Pierwsze leśne przedszkola w Polsce – posłałabyś tam swoje dziecko?
Prawie cały dzień na mrozie, rzęsistym deszczu lub typowej polskiej słocie. Brak plastikowych zabawek, jadalni z prawdziwego zdarzenia czy klasycznej przedszkolnej łazienki z sedesami dla maluchów. Zamiast tego przyroda, kaprysy pogody i swego rodzaju powrót do korzeni – tak wygląda idea leśnych przedszkoli, które powstają także i w Polsce. Czy uda im się złamać system i pokonać obawy rodziców?
20.01.2017 | aktual.: 20.01.2017 13:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jest zima, wczesny, ciemny ranek. Termometr wskazuje -5 stopni Celsjusza, a wiatr bezlitośnie targa gałęziami drzew. W taką pogodę nawet psa się nie wygania na dwór, a ty musisz wypuścić tam swojego trzylatka ze świadomością, że spędzi 6-8 godzin pod gołym niebem i ma duże szanse wpaść do kałuży albo dostać śniegiem za kołnierz. Co najgorsze, nie będzie cię przy nim, aby sprawdzić, czy nie jest mokry, czy nie ma zimnych rąk albo odkrytej szyi. Twoje dziecko musi poradzić sobie bez ciebie i ciepłej sali przedszkolnej… O dziwo, popularność leśnych przedszkoli na świecie i w Polsce rośnie – w kraju takie placówki powstały już w Warszawie, Krakowie, na Podlasiu czy w Trójmieście i są plany otwarcia kolejnych. Bo wystarczy kawałek lasu, szopa, jurta lub barakowóz, zaimprowizowana toaleta i bardzo entuzjastyczni, mrozoodporni wychowawcy, aby przedszkole mogło zacząć działać. Agnieszka Lipska, z przedszkola „Leśna Grupa” na warszawskich Kabatach, mówi, że rodzice, którzy posyłają dzieci do jej placówki nie boją się lasu ani mrozu. Rozumieją za to, jakie korzyści płyną z leśnej pedagogiki, jaki ma ona wpływ na rozwój fizyczny, emocjonalny, intelektualny małego dziecka i ile niesie ze sobą radości i ciekawych doświadczeń.
Dzień pośród zieleni
Jak to wygląda w praniu? Rodzice przywożą dzieci rano, jak do klasycznego przedszkola, tylko znacznie cieplej ubrane, z drugim śniadaniem spakowanym w plecaczku. Większość obiektów ma swoje rytualne „zagajenie dnia” w postaci piosenki, tańca czy powitalnego kręgu. Przed obiadem jest zawsze wycieczka – do lasu, na łąkę, nad rzekę czy na górkę do saneczkowania. Wtedy też dzieci jedzą swoje przekąski, siedząc na kamieniach, ławkach czy kawałkach karimaty. Podczas spaceru zwykle pojawiają się też atrakcje w postaci wdrapywania na drzewo, budowania szałasu czy rozwiązywania zadań matematycznych za pomocą patyków. Zofia Lewandowska z sopockiego przedszkola „Wilczek” opowiada, że gdy mocno pada w lesie, je się śniadanie pod plandeką, a w przypadku wyjątkowych mrozów czy huraganów grupa ma zaplecze zaprzyjaźnionych miejsc w mieście, gdzie można się na chwilę schronić. Po powrocie jest obiad, jedzony w zależności od pogody i warunków danego przedszkola, pod gołym niebem, pod dachem, ale na świeżym powietrzu lub w prowizorycznym schronieniu, gdzie można się rozebrać. Dzieci, które potrzebują jeszcze popołudniowego snu mają śpiwory i materace i mogą oddać się drzemce pod zadaszeniem – pozostała grupa albo coś wspólnie wytwarza, albo swobodnie się bawi. Proporcja czasu spędzanego na świeżym powietrzu waha się od ok. 70-80 proc. zimą i jesienią do 100 proc. latem – wszystko zależy też od indywidualnej polityki danego przedszkola. Jedzenie (obiad i podwieczorek) ze względu na brak kuchni jest najczęściej dowożone ze stołówki lub firmy cateringowej.
