Legginsy jak jeansy, czyli jak łamiemy dress code?
- Bo założyły legginsy - ten argument przyświecał obsłudze lotniska w Denver, gdy w miniony weekend zdecydowała się nie wpuścić dwóch dziewczynek na pokład samolotu United Airlines. Pasażerki pojawiły się na lotnisku wraz z ojcem, który - będąc pracownikiem tychże linii - miał prawo lecieć za darmo. Niestety zapomniał o tym, że pracowników przewoźnika obowiązuje odpowiedni dress code. Obsługa samolotu nie pozwoliła więc wspomnianej trójce wejść na pokład. Ta decyzja wywołała prawdziwą burzę w sieci.
Zaczęło się od wpisów na Twitterze działaczki Shannon Watts: - Agent celny nie pozwala dziewczynkom lecącym z Denver do Minneapolis wejść na pokład, bo mają na sobie legginsy. Od kiedy to spandex jest przedmiotem niedozwolonym? - pisała na swoim profilu, żądając wyjaśnienia od United Airlines.
Legginsowa burza w internecie
Wpis Shannon Watts wywołał prawdziwą falę komentarzy, w których przewijało się jedno słowo: „seksizm”. - To seksistowskie, niemoralne, tak nie można - piszą internauci oburzeni zachowaniem pracowników lotniska. Ich zdaniem legginsy to nie powód, by zakazać pasażerowi lotu. W social mediach szybko zebrała się spora grupa ludzi, która żąda od przewoźnika wyjaśnień i zmiany myślenia. - Tu nie chodzi o same legginsy. My protestujemy przeciwko ludziom, którzy mają potrzebę mówienia innym, jak mają się ubierać - komentował Jamie Bee w rozmowie z BBC.
Tak oto legginsy z lotniska szybko stały się symbolem walki ze stereotypami i dyskryminacją. Tymczasem United Airlines tłumaczą sprawę krótko: - Zwykli pasażerowie nie podlegają żadnemu dress code’owi, ale nasi pracownicy już tak - czytamy w oświadczeniu firmy. - Ubiór personelu i ich krewnych, podróżujących na specjalnych biletach, podlega zasadom ustalonym w regulaminie. Jest w nim wyraźnie napisane, że legginsy i wszelkiego rodzaju odzież z dużą zawartością lycry czy spandexu należy nosić razem ze spodniami lub sukienkami. Zdaniem przewoźnika oskarżenia o seksizm są bezpodstawne, bo w regulaminie jest także informacja dla mężczyzn: - Mężczyźni też mają dress code. Nie możemy nosić klapek czy spodenek - tłumaczą.
Chcemy klasy, a nie wyuzdania!
W obronie przedstawicieli United Airlines stanęła część internautów, którzy uważają, że wolność w kwestiach ubioru może być zgubna: - Chciałbym wrócić do lat 50., kiedy ludzie zwracali uwagę na to, jak ubierają się w czasie podróży. Jestem zdegustowany, widząc, jak dziś ludzie ubierają się publicznie. Wielu wygląda po prostu nieprzyzwoicie - komentuje jeden z internautów. - Napisałem komentarz na temat tego, że noszenie legginsów zamiast spodni jest niestosowne i posypały się kciuki w dół. Piszę więc raz jeszcze: Jestem fanem piękna, ale nie chcę oglądać - przepraszam wszystkie panie - kobiecych zadków - czytamy w kolejnym komentarzu na łamach „Daily Mail”.
Negatywnie o modzie na legginsy wypowiadają się jednak nie tylko panowie: - Jestem zmęczona oglądaniem kobiet i dziewcząt noszących legginsy. Byłam na lotnisku w zeszłym tygodniu i nie mogłam w to uwierzyć, jak wiele z nich miała na sobie legginsy. Przecież to jest tak, jakby paradować po mieście w samej bieliźnie! Kobiety, szanujmy się! - napisała jedna z pasażerek.
Polka w legginsach
Być może „afera legginsowa”, która rozpętała się na lotnisku w Denver, wydaje się nam odległa, ale spójrzmy na nasze polskie ulice. Ile kobiet - w różnym wieku i o różnej budowie ciała - nosi legginsy, uważając, że z powodzeniem mogą one zastąpić spodnie? Ile bez żadnych skrupułów w obcisłych legginsach eksponuje swoje krągłości, nie zakrywając ich choćby nawet kilkoma centymetrami bluzki czy kurtki? Ubieramy się tak w szkole, pracy, a nawet do kościoła, uważając, że wolność i wygoda są ważniejsze, niż jakikolwiek dress code.
