Show must go on
Na scenie pojawia się kilka butelek Coli i już nie taka młoda kobieta, która zabawia turystów rozmową. Potrząsa jedną butelką i uprzedza, że za moment wykona swoją sztuczkę. Wkłada butelkę pomiędzy nogi ledwo zakryte miniówką i liczy szybko: One, two, three! Na trzy nieznacznie przykuca, przechyla butelkę i… voila! - Cola jest otwarta. Spieniony płyn oblewa wewnętrzną część ud kobiety, a spomiędzy nich wylatuje na podłogę kapsel. Wyciera przyrodzenie ręcznikiem i idzie powtórzyć to samo w drugim krańcu sceny, żeby inni goście też mogli obejrzeć tę rzadką umiejętność. Tu trzeba dodać, że scena znajduje się na wysokości blatów stolików dokoła niej. Kiedy przechodzi wzdłuż krańca, wzrok mężczyzn kieruje się w jeden punkt – znajdujący się pod kusą spódniczką tej kobiety. Jak ona to robi? – zadajemy sobie z koleżanką nawzajem pytanie. Milkniemy, gdy widzimy, że „artystka” wdaje się w żartobliwą pogawędkę po angielsku – co się rzadko zdarza, bo Tajki nie znają języków obcych. Wpatrzony w nią jak w obrazek, daje z
siebie zdjąć t-shirt. Nieco rzednie mu mina, gdy widzi, że kobieta podciera się jego koszulką, śmiejąc się przy tym głośno. Po czym bierze kolejną butelkę, pozwala mężczyźnie wstrząsnąć napój, podchodzi na skraj sceny i staje nad swoim wybrankiem, by za zużycie swojego T-shirta miał lepszy widok. I znów wkłada sobie między nogi butelkę i znów odlicza one, two, three! Cola spływa od krocza aż do stóp, a kapsel spada niedaleko tłustego jegomościa. Ów bierze go do ręki podekscytowany. Koszulka ląduje między nogami kobiety, aby mogła powycierać się dokładnie. Ostentacyjnie osuszywszy się, oddaje T-shirt właścicielowi. Ku naszemu zdumieniu, ten wkłada go na siebie.
POLECAMY: CZY JEJ TANIEC DZIAŁA NA WYOBRAŹNIĘ?