Waszyngtońskie ZOO
Z kolei George W. Bush bardzo często fotografowany był w otoczeniu licznych terierów. Prezydent uwielbia tę rasę. Psiaki (a miał ich trzy) często witały go na trawniku Białego Domu, gdy lądował helikopterem Marine One. Oprócz psów George Bush miał też kotkę Indię i… krowę - Ofelię. Ta ostatnia mieszkała jednak na jego ranczo w Teksasie. Jednak we wcześniejszych latach nikogo nie dziwiła prezydencka menażeria. Theodore Roosevelt miał 29 zwierzaków. Za jego czasów po 1600 Pennsylvania Avenue spacerowały świnki morskie, kucyki, sowy, psy (cała wataha terierów, pitbull i bernardyn) oraz… wąż pończosznik. Także zwyczajne gospodarskie zwierzaki jak krowy, kozy, konie czy świnie były na porządku dziennym aż do XX wieku.
Jednak to właśnie psy najbardziej elektryzowały amerykańskich obywateli. Mówi się, że skandal z czasów młodości Mitta Roomney’a kosztował go prezydenturę. W 2012 roku wyszło na jaw, że 30 lat wcześniej Mitt Romney (miał wówczas 36 lat) spakował swojego psa do transportera, przymocował go na dachu samochodu i w takich warunkach psiak pokonał 12-godzinną podróż do Kanady. Historię odgrzebał „The Washington Post”, a Scott Crider, specjalista od marketingu założył nawet stowarzyszenie Dogs Against Romney (Psy Przeciwko Romney’owi) i twierdził, że historia z rodzinnym pupilem tylko potwierdza, iż kandydat Republikanów „nie jest zwyczajnym facetem, jest wredny”.