Życie jej nie rozpieszczało
Do tej samej katowni w Lublinie trafiła też sama pani Elżbieta. Komunistyczna bezpieka aresztowała ją, gdy miała zaledwie piętnaście lat. Dziewczyna, którą wsadzono za kraty za przynależność do podziemnej antykomunistycznej organizacji "Związek Ewolucjonistów Wolności", spędziła w więzieniu pół roku. Uwolniła ją amnestia. Miała szczęście, mogło być znacznie gorzej: za to, co zrobiła (oskarżono ją o posiadanie broni, roznoszenie i rozklejanie ulotek, napisy na ścianach), akt oskarżenia przewidywał nawet dożywocie.
Życie nie rozpieszczało jej i wcześniej. Już jako 8-letni dziewczynka musiała pomagać samotnej mamie w prowadzeniu herbaciarni. Odprowadzała ją do domu, gdy ta po skończonej pracy wracała z całodziennym utargiem. By odstraszyć ewentualnych napastników, mała Elżbieta (do tej pory nie lubi, gdy zdrobniale mówi się do niej Ela) nosiła ze sobą kłódkę w kształcie pistoletu. Tę "broń" posiada zresztą do dzisiaj - wisi na ścianie w jej domu.
Dzikowska nigdy nie skarżyła się na ciężki los. Swoje życie uważa za udane i szczęśliwe. To podobno "przywilej" córek podobnych do ojca.