"Nigdy nie kopałam tak mocno i nie krzyczałam tak głośno". Została napadnięta i opisała to w sieci
Wracała jak zwykle wieczorem. Obok niej pojawił się on. "Człowiek jak człowiek, stoi sobie, jak inni. I nagle się na mnie rzuca. Podejrzewam, że gdyby nie nagły przypływ adrenaliny i fakt, że ten zwyrol nie był w kwiecie wieku, mogłabym z tego dworca nie wyjść". Była 23 wieczorem. To dosyć późno, ale dworzec w gdańskiej Oliwie to nie jest omijane przez ludzi miejsce. Monika była przerażona.
26.05.2017 | aktual.: 26.05.2017 15:37
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Swoją historię opisała w internecie. "Pozory mylą. Nigdzie nie jest bezpiecznie. Nie chodźcie same. Dopiero się uspokajam, ale nie pamiętam, żebym kiedykolwiek krzyczała głośniej, kopała mocniej i biegła szybciej. Zagrożenie nie dociera, póki samemu się czegoś takiego nie zazna" - napisała Monika. Autorka postu zaznacza, że miała na sobie trampki, normalne jeansy i czarny płaszcz do połowy łydki.
Monika zdarzenie na policję zgłosiła mniej więcej godzinę po ataku. - To jest taka adrenalina i panika, że wcześniej się po prostu nie da. Człowiek nie myśli w takiej chwili racjonalnie. Dla mnie to traumatyczne przeżycie, mimo że w ostatecznym rozrachunku nie mam nawet zadrapania - mówi.
Butelką w głowę
Głośna ostatnio sprawa w Sosnowcu. Znajomi wracali razem z jednego z katowickich klubów. W pewnym momencie podszedł do nich mężczyzna. Doszło do kłótni, w końcu do szarpaniny. Kobiety chciały rozdzielić bijących się mężczyzn. Napastnik trzymający w ręce butelkę z piwem rozbił ją i ranił w twarz dwie dziewczyny. Po wszystkim uciekł.
- Tego typu sytuacje sprawiają, że kobiety zaczynają myśleć o lekcjach samoobrony. Bodźcem jest strach, chęć poczucia bezpieczeństwa i kontroli nad sytuacją. Najczęściej zgłaszają się do nas panie w wieku 25-55 lat. Trafiają na kurs na skutek jakiegoś zdarzenia, które je spotkało, albo o którym słyszały z mediów czy od koleżanki w pracy - tłumaczy Szymon Mendyka, instruktor Samooobrony i Systemów Combat.
- Ofiary napaści częto wstydzą się o tym głośno mówić. Opowiadają, że przyszły na kurs z ciekawości, a w którymś momencie okazuje się, że dźwigają ze sobą traumę. W takim wypadku trener musi wcielić się też w rolę psychologa. Zdarza się, że klientki, nawet jeśli w teorii wiedzą, co mają robić, paraliżuje lęk. Trzeba przełamać tę barierę - mówi Natalia Woźniak, właścielka klubu Manufaktura.
Setki scenariuszy, zero złotych środków
Napastnik czasami pojawia się znikąd, jest większy i agresywny, a kobietę obezwładnia strach. Jak skutecznie walczyć, by nie stać się ofiarą? W sieci roi się od ofert kursów samoobrony dla kobiet. Część z nich proponuje ekspresową naukę w kilka dni czy tygodni, inne - kompleksowe i systematyczne treningi, na których testuje się różne możliwe scenariusze i odtwarza sceny zagrożenia. "Leniwi" mogą bez problemu kupić w sieci gaz pieprzowy (tańszy - bo można go dostać już za około 15 złotych) czy paralizator (droższy - ceny zaczynają się od 150 złotych). W każdym przypadku chodzi o to, by przygotować kobiety na jedno: atak.
- Trzeba ćwiczyć wyjście ze strefy komfortu. Jeśli wiemy, że na co dzień chodzimy w eleganckich strojach i butach na obcasie, nie ma co liczyć, że ktoś zaatakuje nas, gdy będziemy w dresie. Warto wtedy wziąć na jeden z treningów szpilki i nauczyć się, jak sprawić, by stały się narzędziem obrony - radzi Natalia Woźniak, właścielka klubu Manufaktura.
Decyduje sytuacja
Nie ma złotych środków. Jest za to wiele rodzajów ataków, okoliczności i miejsc, w których może do niego dojść. - Owszem, czasami zdarzy się, że widzimy nadchodzącego w pojedynkę napastnika i mamy np. 10 sekund, by wyjąć gaz pieprzowy z torebki - zaznacza Szymon Mendyka, instruktor Samooobrony i Systemów Combat. - To jednak sytuacja idealna, która zdarza się rzadko - dodaje.
Trzeba też uważać, by narzędzie, którym chcemy się bronić nie zostało użyte przeciwko nam. - Odradzam noszenie przy sobie ostrych narzędzi typu nóż, bo może zdarzyć się, że przechwyci go napastnik, często sprawniejszy i silniejszy, i nasza pozycja jeszcze bardziej się pogorszy - mówi Natalia Woźniak.
Ważne, by dostosować technikę do sytuacji i nie udawać twardzielki, jeśli jest okazja, żeby uciekać. Wtedy należy po prostu wziąć nogi za pas. - Czy warte jest narażanie życia i zdrowia dla rzeczy, które chcą zabrać napastnicy? Czy mamy szanse obrony przed napastnikami? Czy istnieje możliwość ucieczki? Warto pamiętać, że ucieczka przy przewadze przeciwnika nie jest tchórzostwem, lecz podstawowym elementem samoobrony - tłumaczy Lucyna Rekowska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku.
Gorzej, jeśli do zdarzenia dojdzie np. w windzie i ktoś zaczyna zachowywać się podejrzanie. Wtedy warto zachować zimną krew, nie spuszczać wzroku i nie wchodzić z miejsca w rolę ofiary. - To potrafi wyprowadzić napastnika z poczucia dominacji i pewności siebie - a te z kolei często są bodźcem napędzającym - mówi Natalia Woźniak.
Jeśli już do napadu dojdzie, niezwłocznie należy zaalarmować otoczenie i powiadomić policję. - Jeśli to możliwe, lepiej nie oddalać się z miejsca zdarzenia i postępować zgodnie z poleceniami policjanta - dodaje Lucyna Rekowska.
Telefon i gotówka
Czasami, by zapobiec tragedii, wystarczy bardzo niewiele: rozsądek, naładowany telefon, 50 złotych w portfelu na awaryjny nocny powrót do domu, a jeśli nie to zaufany adres, pod którym ktoś w razie czego zapłaci za kurs.
- Tego ewidentnie zabrakło w przypadku Iwony Wieczorek czy Ewy Tylman. Tych tragedii można było uniknąć, bo proste rzeczy potrafią najlepiej zabezpieczyć człowieka - uważa instruktor Szymon Mendyka. - O ile bezpieczniejszy byłby świat, gdyby już w szkole uczono podstaw samoobrony? W Izraelu np. kobiety obowiązkowo przechodzą 3-miesięczne szkolenie wojskowe. To ekstremalny przykład, ale świat się zmienia. Powinna więc zmieniać się też świadomość kobiet - dodaje.