GwiazdyKrólowe i królowie dansingów

Królowe i królowie dansingów

Królowe i królowie dansingów
Źródło zdjęć: © East News

W czasach PRL-u były popularne takie lokale jak SPATiF czy Adria. Wieczorami zamieniały się one w kultowe dansingi, w których rozwijało się życie towarzyskie, a na estradzie pojawiał się królowe i królowie dansingów.

Tańce do białego rana, ogromne ilości alkoholu oraz rozmowy o życiu i sztuce. Tak wyglądały kultowe dansingi i potańcówki w czasach PRL-u. Pojawiali się na nich zarówno przedstawiciele bohemy, jak i dygnitarze partyjni, a łączyła ich chęć wspólnej zabawy i oderwania się od szarej rzeczywistości. W lokalach panował blichtr, wieczór urozmaicał występ striptizerki, a obowiązkowym elementem była muzyka grana na żywo. Takie utwory jak "Gdzie ci mężczyźni" czy "Ostatnia niedziela" stały się przebojami granymi niemal w całym kraju. W Warszawie działał tak zwany zabawowy trójkąt bermudzki, czyli Adria, Sofia i Dom Chłopa. Dziś tradycja dansingów wciąż jest żywa i ma się coraz lepiej.

"Ich żywiołem jest noc" - tym hasłem został opatrzony plakat filmu "Córki dancingu", który wskrzesza lata 80. i stołeczne imprezy z tamtych czasów. Jak bawiono się w przeszłości na dansingach? Kto zasłużył na miano królowej i króla dansingu? Zajrzyjcie do naszej galerii!

1 / 9

Janina Wrońska - nie było miejsca, gdzie nie zagrała koncertu

Obraz
© East News

To jej historia stała się inspiracją dla Agnieszki Smoczyńskiej do stworzenia filmu "Córki dancingu". Janina Wrońska wiele czasu spędziła w najbardziej legendarnych restauracjach z dansingami. Wśród nich nie mogło zabraknąć stołecznej Adrii, która najlepszy swój okres przeżywała w latach 30. W niej bawił się cały elegancki świat stolicy. Stałym bywalcem był generał Bolesław Wienia -Długoszowski, schodzili się ministrowie oraz zagraniczni goście. Do wnętrza zapraszał neon projektu Bohdana Damięckiego, a o fenomenie tego miejsca pisano w "Wiadomościach Literackich".

Janina Wrońska najdłużej występowała w "Gastronomii" czyli lokalu naprzeciw dawnego Domu Partii. W stołecznych lokalach grała przeboje Stevie Wondera, Bonny M czy Presleya, a raz zdarzyło jej się zaśpiewać Lambadę 27 razy pod rząd, bo tak chciała publika. Była członkinią "Victoria Singers", w której swe pierwsze kroki stawiał Grzegorz Markowski i członkowie słynnego później zespołu Vox. Stroje podpatrywała u członkiń ABBY, które miały przede wszystkim błyszczeć za sprawą cekinów i mnóstwa brokatu. Był taki wieczór, że dzięki "bokom" - dziś znanym jako tipy czy napiwki - mogła sobie pozwolić na zakup fiata 125p.

Swój wizerunek sceniczny zmieniała co kilka dni. Raz była mokrą włoszką, innej nocy stawała się ruda, a już na kolejnej potańcówce stawiała włosy na żel. "Grałam i śpiewałam na dansingach, we wszystkich możliwych restauracjach w Warszawie. Zaczynałam pracę około 22, a kończyłam o 2, 3, 4 nad ranem" - mówi Janina Wrońska w wywiadzie.

2 / 9

Hanka Ordonówna - legenda polskiej estrady

Obraz
© East News

Była traktowana jak dobro narodowe oraz uważano ją za jedną z największych gwiazd polskiej estrady. Pierwsze kroki stawiała w Adrii i Morskim Oku, a pseudonim artystyczny Hanna Ordonówna nadał jej sam Boy-Żeleński. Tak naprawdę nazywała się Maria Anna Tyszkiewiczowa. Już od dzieciństwa ciągnęło ją na scenę, a obycie z nią zyskała dzięki szkole baletowej przy Teatrze Wielkim.

