszę robić ja. A co będzie, kiedy pojawią się wnuki? Nie dam rady ogarnąć tak dużej wigilii – pisze na kafeteryjnym forum użytkowniczka Drażka.

Druga strona

Medal ma jednak dwie strony. Matki organizujące święta też nie są bez winy. Na forum pisze o tym użytkowniczka Syll. – Moja matka zawsze narzeka, że musi całe święta ogarnąć, a jak ktoś jej pomoże, to od razu jest źle. Próbowałam przywozić jakieś jedzenie, ciasto, to albo było za słodkie, albo barszcz za blady. Jak jej nie pasuje, to nie będę się narzucać – tłumaczy.

Podobne doświadczenia ma 27 letnia Ola, która co roku spędza święta w domu, ale pomoc ogranicza do minimum. – Nieważne co zrobię i tak jest źle. Posprzątam – mama przyjdzie i posprząta drugi raz, bo ja nie zrobiłam tego dokładnie. Ulepię pierogi – powie, że za małe. Odechciewa mi się pomagać, kiedy ona cały czas mnie krytykuje – mówi Ola.

Świąteczne przygotowania stały się najwyraźniej tłem do międzypokoleniowych przepychanek. Rodzice mają dość, że dzieci nie chcą pomagać, a dzieci wściekają się, bo każda chęć pomocy spotyka się z krytyką.

W tym przypadku trochę racji ma każda ze stron i nie można powiedzieć, że tylko jedna z nich jest "tą złą". Podczas świąt warto jednak zakopać topór wojenny i postarać się zrozumieć drugą osobę. Może uda nam się zauważyć to, co sprawia, że święta nie są tak magiczne, jak mogłyby być.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1181)
Zobacz także