Lepiej z nimi nie zadzierać. Kim są twardzielki z Jegertroppen?
Słaba płeć? Spoglądając na wyczyny kobiet wchodzących w skład Jegertroppen należałoby się zastanowić, czy określenie to ma jeszcze jakiekolwiek umocowanie w rzeczywistości. Jednostka ta określana jest mianem pierwszego na świecie żeńskiego oddziału sił specjalnych. Właśnie mijają trzy lata od jej powołania.
28.04.2017 14:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Norwegia to państwo, które znajduje się w światowej czołówce, jeśli chodzi o niwelowanie barier ze względu na płeć. Ta prawdziwa rewolucja dotyczy też sfery militarnej. Jak jednak tłumaczą wojskowi oraz politycy, działające tam Jegertroppen powstało nie tylko po to, by wyrównywać szanse i walczyć z dyskryminacją. Stanowi również odpowiedź na żywotne potrzeby armii. Kobiety są niezbędne do realizacji misji w wielu punktach zapalnych na świecie. Muszą być silne i doskonale przeszkolone. Decydując się na przystąpienie do żeńskiego speckomanda, nie mogą w żadnym wypadku liczyć na taryfę ulgową.
Kobieta rusza na wojnę
Wyspecjalizowane agentki są potrzebne np. do udziału w misjach w Afganistanie. Ze względu na specyfikę takich miejsc, ich udział w niektórych operacjach jest niezbędny. W niektórych krajach bowiem jedynie kobiety mają prawo do komunikowania się z żyjącymi na danym obszarze innymi kobietami czy dziećmi. Pod wieloma względami uderzają one w dotychczasowy stereotyp, zgodnie z którym kobiety na wojnie sprawdzają się jedynie w rolach pomocniczych. Panie z Jegertroppen są gotowe do tego, by wykonywać najtrudniejsze zadania, wymagające największych obciążeń, które do tej pory były zarezerwowane głównie dla mężczyzn. Zresztą wymagające szkolenia, które przechodzą kandydatki pragnące stać się częścią tego elitarnego oddziału, nie różnią się znacząco od tych, którym poddawani są panowie. Nic dziwnego, że przylgnęła już do nich etykieta najsilniejszych kobiet w Norwegii.
Kobiety należące do Jegertroppen przyznają, że muszą być gotowe właściwie na wszystko, na walkę o przetrwanie w każdych warunkach. Długotrwałe szkolenie nie ogranicza się zatem tylko do używania różnych rodzajów broni. To także treningi siłowe i wydolnościowe; ćwiczenia przygotowujące do walki na froncie czy nawet z agresywnej jazdy w trudnych warunkach wojennych. Po ukończeniu kursu muszą być gotowe do biegu przez kilkanaście kilometrów w pełnym rynsztunku, niezależenie od tego, w jakich warunkach klimatycznych przyjdzie im działać. Wszystkie zadania muszą wykonać w wyznaczonym czasie. Muszą też nauczyć się skakać ze spadochronem czy polować na zwierzynę. Za jeden z najtrudniejszych elementów szkoły przetrwania panie uznają tzw. "piekielny tydzień", który obejmuje długie marsze z olbrzymim obciążeniem. Trwają one po kilka dni z bardzo krótkimi przerwami na wypoczynek. W ich trakcie dostaje się niewielkie racje żywnościowe. Nie żałują jednak drogi, którą wybrały.
- W plecach musimy nosić takie same ciężary jak chłopcy. Wykonujemy dokładnie takie same zadania jak oni. Ja należę do najmniejszych, więc w zasadzie dźwigam tyle, ile sama ważę – przyznaje cytowana przez BBC filigranowa 22-letnia Tonje. - Chciałam zrobić coś większego, niż jest mi w stanie zaoferować nawet najbardziej wymagająca armia. Chciałam zobaczyć, ile jestem w stanie znieść – tłumaczy 19-letnia Jannike.
Tylko dla najlepszych
Władze przyznały, że sukces całego przedsięwzięcia ich zaskoczył. W pierwszym roku od powołania specjalnego żeńskiego oddziału bojowego zgłosiło się 300 kobiet chętnych do przejścia intensywnego i ciężkiego szkolenia. Każdego roku wyczerpujący program kończy zaledwie kilkanaście nowych kandydatek. Przez sito przechodzą tylko najlepsze, najbardziej wytrwałe i zdeterminowane. Pułkownik Frode Kristofferson, który dowodzi oddziałami specjalnymi, przyznaje, że kończące kurs młode kobiety (kandydatki muszę spełniać kryterium wiekowe i znajdować się w przedziale od 19 do 27 lat) poziomem wyszkolenia nie ustępują swoim kolegom. Równie dobrze strzelają i potrafią się doskonale odnaleźć w każdych warunkach.
Choć panie z Jegertroppen dopiero czekają na swoją pierwszą dużą misję, Norwegia już dziś jest wskazywana jako wzór do naśladowania, jeśli chodzi o działania zmierzające do zwiększenia udziału kobiet w armii i otwierania im dostępu do wszystkich stanowisk. Nie wszystkim się to podoba. Niektórzy żołnierze są zdania, że kobiety nigdy nie dorównają mężczyznom, np. jeśli chodzi np. o walkę wręcz. Pojawiają się też zarzuty, że nie zawsze równie dobrze radzą sobie emocjonalnie w kryzysowych sytuacjach. Z drugiej strony często okazują się lepsze np. w posługiwaniu się bronią czy rozwiązywaniu problemów, które potencjalnie mogą się pojawić w czasie misji. Magnus, żołnierz, który brał udział w szkoleniu komandosek z Jegertroppen, uważa, że wiele z podnoszonych problemów, akcentujących różnice w potencjalne, jakim dysponują członkinie Jegertroppen oraz ich męscy odpowiednicy, wymyślanych jest na siłę przez mężczyzn.