Facet nie daje ci kwiatków? Sandra Kubicka wie, jak to zmienić
Sandra Kubicka była jedną z gwiazd, która wtorkowy wieczór spędziła na pokazie nowej kolekcji Łukasza Jemioła. Dawno niewidziana na polskich salonach modelka wzbudzała ogromne zainteresowanie. W rozmowie z nami zdradziła, jakich metod używa, żeby facet nauczył się kupować jej kwiaty. Nie zabrakło również nawiązań do ostatnich wydarzeń na Florydzie. Zobaczcie, co powiedziała.
Seksowne koronki
Sandra Kubicka o godzinie 17.30 wylądowała na lotnisku w Warszawie, a już trzy godziny później pojawiła się na pokazie najnowszej kolekcji Łukasza Jemioła. Gwiazda na co dzień mieszka na Florydzie, dlatego jej obecność wzbudziała niemałe poruszenie. Na imprezie wszystkie oczy były skierowane właśnie w jej kierunku. Kiedy weszła na ściankę, fotografowie nie przestawali robić jej zdjęć. Modelka miała na sobie seksowną, koronkową sukienkę polskiej marki Just Paul, która świetnie podkreśliła jej idealne kształty.
Co robi, żeby facet nauczył się kupować jej kwiaty?
Redakcji WP Kobieta udało się porozmawiać z Sandrą Kubicką. Parę dni temu modelka na swoim InstaStories wrzuciła kilka wymownych zdjęć z kwiatami w roli głównej. Gwiazda na pierwszej fotografii pokazała bukiet róż, który sama sobie kupiła, a na następnej trzy wiązanki, które dostała od chłopaka.
- Czy twoja relacja miała zainspirować kobiety do tego, jak mają uczyć swoich mężczyzn kupowania kwiatów? O co tak naprawdę chodziło? - pytamy przekornie modelkę o tamtą sytuację.
- Pytałam go przez dwa tygodnie, kiedy dostanę te kwiaty, aż w końcu po prostu się zdenerwowałam. Powiedziałam mu, żeby podjechał do sklepu. Wysiadłam, kupiłam sobie kwiaty i wsiadłam - zaczęła wyjaśniać. Modelka stwierdziła, że skoro nie zadziałały delikatne sugestie, to należało wszcząć plan B.
- On się zdenerwował, skręcił w prawo, wysiadł z auta, poszedł i kupił mi 3 bukiety. Na koniec powiedział "O teraz masz", a ja mu na to: "Nie, teraz to już za późno. Już mam swoje kwiaty" - dodaje Sandra i przyznaje, że niestety musi przypominać swojemu chłopakowi o tym, że kobiety uwielbiają otrzymywać kwiaty.
Bankowiec by wiedział, DJ już nie
Nie tylko on jeden ma tak sceptyczne podejście do sprawiania niespodzianek kobietom. - W mojej branży mężczyźni zapominają o tym, że kobiety właśnie w ten sposób powinno się traktować. Mój chłopak, który jest DJ-em "gwiazdorzy" nie tylko na scenie, ale również w domu. A ja uważam, że gdy wracamy do domu, to nie ma "gwiazdorzenia", jesteśmy parą i ma mnie traktować, jak kobietę. Ma mi pokazywać, że mnie kocha - tłumaczy Sandra. - Myślę, że może gdybym miała normalnego chłopaka, który pracuje w banku w Poznaniu, to miałby to we krwi. Ja akurat trafiam, a może wybieram, innych - śmieje się modelka.
Przed Irmą uciekła do Las Vegas
W rozmowie z nami modelka odniosła się także do ostatnich wydarzeń na Florydzie. Mowa oczywiście o fali huraganów, które siały tam zniszczenie. Sandra jako jedna z 5,6 milionów innych osób opuściła wyspę i udała się do Las Vegas. Na swoim profilu na Instagramie podzieliła się krótkim wideo, które opatrzyła komentarzem "Bye Irma, Hi Vegas". To rozzłościło fanów. "Rozbawiona, uśmiechnięta, widać żaden żywioł nie jest ci straszny, skoro na Instastory żartujesz z huraganu, który niszczy wszystko" – takich komentarzy posypało się bardzo dużo.
Sandra przyznała, że bardzo zdenerowowała się komentarzami. - Internauci nie rozumieli, że mieliśmy przymusową ewakuację. Mandatory evacuation, czyli musisz opuścić Florydę - taki był rozkaz. Po ogłoszeniu obowiązkowej ewakuacji mieszkańcy Florydy, czyli prawie 6 milionów ludzi, w tym samym czasie chciało kupić bilet. Z uwagi na tak duże zainteresowanie był oczywiście problem z dostępnością biletów. Patrzyłam wszędzie. Nie było do Nowego Jorku, do Los Angeles. Z minuty na minutę bilety znikały - wyjaśnia gwiazda.
Polska mentalność
Sandra wyjaśniła, że chciała też pojechać do domu w Aspen, ale jedyne połączenie, jakie udało jej się znaleźć, było z przesiadką w Las Vegas. - Było jedno miejsce, więc wsiadłam do Vegas. Na miejscu nie imprezowałam. Wstawiłam tylko zdjęcie i zostałam zniszczona, zjedzona, że pojechałam tam się bawić - dodaje. Modelkę zastanawia fakt, dlaczego nie zaatakowano wtedy modelek, które wybrały się do Nowego Jorku na Fashion Week i tam rzeczywiście imprezowały. Jako przykład podała Adrianę Limę, która na nowojorski tydzień mody poleciała prywatnym samolotem. - Dlaczego ja zostałam zjedzona a nie takie osoby? Bo oczywiście odezwała się polska mentalność, czyli pierwsze co robimy, to krytykujemy. Nie pytamy co było, co nas do takiego, a nie innego zachowania zmusiło, tylko atakujemy - tłumaczy z lekkim poirytowaniem gwiazda.
Sandra ma upartą mamę
Wiele ludzi nie zdecydowało się opuścić Florydy. Wśród nich była mama Sandry Kubickiej. – Moja mama tam została, bo jest uparta. Powiedziała: "Ja nie wsiadam w samolot". Skoro nie chciała lecieć, to dałam jej moje auto, napełniłyśmy kanistry benzyną. Właściwie wszystko miała gotowe, żeby wyjechać, ale ona stwierdziła, że jednak nigdzie się nie rusza, bo huragan przejdzie obok i ona przecież wie lepiej - wyjaśnia modelka. - I co ja miałam wtedy zrobić? Złapać moją mamę za głowę i wsadzić ją do auta i powiedzieć: "jedź"? No nie. Jej zachowanie bardzo mnie zdenerwowało, ale miałam siedzieć i płakać przez to, że ktoś jest uparty i zostaje w miejscu, w którym za chwilę może być naprawdę niebezpiecznie? - pyta Sandra. Na szczęście jej mamie nic się nie stało. Na posesji nawet jedno drzewo się nie przewróciło. Mimo to modelka na razie nie chce wracać na Florydę, bo - jak przyznaje - do listopada jest tam okres huraganowy. - Nawet jak nie ma huraganu, to deszcz pada, więc nic się nie dzieje i wolę ten czas spędzić w Europie. Wolę być produktywna, niż siedzieć w domu - wyjaśnia Sandra.