Kinga Preis o #metoo
W rozmowie na łamach "Pani" wypowiada się także na temat akcji #metoo i dodaje własną historię.
- To było wiele lat temu. Jeden z ówczesnych dyrektorów programu telewizji po bankiecie, gdy poszłam do recepcji, żeby odebrać klucz do swojego pokoju, powiedział mi grzecznie "dobranoc" i dodał, w którym pokoju mieszka. Niby nic prawda? Pomyślałam sobie: "Ty głupi ch…". To był ten jeden jedyny raz. Wiem, że robię wrażenie osoby, która zdecydowanie wyznacza granice i nie daje sobie wejść na głowę. To świetnie, bo tak naprawdę jestem nieasertywną osobą i większość moich kontaktów z ludźmi to prawdziwy dygot – mówi, zaznaczając jednak, że żadnej z jej koleżanek nie przytrafiło się osobiście nic takiego, co można byłoby porównać do molestowania w Hollywood. Jak to wygląda w przypadku młodych polskich aktorek? Po prostu nie wie.
- Nie wiem, jaka jest sytuacja młodych aktorek, które zaczynają grać. *
Kinga Preis w kolejnych wypowiedziach odsłania przed nami kulisy aktorskiego życia w Polsce – zaszufladkowania, samotności, czekania na telefon, sławy, która szybko przemija. Kinga Preis często nazywana polską Meryl Streep, przyznaje, że tu w kraju nad Wisłą bycie aktorką to ciężki kawałek chleba, szczególnie jeśli jesteś aktorką charakterystyczną, a niekoniecznie seksbombą. Zdaje się, że to świat trudny i skomplikowany, w którym odnaleźć się i przetrwać potrafią tylko te osoby, które twardo stąpają po ziemi, znają swoją wartość i mają priorytety. Dla Kingi Preis ogromnym wsparciem jest oczywiście rodzina, a przede wszystkim mąż, który kibicuje jej, nieraz pociesza i dodaje sił.
*- Dużo rozmawiamy z Piotrem i on się nigdy nad sobą nie użala. Wspieramy się. Wiadomo, że bywa różnie. Ja przecież nie wiem, co ze mną będzie dalej – komentuje.