Jej największymi przebojami były "Miłość ci wszystko wybaczy" i "Na pierwszy znak, gdy serce drgnie" z filmu "Szpieg w masce". Ze swym repertuarem wyjechała nawet do Stanów Zjednoczonych, z których wróciła tuż przed wybuchem II wojny światowej. Za swe protesty przeciw wyświetlaniu propagandowego filmu o zajęciu stolicy przez Niemców została aresztowana przez Gestapo i trafiła na Pawiak. To jednak nie był koniec jej problemów. Po wyjściu na wolność pojechała dalej koncertować, tym razem do Moskwy. Tam z kolei trafiła na zesłanie do łagru, gdzie zajęła się polskimi sierotami i śpiewała wraz z innymi artystami. Ostatnie lata życia spędziła w Bejrucie. Tam wycofała się z życia estradowego i umarła na gruźlicę.

3 / 9

Ada Rusowicz - pierwsza dama big bitu

Obraz
© East News

Została odkryta w 1963 roku podczas jednego ze swoich solowych występów. Tak trafiła do zespołu Niebiesko-Czarnych i stała się pierwszą damą polskiego big-bitu. Wcześniej była związana z tercetem wokalnym Błękitne Pończochy, gdzie poznała Czesława Niemena, z którym połączyło ją namiętne uczucie. Jej kariera nabrała zawrotnego tempa. Koncertowała w RFN, Belgii, Francji czy Jugosławii, a w 1968 roku przyznano jej tytuł wokalistki roku.

Z Niebiesko Czarnymi Ada Rusowicz wylansowała swe największe przeboje, takie jak "Nie pukaj do moich drzwi" czy "Za daleko mieszkasz miły". W tym także zespole poznała swojego przyszłego męża, Wojciecha Kordę.

Jej karierę przerwało dramatyczne zdarzenie. Gdy 1 stycznia 1991 roku wracała wraz z mężem, przytrafił im się tragiczny w skutkach wypadek samochodowy. Wyszedł z niego jedynie Wojciech Korda, a ona osierociła 8-letnią córkę. Po latach Ania Rusowicz postanowiła upamiętnić dorobek swojej matki, wydając płytę z jej najbardziej znanymi piosenkami.

4 / 9

Maryla Rodowicz - regularna bywalczyni SPATiFu

Obraz
© East News

Jedną z największych legend nocnego życia PRL-u oraz obowiązkową pozycją na mapie każdego bywalca klubów był warszawski SPATiF. Odwiedzali go dosłownie wszyscy - Antoni Słonimski, Zdzisław Maklakiewicz, Jan Himilsbach czy Maryla Rodowicz.

Jak wspomina tamte czasy Maryla Rodowicz: "SPATiF to było urocze miejsce. Aktorzy schodzili się tam z teatrów po zakończonych przedstawieniach, przy stolikach już siedzieli pisarze, a między nimi ubecy. Ci ubecy, jak już nie mieli co pisać, to prosili, żeby im cokolwiek opowiedzieć, bo muszą złożyć raport, byli już zaprzyjaźnieni z tymi wszystkimi bywalcami. Lokal był zamykany nad ranem i nie było taksówek, dlatego przed wyjściem stały polewaczki, które odwoziły nas do domu".

O miejscu rozpisywał się także Janusz Głowacki: "Dyskutowało się Heideggera i aktualny kurs dolara, szanse odzyskania niepodległości i napicia nierozcieńczonego jarzębiaku, zrobienia dobrego filmu i okradzenia bogatego Szweda przy barze".

5 / 9

Mieczysław Fogg - mistrz sentymentalnej piosenki

Obraz
© East News

Mieczysław Fogg, a właściwie Fogiel był mistrzem sentymentalnej piosenki i legendą warszawskich kabaretów. Wylansował takie przeboje jak "Tango milonga" czy "To ostatnia niedziela", bez których nie mógł się obyć żaden z dansingów. Na scenie pojawiał się do 86. roku życia, a jego kariera trwała 60 lat. Na scenie towarzyszył takim artystom polskiej sceny kabaretowej jak Hanka Ordonówna czy Adolf Dymsza. Do niego należy także przedwojenny rekord pod względem liczby sprzedanych płyt. "To ostania niedziela" sprzedała się w ponad 100 tysiącach egzemplarzy.

6 / 9

Bogdan Łazuka - warsztatowa perfekcja

Obraz
© East News

Gdy tylko przekraczał próg nocnej knajpy, orkiestra zaczynała grać jego wielki przebój "Bogdan, trzymaj się". Bogdan Łazuka był jednym z elegantszych przedstawicieli ówczesnej sceny muzycznej, który słynął z warsztatowej perfekcji. Zaczynał w Kabarecie Starszych Panów, pojawiał się w programach telewizyjnych i radiowych, a także grał na deskach stołecznych teatrów Kwadrat czy Rozmaitości. Jego hity "Bo to się zwykle tak zaczyna" czy "Umówiłem się z nią na dziewiątą" grano w wielu znanych klubach. Co ciekawe, często zdarzało się, że pijani goście chcieli bić się z Łazuką. Dlatego też ten postanowił zaprzyjaźnić się z polskim bokserem Jerzym Kulejem.

