Nie bójmy się pomagać tym, których życie doświadczyło bardziej. Rozmowa z Małgorzatą Koch

Nie bójmy się pomagać tym, których życie doświadczyło bardziej. Rozmowa z Małgorzatą Koch

Jesteśmy Inni to debiutancka powieść Małgorzaty Koch
Jesteśmy Inni to debiutancka powieść Małgorzaty Koch
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

"Jesteśmy inni" to gorzko-romantyczna opowieść o Marcelinie i Franku. Ona jest piękną architektką, mocno poturbowaną przez los. On przystojnym specjalistą od… włamań. Obydwoje znajdą się w tym samym miejscu i czasie. Czy wspólny wieczór i przypadkowe kłamstwo pomogą im odkryć, kim są naprawdę? O książce rozmawiamy z autorką.

Katarzyna Rapczyńska-Lubieńska, Wirtualna Polska: "Jesteśmy inni" to pani debiut literacki. Historia opowiedziana jest z perspektywy dwójki bohaterów. Czy łatwo było pani wejść w dwa różne umysły?

Małgorzata Koch: Nie miałam z tym żadnego problemu. Wcielając się w pierwszoosobową narrację, byłam w stanie precyzyjniej przekazać odczucia bohaterów. Ich przemyślenia, osobne retrospekcje, których pojawianie się może sprawiać wrażenie chaosu. Był to jednak celowy zabieg, który miał na celu ułatwić czytelnikowi zrozumienie nieoczywistych reakcji moich bohaterów na daną sytuację. W momencie, gdy odkrywaliśmy przyczynę reperkusji emocjonalnej Marceliny bądź Franka, żadne z nich nie miało pojęcia, z czego ona wynika i jakie niesie za sobą przykre doświadczenia. Jestem przekonana, że jako wszechwiedzący narrator nie mogłabym okazać tak różnorodnej palety emocji i reakcji fizjologicznych, jakich doznają bohaterowie.

Jednak w pewnych miejscach musiał pojawić się narrator w trzeciej osobie.

To prawda. Z pomocy relacji narratora musiałam skorzystać w trzech rozdziałach – gdy wyjaśniam cel wizyt Franka w nocnym klubie, podczas wspólnego spotkania jego i Marceliny, a także gdy nastąpił moment kulminacyjny historii.

Co jeszcze daje kreowanie książkowej rzeczywistości z perspektywy kobiety i mężczyzny?

Przede wszystkim daje możliwość balansowania na dwóch odmiennych płaszczyznach – subtelnej, kobiecej oraz bezpośredniej, męskiej. Szczerze przyznaję, że dla mnie dużo ciekawsze i prostsze było wcielenie się w męski umysł. Nie mam pojęcia, z czego to wynika, być może dlatego, że otaczam się samymi mężczyznami – mąż, syn i dwa kocury. (śmiech)

Ze względu na różnice obu płci w postrzeganiu świata musiałam zadbać o dostosowanie komunikacji i nadawania na fali uczuć, raz właściwych dla kobiety, innym razem dla mężczyzny. Starałam się, ale nie mam pojęcia, w jakim stopniu – i czy w ogóle – zdołałam obalić stereotyp, że emocje i uczucia to przestrzeń zarezerwowana tylko dla kobiet. Uważam, że mężczyźni potrafią być niezwykle wrażliwi. Tylko mają problem z okazywaniem tej emocji, uznając, że przez to staną się mniej męscy. Bzdura! Poza tym męski odbiór świata nie jest skomplikowany, a raczej ukierunkowany na cel.

To znaczy?

Mężczyźni mniej analizują, łatwo ryzykują, dlatego częściej niż kobiety wpadają w tarapaty, łudząc się, że zdołają wszystko naprawić i ogarnąć. Taki jest Franek, wrażliwy, a przy tym bardzo męski i pewny siebie. Kocha Marcelinę do bólu, jest jej szczerze oddany, ale… gdyby nie podejmował ryzykownych decyzji, ich związek miałby szansę na przetrwanie. Bo oni są dla siebie stworzeni. A tak… wiele jeszcze się wydarzy.

Miłość, frustracje, lęk – te emocje przez cały czas towarzyszą Marcelinie i Frankowi. Czy pani zdaniem można wpłynąć na to, jak postrzegają nas inni?

Oczywiście, że można. Nie bez powodu serwuję czytelnikowi wędrówkę po psychice bohaterów. Wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości Marceliny, mocno wryły się w jej psychikę. Z kolei Franciszek od samego początku rozszyfrowuje grę pozorów, którą Marcelina przed nim roztacza. Wie, że w ten sposób dziewczyna próbuje kamuflować swój prawdziwy stosunek do mężczyzn. Franek nie zna podłoża tego problemu, ale sam decyduje się podjąć wyzwanie i zagrać w tę nieszczerą grę.

Luksusowe porsche, ogromny dom i kochający rodzice. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Marcelina ma wszystko, ale okazuje się, że nic nie jest takie, jakim się wydaje, prawda?

Owszem… Zbyt często oceniamy ludzi na podstawie ich zewnętrznej kreacji. Patrząc na Marcelinę, nie dostrzegamy kobiety, która boryka się z traumami, której zdrowie psychiczne jest w strzępach. Widzimy piękną, bogatą, wykształconą, utalentowaną kobietę, otoczoną kochającą rodziną. Ta pozorna kreacja pokazuje, jaką Marcelina mogłaby być osobą, gdyby nie jej doświadczenia. Nie dążyłaby wtedy do zbudowania "innej" osobowości.

Powieść wciąga nas od pierwszych stron. Im dalej wnikamy, tym bardziej ten płatek śniegu zaczyna się rozbudowywać.

Osobiście nie lubię książek, które w chronologiczny sposób nakreślają zdarzenia. Budowanie napięcia polega na stopniowym serwowaniu prawdy. Chociaż, według mojego gustu czytelniczego, jeszcze lepszy efekt potrafią zdziałać półprawdy bądź uznanie pewnych faktów za prawdziwe, podczas gdy koniec końców okazują się kłamstwem. Dlatego nie bez powodu poruszam kwestie zaufania, rodzinnych tajemnic i tego, co wiemy o naszych najbliższych. Wraz z biegiem kart książki rośnie skala sekretów, ściśle powiązanych z przeszłością obu rodzin – Marceliny i Franka.

Lubi pani thrillery sensacyjne?

Uwielbiam książki nieoczywiste, ambitne, po prostu dobrze napisane, mocne powieści i nie ma znaczenia, do jakiego gatunku zostały zakwalifikowane. Jeśli opowieść jest dynamiczna, a akcja nieprzewidywalna, nie zasnę, póki nie poznam zakończenia. Bo wiem, że "zwali mnie z nóg". Jednak gdybym miała wskazać jeden konkretny gatunek, to najczęściej sięgam po thrillery psychologiczne, np. autorstwa Rachel Abbott, czy thrillery romantyczne, pełne miłosnego napięcia, tajemnic i mrożących krew w żyłach historii.

W książce nie brakuje dosadnych opisów scen erotycznych. Czy był to celowy zabieg, bo to "dobrze" się sprzedaje?

Byłabym hipokrytką, gdybym przyznała, że to nie był celowy zabieg. Nie chodzi jednak o aspekt finansowy. Kobiety coraz częściej sięgają po literaturę ambitną, ale okraszoną pikantnymi scenami. Wybierając książki z elementami erotyki, odnajdujemy w nich cząstkę siebie. Pobudzamy wyobraźnię i pozbywamy się wewnętrznych blokad. I nie chodzi o przesadną ilość takich opisów. Pragnę dawać czytelniczkom takie treści, jakich sama poszukuję. Zanim wprowadziłam do fabuły erotykę, najpierw zbudowałam silną więź emocjonalną pomiędzy bohaterami. Ten zabieg miał uzmysłowić kobietom, że sukces związku nie leży u podstaw uciech cielesnych. Oczywiście są one ważnym dopełnieniem, ale tylko wtedy, gdy płyną jednym nurtem z potrzebą bliskości.

Jaką rolę pełnią sceny erotyczne w tej książce?

Mają one bardzo konkretne zadanie. Nagle w pełni dojrzały mężczyzna zderza się z zupełnie innym odbiorem zbliżeń cielesnych. Świadomie celebruje swoje doznania, bo robi to z ukochaną, a nie przypadkową kobietą. Zaczyna rozumieć, że ten stan, że to inny rodzaj pożądania – taki, który płynie z głębi serca. Przy Marcelinie Franek bardziej zabiega o dawanie niż branie. Jak się okazuje, przekłada się to także na intensyfikację jego własnych doznań.

Małgorzata Koch
Małgorzata Koch© Materiały prasowe

A skąd pomysł na wątek homoseksualny, który też okazuje się inny, niż sądzimy?

Ten wątek pozwolił Frankowi zbliżyć się do kobiety, w której zadurzył się od pierwszego wejrzenia. Jego uczucie wybuchło gwałtownie, podczas gdy u Marceliny pojawiła się najpierw przyjacielska sympatia. Wątek homoseksualny pozwolił nakreślić wzajemne fizjologiczne reakcje bohaterów względem siebie. Pomysł ten idealnie wpisał się w plan pokazania jednej rzeczy – jak wiele jest w stanie znieść mężczyzna dla ukochanej kobiety.

Finał niesie ze sobą ważny przekaz. Takiego obrotu spraw zupełnie się nie spodziewałam, popłynęły łzy. Wierzy pani, że ta książka przemówi do tych, którzy mogą bać się ludzi z poturbowaną psychiką?

Szczerze w to wierzę, bowiem tworząc tę historię, takie przyświecało mi założenie. Książka ma pokazać wpływ przeszłości na budowanie osobowości. Głównie jednak ma uświadomić, jakie możliwości wyzwalają pozytywne bodźce płynące od bliskiej osoby. Człowieka, który ma siłę, by pomóc w walce z traumami, a swoim wsparciem i miłością wywołać emocjonalną radość.

Wiemy, że będzie kontynuacja książki. Zobaczymy w niej postacie, które pod koniec pierwszej części tak rozgrzały naszą ciekawość?

Powiem tak. Chcąc kontynuować konstrukcję głęboko poruszającej historii miłosnej, trudno ujawniać wszystkie szczegóły. Niech odpowiedzią będzie jednak wykorzystanie rachunku prawdopodobieństwa. Kombinacji jest mnóstwo. Zdradzę, że nowych bohaterów przybędzie wraz z jeszcze większą ilością tajemnic i intryg.

Nie pozostaje więc nic innego, jak czekać na kolejną część! Dziękuję za rozmowę.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także