Walka z pogodą
Dla nikogo nie jest chyba nowością pomysł hartowania – przez ekspozycję na zimno i niesprzyjające warunki atmosferyczne, system odpornościowy uczy się lepiej radzić sobie z różnymi bodźcami i nie jest tak bezbronny wobec wirusów i bakterii. Uczęszczanie do leśnego przedszkola to zarówno sposób na hartowanie młodego organizmu, jak i ograniczenie typowych infekcji sezonowych, które trudniej złapać w lesie niż w dusznej sali zabaw z zamkniętymi oknami. Agnieszka Lipska z „Leśnej Grupy” opowiada, że ich najmłodszy wychowanek ma 3,5 roku, ale do przedszkola chodzi od momentu ukończenia dwóch lat.
- Jego rozwój przebiega zupełnie inaczej niż przeciętnego dziecka. Ma zdecydowanie mocniejsze płuca, oskrzela i generalnie całe ciało. Jest silniejsze i sprawniejsze pod każdym względem i przez to lepiej przygotowane na ewentualne zmiany temperatur – mówi wychowawczyni.
Czy dzieci czują się dobrze w spartańskich warunkach? Agnieszka Kudraszow z leśnego przedszkola “Puszczyk” w Białymstoku mówi, że kiepska pogoda martwi głównie dorosłych.
- Dzieciaki w jakiś magiczny sposób pozostają obojętne na zaistniałe warunki. Z drugiej strony jednak, szybko i jasno komunikują dyskomfort związany z pogodą i dlatego musimy wsłuchiwać się i reagować na sygnały, które nam wysyłają. Często ciepłe słoneczne dni są pełne lenistwa w cieniu. Sprawdzamy jak szybko wysycha wiadro wody wylanej na głowę, albo jak głębokiej kałuży potrzebujemy, żeby woda wlała się górą do kaloszy. Zimą eksplorujemy jedynie najbliższe otoczenie naszej bazy. Dzięki temu, jak tylko ktoś poczuje, że z zimna zaczynają boleć paluszki u nóg czy rąk, od razu można schować się do ciepłego namiotu. Podwórko jest jednak na wyciągnięcie ręki i gdy tylko mały zmarźlak poczuje ochotę, żeby poszaleć na śniegu, zarzuca z powrotem kurtkę, czapkę, szalik i biegnie się bawić – opowiada Agnieszka Kurdaszow.
Jak głosi domena leśnych przedszkoli, nie ma złej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie i to najwspanialsza nauka, jaką rodzice mogą wynieść ze styczności z edukacją w przyrodzie. Bo to dorośli najczęściej zamieniają swoje pociechy w ciepłolubne leniuchy, które wolą komputer od lepienia bałwana.
- Jeśli dorosły nie okaże niechęci czy zmartwienia w związku z minusową temperaturą, dziecko samo z siebie nie będzie marudzić, przyjmując świat zewnętrzny takim, jaki jest, bez zastrzeżeń - mówi Agnieszka Lipska - Nasze dzieci same mówią nam kiedy idzie burza, one po prostu czują każdy powiem wiatru na swoich policzkach i zauważają ciemniejszy kolor chmur nadciągających szybciej niż zwykle. Tej dynamiki przyrody nie pokaże żaden obrazek i nie odda żadne nagranie na CD.
