Kwiaciarnia - skarbnica miłosnych historii
- Miałam takiego klienta, który przyszedł i powiedział: „Proszę mi zapakować wszystkie róże, jakie są w kwiaciarni” – wspomina.
- Ile tego mogło być? – *pytam.
- Około 300 sztuk. Później jeszcze poprosił, by mu zapakować wszystkie wiosenne kwiaty. Wszystko to odwiózł sam do jakiejś pani. Niestety nie wiemy, jaki był dalszy ciąg tej miłosnej historii, ale to było coś naprawdę wyjątkowego. Po prostu przyszedł i wykupił prawie połowę kwiaciarni!
Choć pani Iwona nie wie do dzisiaj, czy kwiaty powędrowały do żony, dziewczyny czy kochanki, są sytuacje, w których sprawa jest jasna.
- Raz przyszedł taki pan na walentynki i poprosił o dwa bukiety – jeden dla żony, drugi dla kochanki. Skąd wiem? Bo poszły pod dwa różne adresy.
*Takie same? – pytam zdziwiona.
- No nie –uśmiecha się szeroko pani Iwona. – Były zdecydowanie różne.
Takich miłosnych historii z kwiatami w tle pani Iwona ma wiele. Kolekcjonuje je jak unikatowe kwiaty i dołącza do historii, które już wcześniej opowiadała babcia.
- Czy miłość przed wojną w Warszawie była inna? – pytam.
- Myślę, że była taka sama. Miłość się nie zmienia i potrafi nas zaskoczyć w różnych sytuacjach. Babcia opowiadała mi historię, gdy do kwiaciarni przyjechał oficer niemiecki. Był do szaleństwa zakochany w Polce i jeździł do niej często z kwiatami. Kupił tu bukiet. Niedługo potem pod drzwi kwiaciarni wrzucono karteczkę, na której grożono babci, że jak jeszcze raz sprzeda Niemcowi kwiaty, to ją zabiją. Babcia bardzo się tym denerwowała. Wiedziała, że ktoś ją obserwuje, że partyzanci widzą, że ona czerpie zysk z tego, że sprzedaje kwiaty hitlerowcom. Następnym razem, gdy niemiecki oficer przyjechał, poprosiła go, by już nie przyjeżdżał nigdy więcej. Nigdy nie dowiemy się, jak się skończyła ta miłość… - opowiada z nostalgią pani Iwona.