Marta Wiśniewska w szczerym wywiadzie po latach. Zdradza, jak poradziła sobie z dala od ścianek i fleszy
Jej życie jest jak jazda szalonym rollercoasterem. Tyle samo wzlotów, co upadków. Po latach powraca na scenę, spełnia swoje marzenia z dzieciństwa, nie jest nabuzowanym silikonem babiszonem. O życiu i pasjach rozmawiam z Martą Wiśniewską. Albo po prostu, z Mandaryną.
10.02.2018 | aktual.: 10.02.2018 18:21
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bartek Fetysz: Marta czy Mandaryna? *
*Marta Wiśniewska: I Marta, i Mandaryna. Ten pseudonim przylgnął do mnie już w podstawówce i jakoś się z nim nie rozstaje.
Co według ciebie oznacza być medialnie skończonym?
Jeśli komuś zależy na tym, żeby istnieć medialnie, to pewnie jest to jakiś zawód, rozczarowanie, jakaś drzazga w sercu. Jeśli człowiek nie jest nastawiony tylko na bycie osobą popularną, to jest to zakończenie jakiegoś etapu, ale i nic strasznego, co mogłoby być przeżywane latami.
Nosisz aktualnie jakąś drzazgę w sercu?
Nie, już nie. Wszystkie drzazgi zostały wyjęte.
*Zadałem ci to pytanie na sam początek, bo z ikony muzyki dance w Polsce, zostałaś starta na proch, ukrzyżowana. "Znacie Evrynajt" to ci normalnie wygrawerowano na czole, jak na krzyżu Jezusa napis "INRI". I ten legendarny występ dalej krąży, klika się, nowe pokolenia dowiadują się kim jesteś i co się wówczas stało. Muszę cię Marta zapytać, po raz setny pewnie – jak do tego doszło, że ty, z tym całym baletem, w tym przebraniu, tu cekiny, tu doczepy, tam choreografia, zdecydowałaś się zaśpiewać na żywo? *
Tak jak mówisz, minęło już tyle lat! Nie będę ludziom udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Nie zamierzam się z tego tłumaczyć, zresztą ja nigdy się z tego jakoś mocno nie zwierzałam. Jedyne, co mogę powiedzieć, to to, że show było przygotowywane. Ja nie weszłam sobie ot tak na scenę, byłam przygotowana. Na ten występ złożyło się wiele niefajnych sytuacji i wiele nazwisk, które były wtedy, i nadal teraz są, wielkimi nazwiskami. Nie chcę ich wymieniać. Nie chcę tego robić. Jest mi to do niczego niepotrzebne. Ja swoje już odpękałam. I tyle. Jedno, co mogę powiedzieć, to fakt, że gdybym nie była przygotowana, to złamałabym nogę. W Sopocie najpierw gra się próby. To nie jest tak, że człowiek wychodzi na scenę i śpiewa. Najpierw musi zrobić kilka dni prób. Mówię ci, tam było kilka takich sytuacji, których się ludziom nie robi. Kiedy jesteś artystką, która dopiero zaczyna, jesteś na takim haju, że wydaje ci się, że skoro ty jesteś szczęśliwa, to wszyscy dokoła też będą szczęśliwi, będą mili i będą bili brawo. Serio, można się pomylić. Dostałam dość dużą lekcję życia i to właśnie tego ludzie powinni uczyć się na uniwersytetach, a niestety - uczą się na błędach. Najczęściej swoich.
*Hola, ale ty mimo wszystko zajęłaś tam drugie miejsce, jeśli chodzi o piosenkę… *
No tak, czyli mogę mówić, że był to jednak mój sukces! (śmiech).
Zatem, dlaczego, skoro zajęłaś drugie miejsce, które jest przecież na podium, ludzie i media, nie mówią o tym, że to był sukces, a skupiają się na tym, że była to porażka? Porażki nie dostają srebrnego medalu, tylko przepadają w wyścigach o medal.
