Renata wiedziała, że straci pracę. Płakała razem z szefową
Urszula szykowała się na kolejne służbowe spotkanie. Na wideokonferencji usłyszała, że jest bez pracy. Renata przeczuwała, że jej czas w firmie dobiega końca. Jest wdzięczna szefowej za to, jak się z nią rozstała.
Odkąd w Polsce pojawił się koronawirus, zaczęły znikać miejsca pracy. Pierwsza fala zwolnień przetoczyła się przez branżę gastronomiczną. Potem wypowiedzenia dostali pracownicy sektora usług – fryzjerki, kosmetyczki, pracownicy serwisów sprzątających. Pracę potracili studenci zatrudnieni na "śmieciówkach" i osoby z długą wysługą lat, zatrudnione na etacie. Mówi się, że to koniec "rynku pracownika". Miejsc pracy będzie mniej, pensje spadną, skończą się dodatki i benefity.
Emerytka na zarobku
Renata jako jedna z pierwszych przekonała się, jak pandemia wpływa na polską gospodarkę. Jest kucharką. Pracowała w barze z domowymi obiadami. – Takich miejsc w Warszawie jest coraz mniej, ale nasz jakoś się utrzymywał. Mieliśmy stałych klientów, którzy sprawiali, że miejsce istniało od 10 lat – wyjaśnia Renata.
W kuchni pracowały cztery osoby, razem z właścicielką baru. – Była Jolka, która ma małe dziecko i zaczęła pracę rok temu. Maryla, pracująca na pół etatu, żeby dociągnąć do emerytury. Ja byłam najstarsza. Mam 68 lat. Pracowałam u Janki 13 lat. Potem przeszłam na emeryturę i dalej sobie dorabiałam. Gdy w marcu premier powiedział, że zamykają restauracje i bary, zaczęłam przeczuwać, że nasz lokal nie przeżyje – mówi.
Zobacz także: Zawieszenie stosunku pracy. Wiceminister tłumaczy
Do końca marca Renata przychodziła do pracy. – Umówiłyśmy się z szefową, że będziemy pracować w systemie dwutygodniowych dyżurów, po dwie osoby dziennie. Więc te pierwsze dwa tygodnie wypadły dla mnie – mówi Renata.
Rozstanie ze łzami w oczach
Przez pierwsze dwa tygodnie od ograniczenia działalności gastronomicznej, bar liczył, że klienci będą brali jedzenie na wynos. – No i przeliczyliśmy się. Były takie trzy dni, że nie pojawił się nikt. Pod koniec dnia zabierałyśmy jedzenie do domu, zanosiłyśmy dziewczynom z piekarni naprzeciwko, żeby się nie marnowało – wspomina Renata.
Gdy przyszedł koniec miesiąca, nie było złudzeń. – W piątek 27 marca moja szefowa chodziła jak struta. Gdy o 19 zamknęłyśmy salę, zrobiła nam kawę, usiadła przy jednym ze stolików i zaczęła płakać – wspomina Renata. – Powiedziała do mnie "Renia, wiesz że nie mam wyjścia? Pewnie za dwa czy trzy miesiące będę musiała zamknąć lokal. Ty masz emeryturę. Stasiek zarabia. Dacie sobie jakoś radę. Jolka pójdzie na zasiłek, bo zamknęli przedszkole. Maryla pracuje na pół etatu, może dostanie to przestojowe". Nawet nie powiedziała, że mnie zwalnia. Chyba nie przeszłoby jej to przez gardło. Obie płakałyśmy – mówi Renata i łamie się jej głos.
Pytam, czy ma żal do szefowej. – Nie. Rozumiem, że musi ratować biznes. I że musi myśleć nie tylko o sobie i o mnie, ale też o reszcie zespołu. Mam trzy miesiące wypowiedzenia, ale umówiłyśmy się, że skrócimy to do 8 tygodni. Mam tyle urlopu, że nie muszę już chodzić do pracy, a i tak dostałam pensję za kwiecień i maj – mówi i dodaje, że jest wdzięczna szefowej za sposób, w jaki się rozstały.
