Miłość nie wyklucza
„Dla mnie paradoksem jest to, że moja kuzynka, którą widziałam jeden raz, gdy miałam trzy lata, jest według prawa dla mnie bliższą rodziną, niż Gosia, obok której budzę się co rano od i zasypiam co wieczór od prawie sześciu lat” – mówi Ewa, która wzięła udział w kampanii „Miłość nie wyklucza”.
05.11.2010 | aktual.: 08.11.2010 11:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Dla mnie paradoksem jest to, że moja kuzynka, którą widziałam jeden raz, gdy miałam trzy lata, jest według prawa dla mnie bliższą rodziną, niż Gosia, obok której budzę się co rano i zasypiam co wieczór od prawie sześciu lat” – mówi Ewa, która wzięła udział w kampanii „Miłość nie wyklucza”. Kampania zwraca uwagę na brak w polskim prawie uregulowań dotyczących związków osób tej samej płci. 20 listopada w stolicy odbędzie się manifestacja.
Marta i Agata wcale nie chcą wziąć ślubu, ani zawrzeć związku partnerskiego. „Ale tu nie o to chodzi, czego chce nasz dwójka dla siebie, czego potrzebujemy my – jako Marta i Agata. Tu chodzi o to, czego nie możemy dostać - jako lesbijki.Gdybyśmy były parą hetero mogłybyśmy wybrać: zaręczmy się, legalizujemy nasz związek, a może żyjemy na kocią łapę. Teraz decyzja jest z góry podjęta - za nas. Mamy żyć nie dość, że na kocią łapę, to jeszcze najlepiej w ukryciu. Mamy tego dosyć, to irytujące, to powoli robi się w Europie niedopuszczalne” – uważają.
Właśnie z tych powodów akcję zorganizowała nieformalna grupa „Tel-Aviv”, skupiona wokół Stowarzyszenia Otwarte Forum. Twórcy uważają, że nasze prawo nie nadąża za rzeczywistością, a władza nie wchodzi w dialog ze społeczeństwem. W kampanii chcą dać głos tym, których prawo nie widzi, a politycy ignorują.
- Myślę, że czasy się zmieniły - już nie chcemy by nas "tylko" zobaczono, ale by dostrzeżono nasze związki i ich problemy. A podstawowym jest brak zabezpieczeń w prawie – mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Szot z akcji „Miłość nie wyklucza”. - Kampania dopiero ruszyła, startujemy w trakcie kampanii samorządowej, mamy nadzieję, że nawiążemy rozmowy na temat ustawy z partiami, gdyż te obecnie - jak zwykle przed wyborami - unikają tematu związków partnerskich - uważa Szot.
W akcji „Miłość nie wyklucza” wziął również udział pisarz Jacek Dehnel. „Mam szczęście. Żyję teraz, a nie pół wieku (czy jeszcze więcej) temu, mieszkam w dużym mieście, a przede wszystkim – należę do tych, którym społeczeństwo pozwala na więcej: „twórców”, „artystów”, „ludzi sztuki”, czy jak to sobie nazwiemy. Społeczeństwo bowiem – podobnie jak peerelowskie władze – koncesjonuje „takim” więcej wolności; mogą śmielej sobie poczynać, więcej powiedzieć, wychylić się" - tłumaczy na Dehnel internetowej stronie „Miłość nie wyklucza”.
„Jednak większość gejów i lesbijek w Polsce to nie muzycy, pisarze i designerzy z centrum Warszawy, Poznania czy Krakowa, ale całe tłumy „zwykłych ludzi” którym społeczeństwo koncesjonuje znacznie mniej wolności. To kierowca, nauczycielka, żołnierz, którzy boją się, że po comingoucie zawali im się świat: stracą pracę, rodzina ich odrzuci, a sąsiedzi będą pokazywać palcami. A jeśli nawet już się ujawnią, to i tak w myśl prawa RP zawsze pozostaną obcymi ludźmi dla swoich ukochanych, choćby i spędzili z nimi pół wieku. Jeśli więc postanowiłem wziąć udział w tej akcji to nie tylko dla siebie i dla mojego chłopaka, ale dla tych wszystkich, którym jest trudniej, niż nam" - dodaje.
Czy trudno było namówić bohaterów kampanii do wzięcia w niej udziału?
- Nie było to bardzo trudne zadanie, ale do najłatwiejszych też nie należało. Po pierwsze - bohaterowie i bohaterki kampanii musieli nam zaufać, polubić nasz pomysł, bardzo się staramy by sami czul się zadowoleni z tego co zrobili. Po drugie - obecne jest już dużo osób LGBT, które biorą udział w publicznych akcjach, wystawach czy występują w mediach. To prawda, że dla wielu osób dalej problemem jest samo ujawnienie się, jednak ktoś przecież musi dać dobry przykład - komentuje Wojciech Szot z akcji „Miłość nie wyklucza”.
Krzysztof i Przemek przyłączyli się, bo mają dość chowania się w czterech ścianach i tego, że zdjęcia z heteroseksualnych ślubów wiszą na wystawie każdego zakładu fotograficznego.
Tymczasem na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie przechodnie mogą oglądać billboard ze zdjęciami z dzieciństwa kilku bohaterów kampanii i hasłem: "Gdy dorosną nie będą miały równych praw".