No właśnie, też się temu dziwię! (śmiech). Zacznijmy mówić, że to był wielki sukces, drugie miejsce w Sopocie. Wiesz co, to jest dobry pomysł, od dzisiaj będę mówić o tym jako o sukcesie!
*Ugryźmy to zatem w ten sposób, chociaż mnie zastanawia jedno: taka Britney Spears ma identyczne show. Tłumy szaleją i wykupują bilety na pniu. Czy ty wtedy nie chciałaś zaśpiewać po prostu z playbacku? *
Podkłady były przygotowane. Każdy festiwal ma jakieś swoje prawa i trzeba się było do nich dostosować. Nie chce się z tego tłumaczyć, ale uwierz mi, ja nie jestem aż taką wariatką, żeby wyjść na scenę saute, bez przygotowania. Wiele nóg zostało mi tam podłożonych. Natomiast na tyle, na ile chciałam to zrobić, na tyle to zrobiłam. Ale cóż, stało się, jak się stało, więc jak mówiliśmy, cieszmy się tym, że byłam druga!
*Kiedy rozmawiałem z Michałem (Wiśniewskim - przyp. red.) parę miesięcy temu i zadałem mu pytanie czy zna "Ev’ry Night" odpowiedział tak: "Oczywiście! Znam "Ev’ry Night"! Sam wybierałem ten utwór i do dzisiaj uważam, że gdyby nie bardzo fałszywi ludzie, którzy stanęli na drodze Marcie, którzy ją namówili do kilku takich niefajnych ruchów, to w dalszym ciągu byłaby królową disco w Polsce". Kim byli ci bardzo fałszywi ludzie? Bez nazwisk – to były osoby z wytwórni, management, inni artyści? *
Ten Sopot to przetasowana talia kart, sprawa dla mnie zamknięta. Każdy poszedł w inna stronę. Jestem już po drugiej stronie mostu. Pamiętaj, że to było piętnaście lat temu. To były dosyć bolesne dni, nie chcę do nich wracać. To nie wyglądało tak, że nakleiłam sobie plaster na serce, otrząsnęłam się, założyłam nową parę dżinsów i wyszłam na ulicę. Nie, nie. Ja to bardzo przeżyłam, a głównie fakt, że zastanawiałam się, jak to mogło tak bardzo wymknąć się spod kontroli. Nie miałam wtedy możliwości, żeby przykręcić odsłuch, usłyszeć chórzystki czy ludzi grających na instrumentach, bo musiałabym po prostu zejść ze sceny. Teraz, jak chociażby Adele, powiedziałabym: "Przepraszam Państwa, nic nie słyszę, chciałabym przerwać, żebym mogła usłyszeć swoje chórki, swoich muzyków", i zeszłabym ze sceny. Wtedy, tego nie zrobiłam, ale tak jak mówię, człowiek uczy się na błędach. Po latach.
Ostatnie pytanie na ten temat i zamykamy sprawę. Na tym twoim występie zarabia się do dzisiaj. Ludzie z opiniotwórczych mediów, takich, jak chociażby VOGULE Polska, robią ze "Znacie Ev’ry Night" koszulki/bluzy, na kolejnych dorzucają "HABA", biznes się kręci, powinnaś dostać jakieś odsetki za każda sprzedaną rzecz… W końcu to twoje legendarne hasła. Nie drażni cię to, że inni zarabiają twoim kosztem i że to się ciągnie za tobą tyle lat i jeszcze nie zdechło?
Patrz, nie zastanawiałam się nad tym! Natomiast z drugiej strony, to nie są słowa, które zarezerwowane są tylko dla mnie. Gdyby te teksty były ograniczone jakimiś prawami autorskimi, to może… Żyjemy w wolnym kraju, każdy robi to, co może, żeby zarobić. Jak to się mówi? Każdy orze jak może.