Dansingi tętniły życiem i nie podlegały wszechobecnym zasadom panującej w PRL-u szarzyzny. Przestrzenie klubów były osnute dymem papierosowym i zapachem wódki. Nad ranem trzeba było wracać do rzeczywistości, co było największą traumą dla bywalców dancingów.

7 / 9

Tercet Egzotyczny - sensacja w Stanach Zjednoczonych

Obraz
© East News

Niektórzy uosabiali ten zespół z kiczem, inni nie wyobrażali sobie bez niego imprezy. Tercet Egzotyczny zyskał sławę za sprawą przeboju "Pamelo żegnaj", a na scenie jest nieprzerwanie już od ponad 40 lat. Tercet serwował Polakom przeboje będące namiastką zagranicznego świata i to oni właśnie byli uważani za gwiazdy. Zespół został założony przez Zbigniewa Dziewiątkowskiego, który do współpracy zaprosił Mieczysława Metelskiego i objawienie sceny muzycznej Izabellę Skrybant. Izabella uwiodła publiczność nie tylko znakomitym głosem, ale też nieprzeciętną urodą.

Ich twórczość doceniono także za granicą, a ich pierwsza wizyta w USA zakończyła się recenzją w prestiżowym "The New York Times". Zespół koncertował na całym świecie przez ponad 30 lat, w tym czasie oprócz "Pameli" stworzyli takie utwory jak "Granda", "Kołysanka w Acapulco", "Una paloma blanca" czy "La cumparsita".

Obowiązkowym zestawem każdego dansingu poza odpowiednią oprawą muzyczną był specyficzny "kulinarny" kod. Tworzyła go nazywana przez Marka Hłaskę żyrandolem taca pełna kieliszków z wódką, galaretka z nóżek czyli lorneta oraz literatki z alkoholem.

8 / 9

Moda na dansingach

Obraz
© East News

O modzie na dansingach rozpisywano się w magazynach ilustrowanych i żurnalach. Najważniejszą zasadą przy wyborze kreacji na wieczór, było odpowiednie jej dopasowanie do otoczenia. Latem więc stawiano na lekkie i przewiewne suknie w pastelowych kolorach, a zimą na intensywne odcienie zieleni i czerwienie. Należało unikać przeładowanych ozdobami stylizacji i przesadnego szyku, tak by ominąć zbędny efekt sztuczności.

Na dansingi w miejscowościach kuracyjnych lub nadmorskich szczytem elegancji były kreacje uszyte z organzy lub haftowanego batystu. Popularne były także jedwabie i kreton. W Warszawie natomiast szczyt popularności osiągnęły suknie tiulowe. Kolory kreacji zalecano dobierać do oczu, włosów i karnacji.

Mężczyźni nie mieli takich problemów przy wyborze stylizacji na dansing. Najbardziej trafionym wyborem był elegancki frak z białą muchą, ponieważ czarne były zarezerwowane dla kelnerów.

9 / 9

DJ Wika i jej Dancingi Międzypokoleniowe

Obraz
© East News

Jest najjaśniejszą gwiazdą Dancingów Międzypokoleniowych. Choć ma 75 lat, swą postawą udowadnia, że wiek nie jest przeszkodą, by zacząć realizować swoją pasję. Mowa o Wirginii Szmyt znanej jako DJ WIka, która postanowiła zostać DJ-ką. Jak sama mówi: "Najgorsza jest bezczynność. Przeraża mnie to, że część ludzi w moim wieku z braku zainteresowań wymyśla sobie choroby i biega po lekarzach".

Zanim trafiła do branży muzycznej i stała się królową dancingów, pracowała w ośrodku dla trudnej młodzieży jako pedagog szkolny. Dziś zajmuje się organizacją parad dla seniorów, działa na rzecz osób starszych i chciałaby założyć partię polityczną Pokoleniowy Dom.

W życiu nie może narzekać na brak zajęcia. Trzy razy w tygodniu jest rezydentką w jednym z warszawskich pubów, miała szansę grać podczas Malta Festiwal w Poznaniu, a także występowała na jednym z finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jej sposobem na pogodę ducha jest pasja.

Maryla Rodowiczkarnawałprl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (26)