Pieskie życie: Donald Trump pierwszym prezydentem od 120 lat, który nie ma psa

Pieskie życie: Donald Trump pierwszym prezydentem od 120 lat, który nie ma psa
Źródło zdjęć: © Getty Images
Aleksandra Kisiel

Życie Prezydenta USA to zero prywatności. Każdy, nawet najbardziej błahy detal staje się sprawą wagi państwowej. Media komentowały już żywieniowe nawyki prezydenta Trumpa (wysmażony stek z keczupem?), jego wieczorny rozkład dnia (oglądanie telewizji i niekontrolowane tweetowanie). Teraz przyszła pora na sensację kynologiczną. Okazuje się bowiem, że Donald Trump jest pierwszym prezydentem od 120 lat, który do Białego Domu nie przeprowadził się z czworonogiem u boku. I choć informacja ta wydaje się być kolejnym „michałkiem” w rzeczywistości ma ogromny wpływ na wizerunek 45 prezydenta. Dlaczego?

Powiedzmy sobie szczerze, większość wyborców, czy to w USA czy w Europie, nie interesuje się polityką na co dzień. Docierają do nas wybiórcze informacje, a część z nich jest zupełnie niezrozumiała. Kwestie deficytu budżetowego, wschodniej flanki NATO czy sytuacji w Syrii jednym uchem wpadają, drugim wypadają. Szanse zapaść w pamięć na dłużej mają informacje z „czynnikiem ludzkim”. Dlatego w kampanii wyborczej życie rodzinne, żona, dzieci, ulubione potrawy, filmy czy miejsca na wakacje kandydata są równie ważne jak jego opinie dotyczące opieki zdrowotnej, praw reprodukcyjnych kobiet czy zwiększenia ściągalności podatków. Donald Trump drogę do Białego Domu wyłożył sobie skandalami. I nic nie wskazuje na to, żeby jego prezydentura miała przebiegać w innym stylu niż ten przedwyborczy.

1 / 4

Czworonożne ocieplanie wizerunku

Obraz
© Getty Images

Skandale z udziałem prezydenta mają najróżniejszy kaliber. Ten duży - rzekome podsłuchy zaordynowane przez Baracka Obamę i ten mniejszy - brak psa w Białym Domu. Ta ostatnia informacja od pewnego czasu elektryzuje media. Dlaczego? Bo Trump to pierwszy od 120 lat prezydent, który nie ma psa. A ludowa mądrość głosi, że kto nie lubi zwierząt, ten nie lubi ludzi. Nic więc dziwnego, że Amerykanie chcieliby, aby prezydent w końcu dał się wsadzić w założone dla niego ramy, sprowadził do Waszyngtonu żonę i najmłodszego syna (ich decyzja, aby do końca roku szkolnego mieszkać w Nowym Jorku kosztuje amerykańskich podatników milion dolarów dziennie) oraz przygarnął psa.

Ponoć zwolennicy Trumpa również mu to sugerowali. W listopadzie 2016 roku, już po wybranych wyborach mówiło się, że prezydent-elekt przymierza się do adopcji szczeniaka, mieszanki golden retrivera i pudla imieniem Patton (na cześć podziwianego przez Trumpa generała Pattona). Zdjęcia uroczego szczeniaka trafiły do gazet, a goście, którzy uczestniczyli w kolacji z okazji Święta Dziękczynienia, organizowanej w rezydencji Mar-a-Lago na Florydzie relacjonowali wręcz, że Barron Trump cały się rozpromienił, oglądając zdjęcia szczeniaka. Jednak czas mija, a psa na trawniku przed Białym Domem (South Lawn), jak nie było, tak nie ma. A szkoda. Bo uroczy czworonóg mógłby zjednać prezydentowi zwolenników.

Doskonale wie o tym Barack Obama, który z poszukiwania obiecanego psa dla córek, po wygranej w 2008 roku, zrobił swoistą kampanię reklamową. Ostatecznie Sasha i Malia stały się opiekunkami portugalskiego psa dowodnego, którego otrzymały od senatora Edwarda Kennedy’ego. Bo - uroczy psiak po kilku latach doczekał się kompana. Dołączył do niego Sunny. Czworonogi cieszyły się tak wielką popularnością, że miały swój własny kalendarz imprez, którym zarządzała Michelle Obama. Nieustannie ktoś chciał fotografować się z czarno-białymi sierściuchami.

2 / 4

Waszyngtońskie ZOO

Obraz
© Getty Images

Z kolei George W. Bush bardzo często fotografowany był w otoczeniu licznych terierów. Prezydent uwielbia tę rasę. Psiaki (a miał ich trzy) często witały go na trawniku Białego Domu, gdy lądował helikopterem Marine One. Oprócz psów George Bush miał też kotkę Indię i… krowę - Ofelię. Ta ostatnia mieszkała jednak na jego ranczo w Teksasie. Jednak we wcześniejszych latach nikogo nie dziwiła prezydencka menażeria. Theodore Roosevelt miał 29 zwierzaków. Za jego czasów po 1600 Pennsylvania Avenue spacerowały świnki morskie, kucyki, sowy, psy (cała wataha terierów, pitbull i bernardyn) oraz… wąż pończosznik. Także zwyczajne gospodarskie zwierzaki jak krowy, kozy, konie czy świnie były na porządku dziennym aż do XX wieku.

Jednak to właśnie psy najbardziej elektryzowały amerykańskich obywateli. Mówi się, że skandal z czasów młodości Mitta Roomney’a kosztował go prezydenturę. W 2012 roku wyszło na jaw, że 30 lat wcześniej Mitt Romney (miał wówczas 36 lat) spakował swojego psa do transportera, przymocował go na dachu samochodu i w takich warunkach psiak pokonał 12-godzinną podróż do Kanady. Historię odgrzebał „The Washington Post”, a Scott Crider, specjalista od marketingu założył nawet stowarzyszenie Dogs Against Romney (Psy Przeciwko Romney’owi) i twierdził, że historia z rodzinnym pupilem tylko potwierdza, iż kandydat Republikanów „nie jest zwyczajnym facetem, jest wredny”.

3 / 4

Psi wybieg

Obraz
© Getty Images

Pieska sprawa potrafiła pogrzebać kandydata, ale również - uratować go przed niezłą aferą. Doskonale wiedział o tym Richard Nixon, gdy kandydował na urząd wiceprezydenta razem z Eisenhowerem. Sentor Nixon został oskarżony o przyjmowanie nielegalnych korzyści finansowych i niestosownych prezentów. Jako jeden z pierwszych polityków wykorzystał telewizję, aby przedstawić swoją linię obrony. W 1952 roku wygłosił przemówienie, które przeszło do historii jako „Checkers speech”, a jego głównym bohaterem był czarno-biały spaniel imieniem Checkers (szachownica). To właśnie spaniel został wymieniony przez polityka jako jeden z „niestosownych prezentów”. - Dzieci, jak to dzieci, pokochały psa. Więc chcę powiedzieć, że bez względu na to, jakie zapadną wobec mnie decyzje, zatrzymam psa - powiedział przyszły wiceprezydent. Eisenhower i Nixon pokonali bowiem kandydatów demokratów, a 20 stycznia 1953 r. Nixon został zastępcą prezydenta.

4 / 4

Amerykańskie ikony

Obraz
© Getty Images

Warto zaznaczyć, że w 240-letniej historii Stanów Zjednoczonych przez siedzibę prezydenta przewinęły się setki psów najróżniejszych ras: od kundli, przez psy myśliwskie (setery, charty, bloodhoundy), pudle, nowofunlandy, spaniele czy oczywiście amerykańskie ikony - labradory i pitbulle. Te ostatnie cieszyły się szczególną popularnością w okresie I wojny światowej. Sierżant Stubby, pitbull, który walczył w I Wojnie Światowej jest jedynym psem bojowym w historii amerykańskiej armii, który nie tylko został podniesiony do rangi sierżanta, ale również zdobył bojowe odznaczenia. Podczas gdy Stubby wspierał żołnierzy z 26 dywizji piechoty, a wizerunki pitbulli ozdabiały plakaty przygotowywane przez US Army, w Białym Domu urzędował Theodore Roosevelt i jego bullterier Pete. Blisko 100 lat temu teriery typu bull cieszyły się bowiem doskonałą sławą. Lojalne, odważne, bardzo delikatne w stosunku do dzieci i przyjacielskie nie padły jeszcze ofiarą medialnej histerii. Jeśli więc prezydent Trump szuka rasy, która będzie na wskroś amerykańska (a jednocześnie nieco kontrowersyjna, jak sam prezydent) pitbull terier czy bardziej masywny american bully będzie idealnym wyborem. Przygarniając takiego psa, Trump miałby szansę zrobić choć jedną, bezdyskusyjnie dobrą rzecz w czasie swojej kadencji.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (179)