*Wróćmy zatem do dawnych lat. Krajki… jakieś wspomnienia? Od zawsze chciałaś tańczyć? Gdzieś tam na kasetach VHS istnieją nagrania jak w mokasynach mojej mamy tańczę do klipów Michaela Jacksona. Był moim absolutnym idolem. Znałem choreografię na pamięć. Żeby nauczyć się tańczyć, zapisałem się na balet, a potem hip hop i funk. Jak wyglądały twoje początki? *
O Boże, rzeczywiście sięgnąłeś daleko! Chyba dawno nikt nie był tak przygotowany do wywiadu! (śmiech). Krajki – tak się nazywał harcerski zespół artystyczny i pamiętam, że to były cudowne czasy! Mając z siedem, może osiem lat, mama mnie tam zaprowadziła, zresztą za namową mojej wychowawczyni w szkole podstawowej, bo ja ciągle gdzieś tańczyłam. Zatem mama zabrała mnie na egzamin, właśnie do Krajek - tam trzeba było i śpiewać, i tańczyć. To był taki zespół trochę podobny do Gawędy. Spędziłam tam w zasadzie siedem lat. Nagrywaliśmy dużo płyt, występowaliśmy. Pierwszy raz wyjechałam za granicę z Krajkami. Do tej pory mam kontakt z panią dyrektor, która się nami zajmowała. I to jest przemiłe, fantastyczne, że ta znajomość utrzymuje się do dziś. Zawsze chciałam brać udział w konkursach, ścigać się z ludźmi. Wtedy bardzo mocno wsiąknęłam w hip hop zagraniczny i zaczęłam brać udział w zawodach.
A kto był wtedy twoją hip-hopową inspiracją? Na kim się wzorowałaś?
Uczę obecnie młodych ludzi i dostęp do muzyki, choreografii, do historii tańca jest nieporównywalny. Dzisiaj po prostu klikasz i masz, co tylko chcesz. A wtedy musiałam czekać na teledysk w MTV albo kupować gazety czy kasety magnetofonowe MC Hammer’a, który był wówczas na maksa popularny, tak jak te jego portki z krokiem, pamiętasz? Podpatrywało się innych, miksowało się inspiracje z teledysków z tym, co miałeś w duszy i tańczyło się do oldskulowej muzyki. Mnóstwo rzeczy wymyślaliśmy sami, to była szkoła życia.
Uwierz mi, robiłem to samo. Do dzisiaj znam całą choreografię z klipów Janet czy Michaela, bo sam tańczyłem hip hop i funk przez wiele lat. Mamy zatem identyczne wspomnienia. Zanim stałaś się wszechrozpoznawalną Mandaryną byłaś tancerką. Jak trafiłaś do Ich Troje?
Michała poznałam jeszcze w Łodzi, bo oboje stamtąd pochodzimy. Poprzez znajomych i przez zespół, z którym startowałam na zawodach, zainteresował się naszą grupą. Podobało mu się to, co robimy. On wtedy był wielkim Panem Biznesmenem, z którym jeździliśmy też na targi w Poznaniu, robiliśmy oprawę do jego biznesowych spraw. Michał miał od zawsze głowę pełną pomysłów i marzeń, chciał robić musicale, więc próbowaliśmy coś razem stworzyć. Tak się poznaliśmy. Później okazało się, że zakłada zespół, zaprosił mnie do współpracy przy koncertach i tak to się zaczęło.
No i co, dylasz, dylasz w tle, i nagle: "hej Michał, jak tam"? Gdzieś tam wyczytałem, że byłaś choreografem grupy. To było przed czy po zakochaniu?
Oj, dużo przed! Tak naprawdę to Michała poznałam, jak miałam z piętnaście lat.
