#NieJestemFeministką #JestemIgnorantką. Akcja, która byłaby śmieszna, gdyby nie była straszna
Filmik "Jestem Kobietą, #NieJestemFeministką!" rozchodzi się w sieci z prędkością światła. W niewiele ponad 180 sekund pięć kobiet obnaża swoją ignorancję i niewiedzę. Jak można wypowiadać się publicznie na temat, którego definicji w życiu nie widziało się na oczy?
06.02.2018 | aktual.: 06.02.2018 16:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Panie, ubrane w rodzaj uniformów na których przeważa hasło "I'm a christian" ozdobione takimi starymi, katolickimi symbolami jak skrzyżowane karabiny czy skrzydła husarii, drą przed kamerami kartki z symbolem Czarnego Protestu. Potem opowiadają, z jakich to powodów feministkami nie są.
Pierwszy argument zaskakuje wysublimowanym poziomem merytorycznym - "feminizm jest głupi" mówi brunetka z grzywką i dodaje, że "jest przeciw rozumowi, a ona rozum ceni". Niestety nie wyjaśnia, o czyj rozum chodzi i co takiego robi przeciw niemu feminizm. Upraszczając "Feminizm jest głupi, bo nie jest mądry". Wszystko jasne, idźmy dalej.
"Nie muszę brać sztandaru do ręki i chodzić na manifestacje, żeby czuć się wolną kobietą" – deklaruje jej koleżanka. Oczywiście własne odczucia i samopoczucie są bardzo istotne, ale chyba nie aż tak, żeby czynić z nich element "manifestu". Pomijając już fakt, że pani zawdzięcza bycie "wolną kobietą" nie mężczyznom, ale naszym prababkom-feministkom, które wyszarpały nam tę garść przywilejów, które mamy. Dzięki nim może dziś wygłaszać swoje zdanie do kamery i ktokolwiek jej słucha.
Dalej słyszymy, że "feminizm jest niekobiecy". Jasne, cóż może być mniej kobiecego niż ruch składający się w lwiej części z kobiet, walczący o kobiet równouprawnienie. A zatem feminizm jest męski? Ciekawe, co na to czytelnicy strony Idź Pod Prąd, lubiący używać terminów "prawdziwi Polacy" i "prawdziwi mężczyźni".
Nagranie zostało opublikowane na fanpage'u portalu "Idź Pod Prąd" z Lublina
Każda kobieta, niezależnie od tego czy brała udział w Czarnym Proteście, czy też podarła przed kamerą jego symbol, feminizmowi zawdzięcza mniej więcej to samo. Prawo głosu, prawo do studiowania, a nawet to, że może sama wyjść z domu i posiadać własne pieniądze. Fakt, że w XXI wieku są kobiety, które przed kamerą decydują się mówić brednie tego kalibru, obnażające gruntowne braki w wykształceniu poraża. I może byłoby to wszystko nawet śmieszne, gdyby nie było przerażające.
Manifest antyfeministyczny lubelskiego portalu kończy się odezwą - "Włącz myślenie". Paniom, które dały się nagrać, na początek doradzałabym jednak włączyć wyszukiwarkę internetową i przeczytać definicję feminizmu. Już nawet nie tę wikipedyjną, która rozrosła się ostatnio znacząco. Na początek wystarczą dwie linijki w Słowniku Języka Polskiego PWN, gdzie można przeczytać, że feminizm to "ruch na rzecz prawnego i społecznego równouprawnienia kobiet".
Jeśli więc mówisz czy piszesz, że feministką nie jesteś, deklarujesz tym samym, że twoim zdaniem nie ma nic złego w tym, że kobieta na takim samym stanowisku i z tymi samymi kwalifikacjami co jej kolega zarabia mniej. Że uważasz, że twojej córce w szkole nauczyciele mogą zabronić chodzić na kółko informatyczne ze względu na płeć. Bycie "niefeministką" w praktyce oznacza tyle, co godzenie się na niesprawiedliwość społeczną. Co automatyczne przyjmowanie roli podrzędnej tylko dlatego, że masz między nogami inny zestaw genitaliów.
Filmik lubelskiego portalu to twór pod egidą "nie znam się, to się wypowiem". Doprowadzając do granic absurdu – to nagranie ma mniej więcej taki sens jak wideo, w którym kilka przypadkowych, niezwiązanych z medycyną osób opowiadałoby jak "ich zdaniem" można leczyć raka. Jedna coś tam słyszała o ziółkach i zdrowym żywieniu, druga o chemioterapii. Niestety nie do końca wie, na czym ona polega. Może za to powtórzyć dobitnie "Chemioterapia. Stop nowotworom".
- Z mojej perspektywy to, że w Polsce, w 2018 roku, są kobiety żyjące w tak głębokiej nieświadomości tego, co dzieje się wokół nich jest porażające – mówi mi Julia Izmałkowa, stojąca na czele agencji badawczej IZMAŁKOWA, która jako pierwsza w Europie opracowała autorską metodę badań społeczeństwa, łączącą etnografię, psychologię oraz socjologię.
- Jako badaczka myślę, że to zjawisko podobne do poparcia dla Donalda Trumpa, który w kampanii wyborczej mógł wygadywać różne brednie i półprawdy, ale nie tracił głosów, ponieważ zapewniał wyborcy poczucie bezpieczeństwa. Osoby, które głoszą tego typu populistyczne sądy, przy całkowitej nieznajomości tematu, są najczęściej mocno sfrustrowane rzeczywistością, do tego niechętne lub niezdolne do krytycznego myślenia. Skrót myślowy stojący za tym manifestem jest następujący: "Byłyśmy księżniczkami, a teraz zaharowujemy się na śmierć. Musimy robić karierę, wychowywać dzieci, pilnując, żeby znały 4 języki, a do tego chodzić na jogę, nie mieć cellulitu, a do tego być wspaniałą, kochającą żoną. Chcemy powrotu do starych, dobrych czasów". Kobietom, które na ten temat nie czytały i nie orientują się w uwarunkowaniach historycznych wydaje się, że obowiązków dołożył im feminizm. Idealizują przeszłość do formacji, która nigdy nie istniała, "stare dobre czasy" nie były dla kobiet wcale takie dobre – tłumaczy Izmałkowa.
Jednak bodajże najbardziej kuriozalny fragmenty to ten, w którym bohaterki mówią o relacjach z mężczyznami. Jedna z nich deklaruje, że jest przeciwna feminizmowi, ponieważ "lubi prosić męża, żeby w czymś jej pomógł". Feminizm tymczasem nie tylko nie zabrania, "proszenia męża o pomoc", ale zakłada wręcz, że o pomoc prosić należy, w imię równego podziału obowiązków. Kolejna kontynuuje festiwal samozaorania dorzucając, że jest kobietą, a nie feministką, gdyż lubi "kiedy mężczyzna okazuje jej szacunek". O cóż innego, jak nie o szacunek dla kobiet upominają się feministki? Co zabawne, jeśliby wyrzucić z nagrania hasło "feminizm" i skupić się jedynie na postulatach pań, które pragną, żeby "nikt nie rozkazywał im, jak mają żyć" oraz "szacunku do siebie i swojego ciała", wychodzi na to, że same są feministkami pełną gębą. Tyle że dość niedokształconymi.
Dalej słyszymy, że feminizm okrada mężczyzn z "prawa do bycia silnym". Drogie Panie, znów kilka słów wyjaśnienia. Feminizm, w przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju konserwatyzmów, ma to do siebie, że nikomu żadnych praw nie odbiera, a wręcz chce je przyznawać.
Zakłada, że kobieta może być dokładnie taka, jaka chce, bez żadnych ograniczeń. Może być gwiazdą porno, gospodynią domową realizującą się w wypiekaniu biszkoptu czy dyrektorką korporacji. Może mieć cycki sztuczne lub prawdziwe, malować się codziennie godzinę lub wcale, chodzić co miesiąc na depilację brazylijską lub nie golić nawet pach. Chcecie znać mroczny sekret feminizmu, który łączy ze sobą te wszystkie kobiety? To wolność wyboru, co do stylu życia, wyglądu, relacji z partnerem, a także decyzji o macierzyństwie.