Swobodna zabawa
Ważnym elementem wychowania w leśnym przedszkolu jest czas wolny, czyli nieskrępowana zabawa, która zdaniem psychologów, odgrywa kluczową rolę w rozwoju dziecka. Bez narzuconych przez dorosłych zajęć, bez wymyślanych na siłę edukacyjnych aktywności i bez zabawek, które negują potrzebę wykorzystania wyobraźni – zabawa w piasku, z patykami, szyszkami i linami, na pniu drzewa czy w wilczym dole to najlepszy impuls dla kreatywności, współpracy w grupie, ćwiczenia kontroli nad emocjami oraz rozwoju niezależności. Anna Płuska z przedszkola “Leśna Droga” na warszawskich Bielanach mówi, że taka swobodna zabawa ma na maluchy niebywały wpływ.
– Dziecko bawiąc się, robi to, co sprawia mu największą przyjemność, a jednocześnie uczy się najtrudniejszej sztuki podporządkowania się zasadom zabawy, czyli rezygnowania i negocjowania. W dziecięcej swobodnej zabawie te same patyki, ta sama górka, te same korzenie zwalonych drzew codziennie mogą służyć jako coś innego. Zachwyca nas ich niebywała kreatywność. Zaskakują nas swoją umiejętności organizacji zabawy w grupie – opowiada Anna Płuska.
Większość bodźców do zabawy dostarcza zresztą sama przyroda, która, w przeciwieństwie do sali zabaw, jest niewyczerpanym źródłem inspiracji o każdej porze roku.
- Ostatnio ponownie spadło wiele śniegu - opowiada Agnieszka Lipska z „Leśnej Grupy” - więc zabawy tylko przybrały na intensywności. Bawi nas, że śnieg zmienia stan skupienia pod wpływem temperatury, lepi się lub nie, można z niego budować lub ślizgać się, można kruszyć lód.
Leśne dzieci żyją bowiem takimi właśnie niuansami, odnotowują każdą zmianę w otaczającej je przyrodzie, wyostrzając niesamowicie swój zmysł obserwacji. I zmieniają się pod wpływem obcowania z naturą.
- Już po tygodniu, dwóch, ich wyobraźnia i twórczość eksplodują – mówi Agnieszka Kurdaszow - Nagle okazuje się, że potrzebują tak niewiele do zabawy, że doskonale wiedzą, jak zorganizować sobie czas. Zaczynają aktywnie rozwiązywać problemy, znajdować kompromisy w kłótni. Dzieci nieśmiałe, uległe, odnajdują siłę, aby powiedzieć „nie” całkowicie w zgodzie ze sobą. Kierowane wewnętrzną motywacją są w stanie radzić sobie z zagadnieniami wykraczającymi poza ich wiek. Łatwiej skupiają uwagę, mniej marudzą. W tym wszystkim zaś dostrzegają innych, są empatyczne, pomocne, życzliwe – opowiada wychowawczyni.
Las to niebezpieczeństwo
Rodzice boją się nie tylko pogody, ale także dołów, do których można wpaść, lodu, który się może załamać, gałęzi, które potrafią wykłuć oko. Las wydaje się najeżony niebezpieczeństwami, zwłaszcza w porównaniu z hermetycznymi placami zabaw opatrzonymi wszelkimi możliwymi atestami. Ale pozory mylą.
– Osobiście uważam za wyjątkowo niebezpieczne zamknięcie grupy 20 dzieci w sali bez możliwości wyjścia na dwór – mówi Agnieszka Lipska z „Leśnej Grupy” - Mam już dziewięć lat pracy pedagogicznej za sobą i widziałam agresję, zaburzenia emocjonalne i wiele trudności wychowawczych płynących tylko z faktu, że dzieci nie mogły w ciszy i spokoju pooddychać świeżym powietrzem codziennie choćby przez godzinę. W niewietrzonej sali, w przekroczonych normach decybeli, popychane, szturchane, szarpane przez inne niespokojne dzieci z deficytem ruchu, a dodatkowo jeszcze bombardowane wyśrubowanymi poleceniami dydaktyczno-edukacyjnymi i oceniane, a więc karane i nagradzane wbrew ich popędom i naturze… To jest prawdziwe niebezpieczeństwo.
Nikt oczywiście nie twierdzi, że w leśnym przedszkolu nic się nie może stać. Wręcz przeciwnie, styczność z podstawowymi zagrożeniami otoczenia jest ważnym elementem wychowawczym, który sprawia, że dzieci stają się rozważniejsze i ostrożniejsze. Noży czy ognia nie wolno się bowiem bać, trzeba za to umieć się nimi posługiwać. Stąd w leśnych przedszkolach nawet trzylatki strugają scyzorykiem patyki i zapalają zapałki. A co gdy ktoś się skaleczy lub poparzy? Zapamięta i będzie mądrzejszy w przyszłości.
- Dzieci posiadają swój instynkt samozachowawczy, z którego korzystają, jeśli tylko ich nie ograniczamy zbyt pochopnie - mówi Anna Płuska z „Leśnej Drogi” - Małe dziecko, które upadnie kilka razy, nie będzie ryzykować mocnego upadku w starszym wieku, bo już wie, jak to jest. Wie, że gdy wejdzie na lód na kałuży, to pod nim jest woda, a nawet jak lód się nie załamie, to jest śliski i można się przewrócić. W leśnych przedszkolach na takie eksperymenty się nie tylko pozwala, ale wręcz się je promuje.
W bezpośredniej konfrontacji dziecka z lasu i tradycyjnego przedszkolaka, ten pierwszy będzie wiedział lepiej, co z krzaczka wolno jeść, a co jest trujące, jak się zachowywać wobec bezpańskich i dzikich zwierząt, jak się posługiwać młotkiem, piłą czy nożem. Zupełnie tak samo, jak wiedziały to dzieci przed wiekami.
Przyroda a system
Leśna pedagogika może budzić wątpliwości u nadopiekuńczych rodziców kochających kaski, ochraniacze i popołudnia wypełnione zajęciami pozalekcyjnymi, ale w ostatecznym rozrachunku okazuje się bezkonkurencyjna, polepszając u dzieci odporność, mobilność, dojrzałość emocjonalną i zmysł praktyczny. Niestety, jako alternatywny pomysł na wychowanie, leśne przedszkola są i długo jeszcze pozostaną niszą, której skostniały system edukacyjny nie potrafi przełknąć. W rezultacie działalność placówek opłacana jest wyłącznie z czesnego, co stanowi poważną zaporę dla mniej zamożnych rodzin. Agnieszka Kurdasz, Agnieszka Lipska i Zofia Lewandowska zgodnie przyznają, że bilansowanie bieżącej funkcjonalności jest bardzo trudne bez subwencji z budżetu państwa. Na szczęście, rodzice rozumieją to i często nie tylko płacą, ale także aktywnie angażują się w życie leśnych przedszkoli.
- Drobiazgi takie jak porąbanie opału, przestawienie toalety, tak żeby mógł dojechać serwis, uzupełnienie wody w kanistrze czy montaż wieszaków na wielkiej kłodzie to kilka minut, które bez problemu poświęcają nam tatusiowie – mówi Agnieszka Kurdasz. – Rodzice posyłający dzieci do nas rozumieją, jaką wartością jest naturalne dzieciństwo. Trochę niegrzeczne, trochę brudne, czasami trochę bolące, ale takie, które pozwala doświadczać, podejmować próby, odnosić sukcesy, porażki, próbować jeszcze raz. Nie jest to łatwe ani oczywiste, bo chociaż jesteśmy pokoleniem, które wychowało się na trzepaku, jedząc truskawki i marchewki z piaskiem, daliśmy się uwikłać w poradnikowe rodzicielstwo. Bywamy nadopiekuńczy, nie ufamy dzieciom, nie wierzymy w ich możliwości. W przedszkolach leśnych to dzieci pokazują nam na nowo czym jest nieskrępowana twórczość, spontaniczność, radość – dodaje wychowawczyni.