*Pamiętasz to zakochanie? Ten moment? *
Nie pamiętam strzały Amora, która powaliłaby mnie na kolana, ale pamiętam, że sama postać Michała bardzo mi imponowała. Nauczyłam się od niego wielu rzeczy, nie tylko na samym początku, kiedy byliśmy razem, ale przez wszystkie następne lata. Nagle znalazł się na mojej drodze człowiek, który otwarcie mówił o tym, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Dopóki w to wierzył, tak właśnie było. On mnie inspirował, motywował swoją determinacją. Popłynęłam z prądem za nim. Sama w pewnym momencie uznałam, że jeśli czegoś bardzo chcesz w życiu – to możesz to zrobić, bo to tylko zależy od ciebie – od twojej determinacji, pomysłów, apetytu na życie, ludzi na twojej drodze i od tego, jakim jesteś człowiekiem. Podziwiałam go od zawsze. Później wyszło jak wyszło. Zakochaliśmy się, mamy dwójkę wspaniałych dzieci.
*Marta, wzięłaś udział z Michałem w pierwszym takim w Polsce reality show, jakim był "Jestem jaki jestem". To były wyżyny oglądalności. Powiedziałem Michałowi, że uważam, że to wy zaczęliście celebryctwo w Polsce, bo to prawda. Nie było przed wami aż takich osobowości. Z dziewczyny znikąd, stałaś się gwiazdą. *
Ten program pojawił się w momencie, kiedy my już byliśmy popularni, więc fakt, że ludzie zaglądali nam do zupy przez telewizor, czy do domu przez gazety, czy siedząc nam na płocie i robiąc zdjęcia, nie robiło jakiejś wielkiej różnicy. Wydaje mi się, że nic mi się nie odkleiło, zawsze miałam kręgosłup moralny i wiem, jakich granic nie przekroczę. Staram się być dobrym człowiekiem. Nigdy nie odfajczyło mi jakoś totalnie. Oczywiście to fantastyczne, kiedy ludzie mówią ci, że osiągnąłeś sukces i że słupki oglądalności są aż czerwone. Ten program był przede wszystkim nastawiony na Michała, więc ja ewentualnie mogłam gdzieś tam poł kroku być za nim i stać obok.
To był chyba koniec lat dziewięćdziesiątych, prawda? Jak ta medialność i nagła rozpoznawalność zmieniają życie?
To były czasy, gdzie nie było tych wszystkich portali internetowych, na których ludzie sobie folgują i mogą cię opluć i nic sobie z tego nie robić. Pamiętam, że nasz ślub był w pierwszym wydaniu "Faktu". Wydaje mi się, że było łatwiej – zanim ludzie cię opluli, to zamienili z tobą chociaż jedno zdanie. Było jakoś tak przyjemniej, rozmawiałeś z ludźmi, był dialog. Teraz możesz z minuty na minutę po prostu stać się popularnym. Wtedy trzeba było na to troszkę zapracować.
*Uważasz, że teraz, nawet jeśli jesteś kompletnym zerem i nic sobą nie reprezentujesz, jest łatwiej zyskać popularność? Jest taki zalew ludzi, którzy nie mają nic do zaoferowania oprócz parcia na szkło. Trenerzy fitness za dychę, siostry Godlewskie, SexMasterka, mogę wymieniać i wymieniać… I dziennikarze bez grosza szacunku do rozmówcy – kompletnie nieprzygotowani do wywiadów. Sądzisz, że jest różnica w zdobywaniu popularności wtedy i dzisiaj? *
Teraz, w dobie internetu, zobacz, co się dzieje na Instagramie. Ludzie zabijają się, żeby dostać jakieś lajki. Każdy pokazuje siebie bez barier i jest bitwa o popularność. Wszędzie! Oczywiście, że jest łatwiej! Ludzie z dnia na dzień stają się popularni, ktoś się nimi zainteresuje i masz efekt kuli śnieżnej. Ale niech każdy żyje jak chce.
Nie będę cię pytać o małżeństwo, ale zapytam o jedną rzecz – jak to jest być w związku, który śledzi cały kraj? Chyba wtedy nie było dnia bez wzmianki na wasz temat. Uważasz, że media miały wpływ na to, jak potoczył się wasz związek?
Nie. Myślę, że byliśmy i nadal jesteśmy ludźmi, którzy starali się twardo stąpać po ziemi i nie pozwolić na to, żeby w ten związek wkroczyło tysiąc teściowych. Oczywiście, ludzie byli, doradzali, ale gdzie ja bym się zastanawiała nad czyimś A, B, C. A) Czy mam się rozwieść, B) Czy mamy być dalej razem, C) Czy mamy się od siebie odseparować. Jeśli chodzi o związek – to były nasze decyzje. Jeśli chodzi o popularność, płyty, koncerty, o wszystko, co jest medialne – mieliśmy managerów. Chyba nasze charaktery nie do końca się zgrały i wyszło jak wyszło.
Twoją managerką była w tamtym czasie Katarzyna Kanclerz. To było olbrzymie nazwisko w polskim show biznesie. Jak wspominasz tę współpracę?
Od Katarzyny i Michała nauczyłam się bardzo wiele. Nauczyłam się, że trzeba mieć twardy tyłek. Wtedy potrzebowałam obok siebie kogoś silnego, kto potwierdzi to, że moje pomysły są dobre. Tak jak mówisz, to była wielka postać w polskim show biznesie, była managerką HEY, Kasi Kowalskiej, samych topowych artystów. Ja byłam przeszczęśliwa, że Kasia się mną zajmuje. W pewnym momencie bardzo się ze sobą zaprzyjaźniłyśmy i wiedziałyśmy o sobie wszystko. Byłyśmy ze sobą mocno związane, jeździła ze mną na koncerty. Potem zmieniło się to w niefajny związek. Rozstałyśmy się. Natomiast ja, w życiu, staram się nie mówić o ludziach źle. I dlatego też nie wypowiem się i teraz.
To, co – taka rada dla nowych artystów? Lepiej przyjaźnić się z managerem czy pozostać na takiej ścieżce typowo profesjonalnej?
Myślę, że najlepiej jest pozostać na ścieżce profesjonalnej, natomiast to jest bardzo trudne. Jeśli kogoś nie lubisz, to z taką osobą się też ciężko pracuje. Pamiętaj, że wyjeżdżasz z tym człowiekiem w trasę, robisz różne projekty i przebywacie ze sobą bardzo, bardzo długo. Trudno przebywać z kimś, z kim nie masz tak zwanego flow, porozumienia. Lubię się z ludźmi przyjaźnić. Często może na tym tracę. Bywa.
OK, lecimy dalej. O co chodziło z „Let’s dance, zrobię dla Was wszystko”?
To był właśnie pomysł mój i Kasi. Ona stwierdziła, że pomysł jest fajny i go wyprodukuje. Zaprosiła mnie do współpracy. To była cudowna przygoda! Uczyłam ludzi tańczyć i sama także pokonywałam swoje lęki. Uczyłam na przykład Renatę Beger tańczyć hip hop, a sama pojechałam do cyrku i podwieszona pod trapez musiałam wykonywać jakieś akrobacje...
*To jak Pink prawie! *
Dokładnie! Albo latałam helikopterem, podwieszona jak James Bond i pokonywałam własne słabości. Jeździłam motorem bez trzymanki, totalny hardkor! I w ten sposób wciągnęłam do programu Tomasza Iwana i uczyłam go tańczyć.
A jakie są w związku z tym twoje słabości? Czego się boisz?
Jakie ty mi zadajesz pytania! (śmiech). Boje się chorób. Jestem chora na cukrzycę i gdybym mogła, to bym się jej z chęcią pozbyła. Myślę o niej codziennie. Marzę o tym, że kiedyś się z niej wyleczę, choć pewnie jest to niemożliwe. Boję się tego, że kiedyś będę słaba i sobie nie poradzę.
W 2007 wydałaś kawałek "Good Dog, Bad Dog" i to była świetna piosenka! Dla mnie i dla moich znajomych totalny szok, bo nagle ta taka muzycznie tania Mandaryna robi dobry electro-pop! Uwielbiam ten kawałek. Jak doszło do jego powstania? Skąd wizja na nową ciebie? Skąd album "AOK"?
Człowiek dorasta, zmienia się, zmieniają mu się poglądy i wizje. Ta pierwsza Mandaryna była autentyczna, chciałam taka być, ale później zapragnęłam robić inną muzykę. Nie musiałam już pilnować tego, czego chce wytwórnia, tysiące managerów, producentów czy innych ludzi. Lubię tamte płyty. Nie chcę nagle opowiadać, że to nie byłam ja – byłam - natomiast w pewnym momencie chciałam po prostu troszkę inaczej. Spotkałam na swojej drodze kilka osób, które myślały podobnie i chciały iść w podobnym kierunku. Pamiętam, że zgraliśmy się tak dobrze, że bardzo szybko nagraliśmy ten materiał. To był zresztą najtańszy finansowo album jaki zrobiłam. Spotkało się kilka osób z pasją i chcieliśmy zrobić coś dla zabawy, przyjemności tworzenia, żeby tę Mandarynę, którą wszyscy znają, trochę odczarować. Może właśnie przez tę wymianę energii powstało to, co udało nam się zrobić i z czego jestem bardzo zadowolona. Mam kilka ulubionych numerów na tej płycie…
Które to kawałki?
Lubię "Good Dog, Bad Dog", "AOK", "Chemical" i "No Work No Sweat".
Ja wrócę za moment do tej płyty, ale nasunęło mi się pytanie finansowe właśnie, skoro o produkcji wspomniałaś. Jak to jest spaść z tak zwanych wyżyn finansowych do takiego niżu? Bo chyba wówczas kasa przestała się zgadzać z poprzednimi zarobkami?
Człowiek bardzo szybko przyzwyczaja się do miękkiego fotela i ciężko jest mu później usiąść na taborecie. Natomiast jeśli ci nie odwala, kiedy siedzisz w miękkim fotelu, to poradzisz sobie i na taborecie. Był taki moment, że koncertów było mniej, płyt nie było, planowane kontrakty międzynarodowe nie zostały podpisane, ale ze mną jest tak, że nie leżę i nie czekam na trzęsienie ziemi, tylko podwijam rękawy i zabieram się do pracy. Robię swoje. Oprócz tego, że śpiewam, nagrywam płyty i koncertuję, to jestem osobą, która potrafi tańczyć i uczę tego innych. Zresztą pamiętam, że w tamtym czasie stwierdziłam, że może jest to właśnie najlepszy moment, żeby założyć szkoły tańca, wejść w to środowisko z impetem i uczyć w tych szkołach samemu. I tak naprawdę to one są już ze mną z jakieś piętnaście lat. Nigdy nie było tak, że och, księżniczka Mandaryna się wywaliła, bo jej się obcas złamał i teraz leży i ryczy.
Dlaczego nie ma cię w serwisach streamingowych, takich jak Spotify? Jest tam chyba tylko pierwszy album, a gdzie "AOK"? Nigdy go nie kupiłem, a teraz po latach, chciałbym posłuchać. On w ogóle nie istnieje w przestrzeni wirtualnej i publicznej.
Nie wiem. Musiałabym zadzwonić do wydawcy i zapytać. Sama nie mam tej płyty, chętnie kupię.
*Słyszałem, że kontrakty z wytwórniami są dosyć niewolnicze. Zupełnie jak w świecie mody – jak wyglądał twój? Było tak, że dopóki jesteś królową disco/dance to jest dobrze, a potem spadaj? *
W moim przypadku kontrakty się pokończyły, więc ja tę płytę mogłam zrobić tak, jak chciałam. To nie było łatwe, żeby ktoś mnie wtedy wydał z miłą chęcią. Może nikt nie powiedział mi tak dosłownie "Spadaj", ale po prostu nie otworzył drzwi. Znaleźli się jednak ludzie z wytwórni hip hopowej, którym się ten materiał spodobał i powiedzieli: "Tak, wchodzimy w to".
Wróćmy zatem do tańca. Zakończyłaś karierę muzyczną, ale gdzieś tam w międzyczasie założyłaś swoją szkołę. Spełnienie marzeń z dzieciństwa?