O polską legginsomanię, ale też sytuację z lotniska w Denver, postanowiłam zapytać ekspertkę do spraw wizerunku i protokołu dyplomatycznego dr Irenę Kamińską-Radomską. - Bardzo się cieszę, że o tym rozmawiamy, bo ta sytuacja z lotniska potwierdza tylko to, czego uczę na moich zajęciach z dress code’u - komentuje całą sytuację współautorka książki "Dress code dla kobiet".
- Legginsy nie mogą być noszone bez spódniczki czy tuniki. To są po prostu rajtuzy bez stopek, a nie spodnie. Jeśli jakaś kobieta zakłada legginsy zamiast jeansów, pozbywa się istotnej części garderoby, jaką jest spódnica, i tym samym nadmiernie eksponuje swoją cielesność - podsumowuje i dodaje, że w decyzji United Airlines nie było żadnych przejawów seksizmu: - W tym nie ma nic seksistowskiego, bo kobieta i mężczyzna zbudowani są nieco inaczej i warto zaakceptować różnice w stroju. Poza tym, czy gdyby na pokładzie samolotu pojawił się zamiast kobiety mężczyzna w legginsach, nie byłoby podobnego oburzenia? Domyślam się, że byłoby! Nie wyobrażam sobie innej reakcji.
Dr Irena Kamińska-Radomska - znana szerszej publiczności z programu „Projekt Lady” - zaznacza, że problem legginsów dotyczy nie tylko podróży samolotem. - Przyzwyczailiśmy się do tego, że legginsy są w naszych garderobach - wyjaśnia. - Nie wiem, czy kobiety, które je noszą zamiast spodni, zdają sobie sprawę z tego, że nadmiernie eksponują swoje ciało, czy nie. Trzeba byłoby zrobić na ten temat badania, żeby wiedzieć, czy to jest nieświadome czy świadome bycie sexy. Może być tak, że kobiety noszą legginsy, bo są bardzo wygodne, ale nie zmienia to faktu, że to jest ewidentne łamanie zasad - komentuje.
- Na moich szkoleniach często rozmawiamy o legginsach i wtedy pada pytanie: „Do jakiego wieku możemy nosić legginsy?” To absurd, bo wiek to nie jest żaden argument. Dziewczynki z lotniska miały po dziesięć czy kilkanaście lat, ale to ich nie tłumaczy. Utarło się przekonanie, że młode dziewczyny na przykład do 20. roku życia mogą nosić legginsy, ale przecież co w dzisiejszych czasach znaczy określenie „młoda kobieta”? Jeśli jesteśmy po 40-tce czy nawet 50-tce i mamy zgrabne ciało to nie możemy albo możemy?
Najgorszy argument, jaki padł na moich zajęciach, to ten, że zgrabne dziewczyny mogą nosić legginsy, a te mniej zgrabne już nie. To jest dopiero dyskryminacja! Dla mnie legginsy to legginsy, niezależnie od wieku czy figury kobiety. To są rajstopy i możemy je nosić tylko w połączeniu ze spódnicą lub tuniką. Widok kobiety w legginsach może być nie tylko niesmaczny, ale też gorszący. To jest po prostu bardzo, aż za bardzo, sexy - podsumowuje.
Przepraszam, ale widać pani pupę...
Zatem skoro traktowanie legginsów jak jeansów to modowa wpadka i złamianie społecznego dress code’u, czy powinniśmy zwracać uwagę osobom, które właśnie w ten sposób je noszą?
- Założenie legginsów zamiast jeansów to faux pas, a jeśli to tylko faux pas, to niegrzeczne jest także zwracanie komuś uwagi. Osoba kulturalna nie powinna tego robić. Nie powinniśmy na to reagować, jadąc autobusem czy pociągiem, ale w pracy to zupełnie inna sprawa. Jeśli jestem pracodawcą i widzę, że mój pracownik łamie dress code firmy, mam obowiązek zwrócić mu uwagę. Nawet jeśli ten dress code nie jest spisany, nowy pracownik, przychodząc do firmy, powinien zorientować się po pozostałych pracownikach, jakie obowiązują tu zasady.
