Tak wyglądał seks polskich chłopów. "Korzystano z każdej okazji"
Pod kołderką i po ślubie? Prof. Tomasz Wiślicz, który zajmuje się chłopską seksualnością, zdecydowanie rozwiewa ten stereotyp. Okazuje się, że przodkowie większości Polaków mieli dużo bardziej bogate życie erotyczne, niż mogłoby się nam wydawać.
Jak podkreśla w rozmowie z "Newsweekiem" prof. Tomasz Wiślicz, XIX-wieczna idealizacja kultury chłopskiej sprawiła, że o naszych ludowych przodkach zaczęto myśleć jako o pracowitych, pobożnych i czystych. Te wyimaginowane wzorce nijak miały się jednak do rzeczywistości, bo polska wieś wypracowała sobie skomplikowany system, w którym seks wcale nie był tabu, także ten przedmałżeński. Dzieci od najmłodszych lat słyszały, jak nocą uprawiają go ich rodzice. Spały z nimi przecież w jednej izbie, często w tym samym łóżku.
Zdaniem historyka, dziewczęta rozpoczynały aktywność seksualną w wieku 14-15 lat, chłopcy prawdopodobnie niewiele później, a małżeństwa zawierali odpowiednio w wieku 20-24 lata i 25-29 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Siedlisko chorób, wszy i bakterii. Kołtun był plagą polskich wsi
- Zakradanie się chłopca do komory na spotkanie z dziewczyną jest częstym motywem ludowej poezji, ale też czytając źródła historyczne, można czasem odnieść wrażenie, że opiekunowie dziewczyny nie chcieli w tym przeszkadzać - mówi historyk. Żenili się ludzie najczęściej z jednej parafii, znający się od dziecka. Panny i kawalerowie raczej się kryli, szukając intymnych momentów w stajniach, stodołach, czy w lesie. Gdy już doszło do zaręczyn, rodzice nie mieli specjalnie nic przeciwko konsumowaniu związku niemal zupełnie otwarcie.
- Korzystano z każdej okazji. Znajdujemy opisy sytuacji, gdy przyłapano uprawiających seks na gnoju – zwłaszcza zimą, kiedy ciężko pójść w tym celu do lasu, a gnój jeszcze ma ten plus, że grzeje. Najbogatsze życie seksualne prowadzono - oprócz zapustów - podczas żniw, kiedy wszyscy pracowali razem, często do późna w nocy - mówi "Newsweekowi" Tomasz Wiślicz.
Bogate życie erotyczne prowadziło siłą rzeczy do ciąż. Jeśli mężczyzna okazywał się odpowiedzialny, bardzo szybko para stawała na ślubnym kobiercu. Jak wynika z wyliczeń eksperta, blisko co trzecie małżeństwo chłopskie było konsekwencją "wpadki". Zaślubin pary pilnowała cała gromada, dbająca o to, by pojawiła się kolejna sprawnie funkcjonująca rodzina.
Jeśli mężczyzna próbował się wymigać, sprowadzał na siebie i swoich bliskich wstyd. Odpowiedzialności i tak nie udawało mu się uniknąć, a społeczność wymuszała na nim formę alimentów. Najczęściej, jak podaje prof. Wiślicz, musiał podarować pannie z dzieckiem krowę. Dlatego niechcianych ciąż starano się unikać. Najczęściej pary pozostające w intymnej relacji unikały penetracji, bądź stosowały stosunek przerywany, jednak nie tylko.
- Wierzono w działanie ziół, zaklęć, np. że zakopane w ogrodzie łożysko uchroni kobietę przed powtórną ciążą... Stosowano również środki i metody poronne, ale moim zdaniem najskuteczniejszym środkiem redukcji liczby potomstwa na wsi było dzieciobójstwo - powiedział Tomasz Wiślicz.
Jak wyjaśnił, nie chodziło wcale o przetrącenie karku dziecku, czy utopienie go. Chłopki rodziły w otoczeniu bliskich im kobiet. Jeśli te wiedziały, że rodzina nie poradzi sobie z wychowaniem kolejnego dziecka, albo noworodek był słaby, doprowadzały do jego śmierci poprzez zaniedbanie. Wciąż było to przestępstwo, jednak nikt go nie ścigał.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl