GwiazdyOla Żebrowska zdradza, czym zajmuje się na co dzień. Mało kto wie, że ma własną firmę

Ola Żebrowska zdradza, czym zajmuje się na co dzień. Mało kto wie, że ma własną firmę

Aleksandra Żebrowska nie jest tylko żoną znanego aktora. Dwa lata temu w tajemnicy otworzyła markę, dedykowaną młodym mamom. I odniosła sukces, o którym wreszcie odważyła się opowiedzieć. Nam zdradza także, czy rzeczywiście poznała swojego męża w wieku 5 lat.

Ola Żebrowska zdradza, czym zajmuje się na co dzień. Mało kto wie, że ma własną firmę
Źródło zdjęć: © Instagram.com
Karolina Błaszkiewicz

Karolina Błaszkiewicz, WP Kobieta: Zaczęłabym od prostego pytania: kim jest Aleksandra Żebrowska?
Aleksandra Żebrowska: Jestem przede wszystkim mamą. Jestem żoną. Córką. Najstarszą siostrą. Jestem też początkującym przedsiębiorcą.

No właśnie. Od 2 lat ma pani sklep "Francis & Henry" dla młodych mam. Mnie zastanawia, jak to się stało, że dopiero teraz chwali się nim pani w Polsce.
Dodajmy przy "chwalę się" cudzysłów proszę (uśmiech). Prawda jest taka, że pomysł na własną markę był dla mnie na tyle przytłaczający i onieśmielający, że zwyczajnie - bałam się.

Ale siedziało to chyba w pani, skoro produkcja ruszyła... Chciała się pani odciąć od łatki "żony Michała Żebrowskiego"?
Bycie tzw. "żoną Żebrowskiego" to dla mnie raczej wyróżnienie niż łatka. Jestem żoną Michała. Mam bardzo fajnego męża i nie muszę, ani nie chcę się od niego odcinać. Bardziej chodziło o to, co robię dla siebie, jako kobieta.

Długo zajmowała się pani teatrem 6. piętro...
Praca w teatrze była dla mnie rozwijającą przygodą, bo tworzyliśmy markę od zera. Na początku, w bardzo wąskim gronie, sami projektowaliśmy ulotki i plakaty, sami obdzwanialiśmy drukarnie czy wybieraliśmy konkretne miejsca pod billboardy jeżdżąc po Warszawie. To było angażujące i przynosiło satysfakcję, bo marka bardzo szybko osiągnęła sukces. Teatr 6.piętro odwiedziły setki tysięcy widzów i dzisiaj ta scena jest jedną z najpopularniejszych w Polsce. Przyszedł więc czas, abym mogła skupić się na moim własnym projekcie. Nie chciałam być wyłącznie pomocnikiem męża w jego wymarzonej pracy.

Kiedy ta myśl się pojawiła?
Po drugiej ciąży. Wtedy zamarzyłam, by mieć coś swojego, za co będę odpowiedzialna i z czego mogłabym być dumna, co będzie mi sprawiało przyjemność. Pomysł na markę z zestawami dla kobiet w ciąży wydał mi się racjonalny, spójny i potrzebny.

Po to, żeby kobiety poczuły się atrakcyjne w czasie porodu i połogu? To jest w ogóle możliwe?
Istnieje takie przeświadczenie, że ciąża i poród dotyczą wyłącznie dziecka. To naturalne, ale bardzo łatwo jest zapomnieć w tym czasie o sobie. A przecież nie wszystkim kobietom udaje się od razu komfortowo czuć, wyglądać i kochać miłością, która przytłacza wszystkie chwile słabości. Jest raczej odwrotnie. Do tego stopnia, że kiedy kobieta pomyśli o sobie i zaczyna o siebie dbać, to często dopada ją poczucie winy.

Tak pani pamięta chwile po porodzie?
Zwłaszcza przy pierwszym. Rzadko wychodziłam z dzieckiem na spacery, ponieważ czułam się źle i źle wyglądałam. Robiono mi na spacerach zdjęcia, co było dodatkowo przykre.

Co jeszcze panią stresowało?
Myślę, że młode mamy często ogarnia niepewność. Miałam mnóstwo doświadczenia z rodzeństwem, ale kiedy przyszedł dzień wyjścia ze szpitala, dosłownie wpadłam w panikę (śmiech). Myślałam: Boże, wrócę do domu i nie będzie przy mnie lekarzy, położnych, którzy cały czas sprawdzają, czy dziecko ma odpowiednią temperaturę, czy jest przewinięte albo czy np. pępek dobrze się goi. Za to wszystko musiałam nagle odpowiadać sama i to wcale nie było przyjemne uczucie.

Plus jeszcze to poczucie nieatrakcyjności...
Czułam się tak przede wszystkim przy pierwszym porodzie. Ale po drugim, już tydzień po urodzeniu Henia poszłam na premierę do naszego teatru. I nie dlatego, że musiałam - zwyczajnie nie mogłam się doczekać, aż umyje włosy, uczeszę się, umaluję, ubiorę w coś, co nie jest jakimś wyciągniętym worem, w którym spędzałam dni i noce (śmiech).

*Wiele kobiet w ogóle sobie czegoś takiego nie wyobraża. *
Byłam jedną z nich (uśmiech). Potrzeba poczucia, że jest się nie tylko mamą, ale też kobietą, przychodzi w różnych momentach - być może czasami trzeba to w sobie przełamać. Po pierwszej ciąży, rzeczywiście długo nie potrafiłam. Przez trzy miesiące dosłownie nie wyobrażałam sobie, żeby pójść do fryzjera czy zrobić paznokcie, bo czułam, że fizycznie nie mam na to czasu albo marnuję czas, w którym powinnam siedzieć przy dziecku.

*Tak sobie pani wyobrażała początki macierzyństwa? *
Oczywiście, że nie. Co prawda opiekowanie się z dziećmi nie było dla mnie niczym nowym, ponieważ miałam kilkoro młodszego rodzeństwa. Bardzo to lubiłam. Większość dziewczynek lubi zajmować się lalkami, a ja miałam takie żywe lalki w domu. Przewijanie czy kąpanie niemowlęcia nie były dla mnie stresujące. Natomiast w takich momentach, jak odpadanie pępka, przy pierwszych infekcjach, problemach z karmieniem piersią, dosłownie chciałoby się "oddać dziecko mamie", żeby zaradziła czy zadecydowała co dalej - a mamą jesteś ty.

To nie była kwestia młodego wieku? Nie przyszła do głowy myśl, że została pani mamą za wcześnie?
Niektórzy ludzie wiedzą i czują, że nie chcą mieć dzieci. Ja wiedziałam i czułam, że chcę. Myśl o dziecku była dla mnie naturalna. Mimo młodego wieku nie mogłam się tego doczekać. Być może dlatego, że miałam u boku mężczyznę, z którym po prostu chciałam stworzyć rodzinę.

Czuła pani, że będzie miała nieco łatwiej ze względu na dużą rodzinę?
To prawda, myślałam, że posiadanie jednego czy dwojga dzieci to pestka. Życie w wielodzietnej rodzinie wiąże się z autentyczną pracą logistyczną rodziców - każdy ma inne zajęcia, zainteresowania, na które trzeba dzieciaki umawiać, wozić, odbierać. Nie mówiąc już o tym co się dzieje jak jedno zachoruje. Nagle dom zamienia się w szpital. Z drugiej strony, liczne rodzeństwo to naprawdę życiowa frajda, za którą jestem wdzięczna rodzicom.

Czyli planuje pani jeszcze więcej dzieci!
No pewnie, póki jestem jeszcze stosunkowo młoda (śmiech).

A propos różnicy wieku. Ostatnio pokazała pani zdjęcie z mężem sprzed lat i podpisała je: "Jak ojciec z córką".
Między nami jest 15, a nie 13 lat różnicy - Michał zawsze wytyka dziennikarzom ten potworny błąd (śmiech). Prawdę mówiąc, na co dzień nie czuję ani nie widzę różnicy wieku między nami. Na tym konkretnym zdjęciu być może Michał miał po prostu "gorszy dzień" (śmiech). Wygląda na nim wyjątkowo staro (śmiech).

Co jeszcze piszą, a nie jest prawdą?
No więc tak naprawdę, miałam 18 lat - a nie 5 - kiedy się poznaliśmy. Cała ta bajka, że ja byłam 5-cioletnią dziewczynką, a Michał 20-letnim młodzieńcem, jest niestety nieprawdziwa.. może szkoda! Jako dziecko uwielbiałam historię Stasia i Nel.

Przejmuje się pani plotkami?
Kiedyś dużo bardziej, ale chyba szybko nauczyłam się traktować plotki z przymrużeniem oka i odnosić się do niektórych na swoim Instagramie. Kiedyś nie było takiej możliwości, wszystkie wyssane z palca informacje przeżywałam w gronie najbliższych. Dzisiaj z plotki można mieć niezły ubaw i do tego w szerszym gronie.

Mąż przygotował panią na tego typu sytuacje?
Nie, Michał generalnie funkcjonował z dala od tzw. prasy kolorowej. Podobno kiedyś znany był z tego, że jako początkujący aktor, chronił swoją prywatność. Sporadyczne plotki na nasz temat pojawiały się bez naszego udziału i nie mieliśmy na nie wpływu. Nie byłam na to przygotowana i chyba nie da się być przygotowanym.

Bała się pani czegoś podobnego przy otwieraniu sklepu?
Gdybym zaczęła od Polski, pewnie musiałabym liczyć się z ocenami, które nie zawsze byłyby konstruktywne. I nie chodzi tylko o tzw. hejt. Istnieje stereotyp, że kiedy kobieta jest w ciąży lub bierze ślub, to rzeczy dla niej są automatycznie droższe. To jest nie fair. Sama nie lubię kupować czegoś, co ma wygórowaną cenę, tylko dlatego, że jest towarem z tzw. niszy. Biorąc pod uwagę jaką mój produkt ma jakość, jakie są koszty jego produkcji – nie mogę na razie dopasować się cenowo do polskiego rynku. Na szczęście za granicą ceny sklepu są normą.

To była więc zwykła kalkulacja?
Raczej konieczność. Ale przede wszystkim chęć wykreowania marki, która zostanie obiektywnie oceniona bez konotacji z polskim show-biznesem. Chodziło mi o stworzenie pięknego, funkcjonalnego produktu wyjątkowej jakości, który każdej mamie przyda się do codziennego użytku.

Tak go odbierają klientki?
Kobiety z różnych stron świata potrafią nawet po roku czy dwóch latach wrzucić na Instagram wpis, że nadal noszą nasze koszule. Bardzo ujmują mnie też wiadomości od klientek, które piszą "Żałuję, że nie miałam tych rzeczy przy poprzedniej ciąży" albo "Siedzę w tej koszuli piąty dzień pod rząd" albo "Znowu wyciągam tę koszulę z brudów, bo nie chcę mi się spać w niczym innym". To jest feedback o jakim marzyłam. Nie jestem projektantką, stworzyłam po prostu funkcjonalny produkt jako mama - dla innych mam. To wszystko intuicyjna praca, która na szczęście się sprawdza.

Z jednej strony poważna działalność, z drugiej nie do końca poważne konta na Instagramie i YouTube...
Social media to również forma rozrywki. Staram się je prowadzić z przymrużeniem oka. To alternatywa dla informacji pojawiających się w innych mediach. Wszystko co znajduje się na moim profilu jest moje i prawdziwe. To właśnie lubię najbardziej w profilach osób, które sama obserwuję - brak cudzej manipulacji w przekazie.

Do tego zmienia pani chyba wizerunek męża – można zobaczyć go w zupełnie innej odsłonie, nie takiej dystyngowanej jak na co dzień.
Nie wiem, czy Michał tak ciężko pracował na wizerunek sztywniaka czy jakoś tak wyszło "mimo wszystko" (śmiech). Chyba czuł, że aktorowi nie wypada tak się otwierać i długo nie mógł się przełamać. Ale to nie ja namówiłam go na założenie kanału, tylko osoby, które się na tym znają i widzą autentyczne zainteresowanie młodszego pokolenia Michałem, jako artystą i człowiekiem.

Jesteście zadowoleni z tego, jak to wyszło?
Ogromną zaletą YouTube czy Instagrama jest to, że każdy może wybrać i oglądać tylko to, co mu się podoba. Dlatego wśród osób oglądających czy komentujących nasze materiały są głównie takie, którym to odpowiada i które dobrze bawią się razem z nami.

Ktoś może powiedzieć, że to i pani profil na Instagramie to stąpanie po cienkiej granicy.
Być może dlatego, że większość naszych postów wychodzi spontanicznie. Często są naszą reakcją na plotki, które ciężko poważnie komentować. Na szczęście ludzie mają poczucie humoru, z drugiej strony na pewno nie wszystkich to bawi. Jest wiele innych profili, prowadzonych z powagą, idealnie pasujących do nadchodzących deszczowych, jesiennych dni.

Patrząc na to, co się dzieje w pani życiu, czuje się pani spełniona?
Czuję się szczęśliwą mamą, żoną, siostrą, jednocześnie wierzę, że jeszcze wiele wyzwań przede mną. Są takie dni, kiedy potrafię się zatrzymać i to docenić. Może to świadczy o pewnego rodzaju spełnieniu?

Na koniec zapytam jeszcze: Krem na hemoroidy pod oczy?
A w uszy czopki! (śmiech).

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie