W szpitalu nie mogli jej pomóc
Niedługo później trafiła do ośrodka dla osób z podobnymi zaburzeniami. Bardzo szybko została jednak z niego usunięta, bo jak wspomina słowa swojego byłego terapeuty, nie była w stanie dostosować się do programu. Robiła wszystko, by przeszkadzać pracownikom w ich pracy. Powiedziałaby wszystko, żeby tylko nie jeść.
Lekarze zaproponowali, by rodzice zabrali ją do domu i spróbowali tzw. modelu Maudsleya, czyli takiej formy terapii, w której najważniejszą rolę grają najbliżsi. Leczenie odbywa się w domu, a jak mantrę powtarza się, że „rodzice nie powodują zaburzeń odżywiania”. Często to właśnie ich obarcza się winą za stan zdrowia dziecka. Współwinnym są też media, które lansują szczupłe sylwetki jako ideały piękna. Ta metoda skupia się jednak na tym, by anoreksję potraktować jak zaburzenie neurologiczne, które wyleczyć można wzmożoną kontrolą rodziców nad jadłospisem swojego dziecka i budowaniem pozytywnych relacji z rodzeństwem.
W przypadku Sary sprawdziło się to idealnie.