Polski feminizm ma twarz Marty Lempart. "Protest zmienił nasze życie"
To właśnie ona i jej znajome stały za organizacją najgłośniejszego protestu kobiet w ostatnich latach. 3 października 2016 roku na ulice wyszły tysiące Polek domagających się egzekwowania ich praw. Wydarzenie całkowicie odmieniło postrzeganie feminizmu w Polsce. Czarny Protest był dopiero początkiem. Marta Lempart, która wciąż walczy o prawa kobiet i właśnie pojawiła się na okładce "Wysokich Obcasów", mówi nam, jakie ma plany na przyszłość i jak ocenia sytuację kobiet na świecie.
*Czy spodziewałyście się takiego sukcesu, takiego głośnego odzewu mediów na Czarny Protest? *
Wydaje mi się, że tak. Do tego strajku wezwałam w niedzielę poprzedzającą go, to znaczy 3 października. Kiedy wstałam następnego dnia rano, ponad 60 tys. osób już zadeklarowało swoją obecność poprzez wydarzenie na Facebooku. Było to trochę śmieszne. Z jednej strony na tym wydarzeniu puchły pomysły, ludzie się organizowali, a z drugiej pojawiło się mnóstwo analizowania i powątpiewania, że to po prostu się nie uda. Dopiero kiedy redakcja "Wyborczej" powiedziała, że kobiety nie będą pracować, tylko udadzą się na protest, to wszystko ruszyło w zawrotnym tempie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o media.
*Faktycznie, wiele kobiet tego dnia nie pojawiło się w biurach. Czy to uciszyło nieco głosy niedowiarków? *
Ciągle dało się słyszeć krytykę. Nawet pani Krystyna Janda wydała oświadczenie, w którym dodała, że ona tego nie organizuje i nie da się czegoś takiego zrobić w tak krótkim czasie. Ale już koło piątku był taki moment, kiedy wiedziałyśmy, że to się uda. To była samonapędzająca się maszyna. Nie wyrabialiśmy się z tworzeniem list uczestniczek, ze zgłaszaniem protestu w różnych miastach.
Ale się udało i Czarny Protest osiągnął kolosalne rozmiary.
Bardzo pomogła nam w tym identyfikacja graficzna. Moja partnerka zwróciła się z tym do swojej koleżanki, która jest grafikiem, do Oli Jesionowskiej. Oprawa graficzna znacznie nam pomogła. Bardzo dobrze poniosła się na Facebooku, była świetnie zrobiona. Bardzo chwytliwa, dużo ludzi ją udostępniało. Na koniec w akcję zaangażowanych było ponad pół miliona ludzi. Jednak bez Facebooka byłoby nam bardzo ciężko się zorganizować i to faktycznie mogłoby się nie udać. Pomogła nam w tym oczywiście niezawodna grupa adminów, którzy chronili serwery i zrzucali wszelkie hejty, jakie mogły dotknąć uczestniczki protestu.
Z perspektywy czasu nie żałujecie organizacji Czarnego Protestu? Jak to widzicie, kiedy emocje już opadły?
Mam kontakt z dziewczynami z siedmiu miast, w których odbył się protest. One mówią mi, że to było doświadczenie, które zmieniło ich życie. Wcześniej nie nazywały się feministkami, a teraz przewartościowały sobie bardzo wiele spraw. Jedna z nich mówi, że dopiero po proteście zauważyła, jak bardzo pozwalała innym, żeby układali jej życie. To wydarzenie ją zmieniło. Teraz wie, że sama musi to przerwać. Ale efekty Czarnego Protestu widać też w statystykach. W ciągu ostatnich miesięcy poparcie dla aborcji wzrosło w naszym kraju o 5 proc. Jak na Polskę to bardzo dużo.
*A jak sytuacja wygląda w innych krajach? Jak byś oceniła ruch feministyczny w Europie czy USA? *
Weźmy chociażby marsz w Waszyngtonie, skierowany przeciwko Trumpowi. Miał bardzo podobny wydźwięk do naszego protestu. Największy problem nie kumuluje się jednak w Europie. Najgorsza sytuacja pojawia się przede wszystkim w Ameryce Łacińskiej i Stanach Zjednoczonych. Tam do głosu dochodzi populizm, a przemoc wobec kobiet jest bardzo częstym zjawiskiem. To są kraje, z którymi powinnyśmy współpracować. Ważne jest to, żeby się wspierać nawzajem.
*Jakie macie plany na przyszłość? *
Przygotowujemy projekt "Opozycja do roboty", w którym namawiamy opozycję do zgłaszania projektów ustaw i większej zaciętości w kontrowaniu postępowania rządu. W planach jest także akcja "Dziewczyny do wyborów", gdzie zachęcamy kobiety do startu w wyborach samorządowych, lokalnych etc. Chodzi o to, żeby dziewczyny startowały, próbowały, uczyły się przegrywać też. We wrześniu chcemy też ruszyć z komisjami badającymi kwestię pedofilii w Kościele. W Polsce może się to nie udać, ale obecnie chętnych do wzięcia udziału w tej akcji jest 10 państw.