Niewidomi widzą świat inaczej. Monika i Krysia opowiadają o tym, jak radzą sobie w codziennym życiu
Monika urodziła się niewidoma. Krysia straciła wzrok w wieku 26 lat. Każda swoją odmienność traktuje inaczej. Każdej potrzebny był czas, żeby się z nią pogodzić. W Światowy Dzień Białej Laski dziewczyny opowiadają o tym, jak to jest oglądać świat inaczej.
15.10.2019 | aktual.: 13.11.2019 13:57
Zamknij oczy, weź głęboki oddech, pomyśl sobie o wszystkich, których kochasz. Przypomnij sobie ich twarze, ich uśmiech. Przypomnij sobie widok, który zrobił na tobie największe wrażenie. Przypomnij sobie, jak wygląda jajko. Jak wygląda twoje mieszkanie. A teraz pomyśl, że są osoby, które choć nie patrzą oczami, to widzą te wszystkie obrazy w swojej wyobraźni.
Krystyna Włodarek mieszkała z mamą we Wronkach. Przez okno obserwowała życie, jakie toczy się w znajdującym się po drugiej stronie ulicy więzieniu. Pamięta te obrazy do dziś. Jej mama otworzyła fundację "Powstań", żeby pomagać wykluczonym przez społeczeństwo więźniom. Krysia pomaga w fundacji do dziś, chociaż jej życie nie wygląda już jak w tamtych latach i w wielu sytuacjach sama potrzebuje pomocy.
Kiedy nagle widzisz inaczej
To zdarzyło się niespodziewanie. Chwilę przed wyjściem do pracy poczuła, że coś jest nie tak. Chociaż prawie przestała widzieć na jedno oko, ubrała się i pojechała do biura. Dopiero później trafiła na ostry dyżur. Tam dowiedziała się, że to jedno z najczęstszych powikłań przy cukrzycy. Lekarz przepisał krople do oczu i powiedział, że nic więcej nie można zrobić. Krystyna przez trzy miesiące chodziła codziennie do pracy. Chociaż nie widziała na jedno oko, to drugie było sprawne. Jakoś sobie radziła.
Tydzień przed Wigilią zachorowała na grypę żołądkową. Wymioty spowodowały, że wzrosło ciśnienie wewnątrzgałkowe, czuła się coraz bardziej osłabiona. Trafiła do szpitala diabetologicznego. Wypuścili ją dzień przed Wigilią. Podjechały z mamą do apteki, żeby kupić jeszcze kilka leków. Mama już płaciła, gdy Krystyna powiedziała: "Wiesz co, zaprowadź mnie do auta, bo nie wiem, czy spadł mi cukier, czy poszedł wylew w drugim oku, bo cię nie widzę". W tamtym momencie wszystko się zmieniło. Znowu ostry dyżur. Diagnoza – wylew w drugim oku. 5 stycznia lekarz oznajmił, że trzeba wykonać zabiegi na jedno i drugie oko. 20 stycznia miała wyznaczony termin ślubu.
Ustalili, że pierwszy zabieg obędzie się tydzień po weselu. W miarę się udało. Obraz był rozmyty, ale coś widziała. Liczyła na to, że po drugim zabiegu wszystko wróci do normy. We wrześniu na salę operacyjną weszła widząc słabo, wyszła nie widząc nic.
Każdy może przez chwilę poczuć jak to jest
Wchodzę na Niewidzialną Wystawę. Wita mnie przewodniczka Karolina, która jest niewidoma od urodzenia. Dołączyły do mnie jeszcze dwie osoby. "Proszę zostawić wszystkie sprzęty elektroniczne, okulary i torby w szafkach" – mówi Karolina. Pozbawiona okularów i telefonu, czuję już lekki dyskomfort. Niepokój wzrasta, kiedy zbliżamy się do drzwi. "Teraz, będziecie musieli przyzwyczaić się do ciemności" – słyszymy.
Pierwsze uczucie to panika. Na początku każdy krok stawiałam ostrożnie, bojąc się, że za każdym rogiem czai się na mnie niebezpieczeństwo. I kiedy usłyszałam, że idziemy do kolejnego pomieszczenia, miałam ogromną nadzieję, że za chwilę zobaczę światło. Jednak, gdy w trzech kolejnych pomieszczeniach się to nie wydarzyło, zaczęłam akceptować sytuację. Dotykanie przedmiotów, dźwięki, które mnie otaczały i głos przewodniczki sprawiły, że czułam się coraz bardziej bezpiecznie.
Zobacz także: Miłość od pierwszego dotyku. Niewidomi przyszli rodzice tak "zobaczyli" dziecko dzięki USG
W pewnym momencie byłam z siebie dumna, że tak nieźle mi idzie, ale nie zmienia to faktu, że gdy się wydostałam, odczułam ulgę. Dla mnie to było jednorazowe doświadczenie. Dla niektórych to całe życie.
Oswajanie się
Choć na początku utrata wzroku dla Krystyny brzmiała jak science fiction, szybko zaadaptowała się do nowych warunków. Mogła liczyć na wsparcie męża, który udowodnił jej, że choćby wszystko było nie tak, to i tak jej nie zostawi. Kiedy ludzie dziwią się, że dopiero od roku jest niewidoma, a tak dobrze sobie radzi, Krystyna odpowiada: "Miałam całą noc, żeby się wypłakać. Więcej nie będę. To nie ma sensu. Albo wezmę życie w swoje ręce, albo zamknę się w domu i będę płakać do poduszki. A do tego typu osób nie należę."
Od razu zaczęła naukę. Nieraz poparzyła sobie ręce nalewając herbatę, ale chciała być jak najbardziej samodzielna. Męczyło ją to, że jest zależna od innych. I nadal męczy, choć w tym momencie wszystkie obowiązki domowe są dla niej codziennością. Zapisała się nawet na kurs internetowy zarządzania i już coraz lepiej radzi sobie korzystając z komputera.
Miesiąc po utracie wzroku poszła do pracy. Znajomi nie mieli dla niej litości. Powtarzali "Kurczę dziewczyno, straciłaś wzrok, ale żyjesz dalej i poukładaj sobie inaczej to życie, dalej rób to, co kochałaś, to, co chciałaś". Teraz pracuje na dziale renowacji mebli. Wykorzystuje to, że wyostrzyły jej się inne zmysły. Za pomocą dotyku jest w stanie stwierdzić, czy mebel jest gotowy, czy trzeba go jeszcze dopracować. Jej znajomi często się irytują, bo zauważa to, co niewidzialne dla oczu. Śmieją się, że mogłaby robić kontrole jakości.
Teraz, kiedy już coraz lepiej sobie radzi, postanowiła nie rezygnować ze swoich marzeń. Dołączyła do "ZebraBlue" – agencji modeli dla osób z niepełnosprawnością i chodzi na naukę śpiewania. Stara się żyć normalnie i oswoiła się z brakiem wzroku. Jedynie chodzenie z laską to dla niej czarna magia. Wolałaby być niezależna.
Kiedy świat wygląda inaczej
Monika ma 30. lat. Jest niewidoma od urodzenia. Widzi jedynie różnicę między tym, kiedy jest jasno, a kiedy jest ciemno. Pracuje jako przewodniczka na "Niewidzialnej Wystawie". Od zawsze istotne było dla niej to, jaka jest waga danego przedmiotu, jaka jest jego struktura, jaki dźwięk wydaje. Nigdy nie widziała kolorów, więc nie wie, co to znaczy, kiedy ludzie mówią, że widzi na czarno. Wie tylko, że czarny jest węgiel, a węgiel jest nieprzyjemny w dotyku, szorstki i brudny. Tak wyobraża sobie czerń.
Skończyła szkołę dla niewidomych w Laskach. Tam uczyła się, jak poznawać świat dotykiem. Na matematyce dostawali do rąk plastikowe bryły. Tak dowiedzieli się, co znaczy trójkąt czy kwadrat. Chodzili też do puszczy i tam dotykali kory drzew, liści – Liście klonu są takie szerokie, palczaste – mówi.
Kiedy była mała, nie wiedziała, że brak wzroku to coś, co różni ją od innych. Poruszała się za głosem. Dziwiło ją tylko, że czasem wpada na przedmioty, a jej rodzeństwo nie. Kryzys przyszedł, kiedy dzieci zaczęły grać w siatkówkę. Popłakała się, bo jej unikali. Podeszła do mamy i zapytała, czemu nie chcą się bawić. Wtedy mama wzięła piłkę i wyjaśniła jej, że są zabawy, w których bez wzroku sobie nie poradzi. Wtedy zrozumiała, że musi korzystać z rzeczy, które są dla niej dostępne.
Teraz radzi sobie świetnie. Skończyła studia na pedagogice, gdzie uczyła się w towarzystwie osób widzących. Na początku trudno było jej znaleźć z nimi wspólny temat, bo rozmawiali o filmach, które widzieli czy o książkach, które czytali, jednak z czasem znalazła swoje grono znajomych i wspólnie wspierali się w ciężkich chwilach. W czasie wolnym gra w tenisa dla niewidomych i jeździ na łyżwach. Wie, że może wypożyczać książki z biblioteki, a komputer, po zeskanowaniu, będzie mógł jej je czytać.
Czerpie z życia pełnymi garściami, a o tym, jak to jest być niewidomym, opowiada każdemu, kto przyjdzie na wystawę. Pokazuje, że można żyć normalnie i że nie trzeba się nad nią litować. Jednak czasem pomoc się przydaje, np. na przystanku, kiedy pyta jaki autobus przyjechał. Nie chodzi o to, żeby na siłę wprowadzać ją do pojazdu, ale żeby z nią porozmawiać i wskazać drogę. Bo osoba, która nie widzi, lepiej czuje się, gdy ktoś jej wyjaśni dokąd iść niż nagle ciągnie w nieznane.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl