Po drugiej stronie Vogue’a
Widzieliście kiedyś Vogue Australia? No tak, ma długą drogę przed sobą zanim trafi nie tylko do polskiego Empiku, ale również do londyńskiego kiosku… Tymczasem maniacy kultowego magazynu koniecznie powinni się zainteresować edycją z Antypodów. Bo prowadzona ręką Kirstie Clements, podobno jest jednak dość charakterystyczna.
15.02.2011 | aktual.: 22.04.2019 16:34
Widzieliście kiedyś Vogue Australia? No tak, ma długą drogę przed sobą zanim trafi nie tylko do polskiego Empiku, ale również do londyńskiego kiosku… Tymczasem maniacy kultowego magazynu koniecznie powinni się zainteresować edycją z Antypodów. Bo prowadzona ręką Kirstie Clements, podobno jest jednak dość charakterystyczna.
Clements z resztą sama żartuje, że nie może być taka jak Anna Wintour, skoro jej biuro mieści się na dość podłych przedmieściach. I słowa których używa przede wszystkim to lekkość, luz, poczucie humoru, dystans. Podobno taki jest Vogue Australia. „Jesteśmy trochę inaczej wychowani, u nas takie rzeczy jak w Ameryce by nie przeszły” – mówi wprost Kirstie Clements.
A jakie przechodzą? Choćby takie, że szefowa najmodniejszego pisma w kraju przyznaje się do tego, że czas po pracy najchętniej spędza ze swoim synem lub kieliszkiem czerwonego wina i na kanapie… z pilotem w dłoni. Jest absolutną fanką programów typu „Mam talent” czy „Top Model” i przyznaje się do tego… Wyobrażacie sobie Carine Roitfeld nawet bez niebotycznych koturnów, która składa podobną deklarację? Czy na kanapie mogłaby tak zakładać nogę na nogę, jak ma to w zwyczaju?
Wygląda na to, że naczelna australijskiego Vogue’a to zupełnie inny rodzaj kobiety niż wampirzyce mody i biznesu rządzące innymi wydaniami. Jednak bardziej „domowa”’ wersja nie oznacza gorszej specjalistki w pożądanej dziedzinie: „Znam naczelną australijskiego Vogue’a i ta kobieta zna się na modzie” – oświadczył pewnego dnia Karl Lagerfeld. Podobnie myślą fotografowie – ci z najwyższej półki fotografują dzięki skutecznym argumentom naczelnej. „I za lokalne stawki” – dodaje dumna Kirstie Clements, która przed tym, jak zaczęła pracować w Vogue zdobywała doświadczenia choćby w „Harpers Bazaar”. To pod jej ręką czytelnictwo kultowego magazynu wzrosło z 64 tysięcy do 314 tysięcy…
Pomimo sukcesu Australijka pozostaje twardą, ale wyluzowaną osobą, nawet, kiedy na lokalnych pokazach mody nie dostaje miejsca siedzącego. Ma z resztą silne poglądy na to, że Vogue Australia nie ma być trampoliną dla rodzimych projektantów, lecz naprawdę luksusowym magazynem. „Nie do nas należy oświetlanie ich ciuchów podczas sesji, by dobrze wyglądały” – oświadczyła twardo w jednym z wywiadów, odnosząc się do projektów Australijczyków.
Mimo tego, jest absolutnie uwielbiana przez swoje czytelniczki i Australijczyków w ogóle - znają ją nie tylko z Vogue’a lecz również z jej felietonów w The Sudany Telegraph. Wyluzowana, lecz o zdecydowanych poglądach, elegancko, choć skromnie ubrana naczelna robi na nich wrażenie również tym, że jest patriotką. A Vogue? „To po prostu Vogue” – oświadcza spokojnie Kirstie Clements.