Odkąd pamiętam – tańczę i od zawsze chciałam mieć własne szkoły tańca. Bez nich chyba nie potrafiłabym i nie chciałabym funkcjonować. Najpierw w tej szkole przygotowywaliśmy się do moich koncertów, a potem przerodziła się ona w taką zawodową, gdzie zaczęliśmy się ścigać na konkursach tanecznych i mocno weszliśmy w hip hop. Tak jest do dziś. Nawet moje dzieci tańczą i zdobywają nagrody.
*Opowiedz mi więcej o sobie jako jurorce. Zajmujesz się teraz profesjonalnie tańcem, oceniasz innych. Jesteś bardzo wymagająca? *
Jestem sędzią w dwóch federacjach - IDO (Polska Federacja Tańca) i WADF (World Artistic Dance Federation). Jeżdżę na mnóstwo zawodów, oceniam i mam wielką satysfakcję, kiedy widzę, jak zawodnicy z roku na rok są coraz lepsi, coraz bardziej zdeterminowani i tańczą coraz to lepsze choreografie. Ocenianie tańca nie jest łatwe. To nie jest jazda figurowa na łyżwach, gdzie masz za taką figurę tyle punktów, a za inną tyle. Oceniasz człowieka tak, jak go widzisz, filtrujesz przez siebie jego ruchy, emocje. Zazwyczaj jest pięciu sędziów, żeby nie było tak, że ktoś jest stronniczy. Nie jest to łatwe, natomiast jest to bardzo przyjemne.
Ty nigdy nie wystąpiłaś w "Tańcu z Gwiazdami". Nie było propozycji czy coś przegapiłem?
Nie, nie wystąpiłam. Wyobrażasz sobie, co by było, jakbym przegrała? Powiedzieliby, że nawet tańczyć nie potrafię. Nie brałam tego nawet pod uwagę. Ja zresztą nie tańczę tańca towarzyskiego, więc nie byłoby mi pewnie jakoś łatwo.
*To tak szczerze - jak wygląda tak zwane życie po życiu? Byłaś na szczycie, potem gdzieś pomiędzy, a teraz, według niektórych, już nie istniejesz. Sukces medialny to przekleństwo? *
Jeśli ktoś wchodzi w show biznes, musi liczyć się z tym, że ludzie będą interesować się jego życiem. Na pewnym etapie to mi się podobało, później trochę mniej, więc zamknęłam się w szkołach tańca. Tak jak mówiłam, pracuje z fajnymi, młodymi ludźmi, którzy codziennie dają mi niesamowitego kopa. Oni są piekielnie zdolni. Natomiast jeśli potrzebuję gdzieś wyjść, to zakładam szpilki i idę. Nie jest to w moim życiu niezbędne, rzadko to robię. Nie jest to na pierwszym miejscu, nie jest priorytetem.
A dlaczego właśnie nie pokazujesz się na ściankach?
Nie czerpię z nich szalonej przyjemności. Oczywiście to są miłe wyjścia, bo jeśli wychodzę, to udaje się w miejsca, które lubię. Wiesz, prowadzę dużo zajęć, nie mam czasu. W soboty najczęściej sędziuje zawody.
Za ścianki i bywanie ci płacą czy to bardziej opcja koleżeńska?
Ja nigdy nie wzięłam pieniędzy za ścianki.
2018 rok i szał – Mandaryna powróciła! Dalej występujesz! Zagrałaś we Wrocławiu w HaH’u, potem w Krakowie, masz rozpisane dalsze koncerty. Oglądałem klipy – przychodzi masa ludzi, która śpiewa twoje piosenki i chce cię zobaczyć.