Czasami to kwestia przykładu, który dają nowemu pracownikowi inne osoby zatrudnione wcześniej. Jeśli pracownik nie dostosowuje się do norm panujących w firmie, powinniśmy zwrócić mu uwagę i odwrotnie, jeśli przychodzimy do nowej pracy, dobrze będzie świadczyć o pracowniku, jeśli zapyta się o dress code tu panujący – wyjaśnia dr Irena Kamińska-Radomska, a jej rada jest o tyle ważna, że wielu szefów na co dzień mierzy się z tym problemem.
Jakiś czas temu w zagranicznych mediach pojawił się list, z którego wynikało, że szefowa bała się zwrócić uwagę swojej pracownicy będącej na stażu, że nie powinna przychodzić do biura w legginsach. Obawiała się, że jeśli jej to powie, zostanie oskarżona o to, że chce zniewolić swoją pracownicę za pomocą dress code’u, że ją dyskryminuje.
Rzeczywiście, mam wrażenie, że żyjemy w czasach, gdy dress code traktowany jest jak coś bardzo złego, coś, co trzeba zawsze i wszędzie łamać, coś, co ogranicza naszą wolność. Ale czy tak jest naprawdę? Dr Irena Kamińska-Radomska ma na ten temat odmienne zdanie: - Dress code ma olbrzymie znaczenie, bo wygląd pracowników to pierwsze, co widzi klient, gdy wchodzi do firmy. To ważny element komunikacji międzyludzkiej. Strój wzbudza lub nie wzbudza szacunku. My dzisiaj bardzo się na to oburzamy, bo przecież człowiek powinien być wolny, a co za tym idzie, powinien ubierać się tak, jak chce. To może niech panowie przychodzą do biur w legginsach czy slipkach, skoro mamy tę wolność! Jesteśmy wolni i ja się z tym zgadzam, ale nie jesteśmy wolni od konsekwencji naszych wyborów - komentuje i dodaje, że nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, sztywne zasady dress code’u stopniowo są obniżane:
- Zasady dress code’u są na całym świecie i nie tylko w biurach, chociaż mogą się różnić w zależności od kraju i od miejsca w tym kraju. W Stanach Zjednoczonych, jeśli jakiś mężczyzna pojawi się na plaży w slipkach, natychmiast zostanie wyproszony, bo nadmiernie eksponuje swoją seksualność - zauważa. - Amerykanie nawet żartują, że jak ktoś przychodzi na plażę w slipkach, to na pewno jest Europejczykiem! Dress code znajdziemy wszędzie i nie ma on względu na osoby. Wystarczy wspomnieć o Hamiltonie, który nie został wpuszczony na finał Wimbledonu, bo nie założył marynarki. W Polsce (i nie tylko) nastąpiło pewne obniżenie poziomu dress code’u i dziś w większości firm obowiązuje tzw. business casual, ale musimy pamiętać, że ten casual w domu czy w weekend, a ten w pracy, to dwie zupełnie różne sprawy. W pracy nie powinno być: legginsów, mini-spódniczek, głębokich dekoltów, a latem klapek czy gołych stóp. Nie powinno być też braku rajstop - dodaje.
Ja mogę, ale ona to co innego
Co ciekawe, łatwo oburzamy się na urzędników czy służby, które zakazują nam wejść na pokład samolotu w legginsach czy szortach, ale jednocześnie nie mamy żadnych skrupułów, by krytykować przedstawicieli polityki czy kultury, gdy naruszają zasady dress code’u i dobrego smaku. Przykładem może być tu sytuacja z ubiegłego roku, gdy na uroczystej mszy zorganizowanej z okazji jubileuszu Elżbiety II Samantha Cameron - żona ówczesnego premiera Wielkiej Brytanii - pojawiła się w sukience z odsłoniętymi ramionami.
Wówczas internauci nie pozostawili suchej nitki na pierwszej damie. Z łatwością więc przychodzi nam negowanie niestosownych stylizacji znanych osób, ale jednocześnie ilu z nas czuło się napiętnowanych, gdy jakiś ksiądz czy starsza pani zwrócili nam uwagę, że nie powinniśmy wchodzić do kościoła w mini-spódniczce? Dr Irena Kamińska-Radomska tak komentuje tę sytuację: - Pamiętajmy, że niezależnie od tego, czy to jest kościół, czy zbór, czy meczet, to powinniśmy dostosować się do zasad, które panują w tych miejscach. Zawsze tak było, a czy będzie tak nadal, czas pokaże - podsumowuje.