Marta Madera
Wbrew rozmaitym głosom, że to święto jest sztucznie stworzone, na wskroś komunistyczne i w ogóle niewarte wzmianki, moje najwcześniejsze wspomnienia związane z Dniem Kobiet są bardzo miłe.
W kolejnych klasach, poczynając od wczesnej podstawówki, ten dzień był pierwszym sygnałem nadchodzącej wiosny - skrócone lekcje, tulipany, klasowe wygłupy - nieraz chłopcy organizowali nam z tego powodu prawdziwą "ścieżkę zdrowia" - jakieś konkursy, szaleństwa, losowanie cudownie nietrafionych prezentów, które dziś wspomina się z łezką w oku.
W piątej klasie dostałam od "cichego wielbiciela" pęczek marchewek ze złotą wstążeczką i adnotacją KOHAM CIE... Był to pierwszy prezent od tak zwanej sympatii.
Co bym chciała otrzymać teraz? Najbardziej potrzebuję chyba... wolnego czasu. Gdyby była możliwość doładowania mi tak z sześćdziesięciu darmowych minut na dobę, byłabym zachwycona... Całą resztę postaramy się jakoś sobie zorganizować - w moim domu, przy dwóch córkach i kocie - samicy, Kobiet nie brakuje. Może pójdziemy sobie na lody, może poleniuchujemy wspólnie, odświętnie, a może - jeśli pogoda pozwoli - pójdziemy poszukiwać pierwszych śladów wiosny. Zakupimy sobie - i Babciom - wielki bukiet tulipanów, ponieważ - niezależnie od pochodzenia ceremoniału, świętowanie jest czymś, co dużym, i małym dziewczynkom jest potrzebne, żeby w zabieganej codzienności odnaleźć siebie i docenić.
Marta Madera, autorka książki "Ślimaki z ogródka"