Powiem ci szczerze, nie spodziewałam się takiego zainteresowania, entuzjazmu i takiej energii. Jestem bardzo wdzięczna. Bardzo wszystkim dziękuję! I co jest jeszcze fantastyczne, to fakt, że na te koncerty przychodzą ludzie, którzy kiedyś mieli dziesięć lat. Teraz mają po dwadzieścia pięć i jak z nimi rozmawiam, dowiaduję się, jak pozmieniało się ich życie, w którym miejscu swojej drogi są teraz. Przecież to jest kawał czasu! Te koncerty są też zupełnie inne, bo oni są starsi, znają te piosenki, śpiewają je ze mną, chcą ze mną pogadać, to zupełnie inna energia.
Ja mam lat 35 i pamiętam te piosenki i ciebie jako młodą dziewczynę. Cieszę się, że wróciłaś, ja z ogromnym sentymentem wspominam lata dziewięćdziesiąte. Wydaje mi się, że było tak jakoś lepiej, przyjaźniej. Występujesz w różnych klubach, ale i w gejowskich. Ciebie okrzyknięto ikoną gejów…
Naprawdę?
*No tak, na świecie Cher, Britney, Kylie, a w Polsce Mandaryna i Maryla! Jak zapatrujesz się na związki homo? Jesteś za ich legalizacją? *
To słabe dyskryminować miłość. Uważam, że ludziom nie należy zaglądać do sypialni, bo to ich prywatna sprawa. Jeśli ludzie się kochają, niech robią, co chcą. Jeśli państwo może pomóc, aby byli dwojgiem osób, które mogą zadbać o siebie również na starość, to jestem za tym, aby stwarzało taką możliwość dla par. Każdy w życiu chce być szczęśliwy. I ostatnia rzecz, jaka powinna kogoś interesować, to z kim ten ktoś jest szczęśliwy.
Zatem pytanie, które chyba nurtuje wszystkich - wrócisz kiedyś do śpiewania? Będzie nowy album?
Mnie też to nurtuje (śmiech). Bardzo dużo osób mnie o to pyta, ale jeszcze nie wiem. Może rozpiszę jakiś konkurs na materiał, piosenkę. Jeśli ktoś będzie chciał ze mną nagrać jakiegoś dobrego singla, to będę się zastanawiać.
A gdybyś wróciła, to jaka byłaby to muzyka?
Bliższa byłaby płycie „AOK”. Może trochę bardziej nowoczesna, elektroniczna. Chciałabym, żeby to było nowoczesne, no i żeby głowa się kiwała.
Jesteś teraz szczęśliwa? Czy to wszystko, przez co przeszłaś, pozwoliło ci czuć się spełnioną i szczęśliwą?
Tak. Jestem szczęśliwa. Mam dokoła siebie ludzi, których już dobrze przefiltrowałam i przeselekcjonowałam. Są moimi przyjaciółmi, takimi przez wielkie P. I nic mi do szczęścia więcej nie jest potrzebne, chociaż… Myślałam tak wcześniej, że nic mi nie jest potrzebne, a teraz jak gram te koncerty, to myślę, że jednak się myliłam. Ta energia dodała mi skrzydeł chyba na kolejne lata! Jestem szczęśliwa, bo mam dwójkę fantastycznych dzieci, którzy są nastolatkami, mają po piętnaście, szesnaście lat – bardzo mi pomagają. Są moim życiem i natchnieniem, jestem z nich bardzo dumna, bo to dwójka bardzo zdolnych ludzi. Oni mnie napędzają.
Zabrzmię teraz jak Agnieszka Jastrzębska, ale jak twoje dzieci zapatrują się na karierę mamy?
Chodzą do szkoły, ale jednak noszą nasze nazwisko – Wiśniewscy – więc spotkali się z rożnymi reakcjami i sytuacjami. Natomiast bardzo mnie wspierają. Trzymają za mnie kciuki i chyba są nawet ze mnie trochę dumni. I też mnie uświadamiają, na zasadzie: "Mamo, teraz jest modny streetwear, może pójdziemy na zakupy?" (śmiech). Powiem to - jestem w dobrym momencie swojego życia.
*To na koniec, HABA czy Ev’ry Night na koszulce? *
Raczej: Znacie Ev’ry Night?