Wakacje wtedy
Planując urlop zadajesz sobie pytanie “gdzie jest zimno, pusto i nie ma wybrzeża?” Wygrywa Białowieża albo jakaś smutna skandynawska metropolia. Życie nauczyło cię, że grube ciało w kostiumie jest obraźliwe dla reszty świata, więc basenów i kurortów unikasz jak purytanin burdelu.
Jeśli zdradliwa ścieżka życia zawiedzie cię jednak na plażę, układasz się na piachu w leginsach i bluzie. Udajesz, że krople, które właśnie otarłaś z czoła to nie pot, tylko mżawka z chmury, która wisi tylko nad tobą. Czasem przychodzisz nad morze o piątej rano, żeby w spokoju zażyć kąpieli. Kiedy pięć minut później na plażę dociera nadgorliwa wieloosobowa rodzina, wiesz, że utknęłaś w wodzie na wieki. Mijają godziny, a plażowiczów nie ubywa, więc z duszą na ramieniu i skórą pomarszczoną jak rodzynka, wychodzisz z wody i przemykasz się na swój ręcznik. Nagle jakieś dziecko krzyczy “Mamusiu! Dlaczego tamta pani ma takie dziwne uda?” Uciekasz w popłochu, trzęsąc się ze wstydu. Na plażę wracasz dopiero po siedmiu latach. W skafandrze piankowym.