– Potraktowała mnie z szacunkiem. Mogła mi przecież wysłać wypowiedzenie pocztą i nie musiałaby mi patrzeć w oczy. Finansowo strata pracy trochę da nam popalić. Ale poradzimy sobie. Ja już tyle rzeczy w życiu robiłam. Jak będzie trzeba, to na kasę do Biedronki pójdę – śmieje się.
Firmy nie potrafią zwalniać
Maja Gojtowska, ekspertka od komunikacji w obszarze rekrutacji i HR i autorka bloga o tej tematyce, przyznaje, że rozstania są piętą achillesową polskich firm. – Przez lata wszystkie szkolenia dla managerów, dla pracowników HR skupiały się na kwestii pozyskiwania i utrzymania pracowników. Firmom najbardziej zależało na tym, żeby robić dobre pierwsze wrażenie i żeby pracownik po okresie próbnym zdecydował się podpisać umowę. Kwestia zwalniania była pomijana i wstydliwa. A dla wizerunku firmy ważniejsze od tego, jak się witamy, jest to, jak się żegnamy – mówi Gojtowska.
- Trzeba pamiętać, że w proces zwolnienia pracownika zaangażowane są trzy strony: pracownik, manager, który tego zwolnienia dokonuje i pracownicy, którzy pozostają. O tej trzeciej bardzo często się zapomina – podkreśla ekspertka i mówi, że emocji w takiej sytuacji nie da się uniknąć.
– Niedawno świat obiegła informacja o wielkiej korporacji, która podczas telekonferencji za Zoomie zwolniła 450 pracowników. Wszystkich poproszono o dołączenie do rozmowy, po trzech minutach nikomu nieznany głos powiedział, że właśnie zostali zwolnieni. Zanim połączenie się skończyło, wszystkim odebrano dostępy do korporacyjnych systemów, poczty, dezaktywowano karty wstępu do budynku. Tak się spraw nie załatwia – mówi stanowczo Gojtowska.
Dziękuję, do widzenia
Urszula przez 7 lat pracowała dla międzynarodowej korporacji. Nie chce podawać szczegółów, bo boi się, że ktoś ją rozpozna. Była managerem średniego szczebla. Odpowiadała za kontakt z klientami zewnętrznymi. – Moja pozycja była bardzo "widoczna". Mnóstwo wyjazdów służbowych, spotkań. Moim zadaniem było przywiązywanie klientów do naszej firmy. A jak ich "przywiązywać", gdy jedyne narzędzia, jakie mi zostały to telefon i mail? – zastanawia się Urszula.
W czwartek przed majówką szykowała się do telekonferencji z szefową. – Zakładałam, że będziemy rozmawiać o strategii na następne miesiące. Gdy w okienku połączenia, obok nazwiska szefowej, pojawiło się nazwisko dziewczyny z HR, wiedziałam, co się święci. W pierwszym odruchu chciałam wyłączyć komputer, udawać, że mnie nie ma. Wyłączyłam kamerę i mikrofon, dałam sobie trzy minuty, żeby się pozbierać, a potem poszłam na ścięcie – wspomina Urszula.
Rozmowę zaczęła jej szefowa. – Mówiła o kryzysie, o spadkach sprzedaży, o tym, że firma robi co może, żeby przetrwać i że wymaga to podejmowania trudnych decyzji. O tym, że mnie zwalniają, z zachowaniem miesięcznego okresu wypowiedzenia dowiedziałam się od hr-ówki. Moja szefowa nie potrafiła mi spojrzeć w oczy – mówi i przyznaje, że jest rozgoryczona. Przed nią cały proces ustalania, jak będzie wyglądało jej odejście z firmy.
– Nie mam do tego teraz głowy. Wzięłam 4 dni urlopu na żądanie, żeby jakoś przetrawić tę wieść. Ponoć w każdym dziale została zwolniona jedna osoba. Ponoć decyzję podejmowali managerowie. I ponoć klucz był taki: zwalniają tych z najkrótszym stażem, bez dzieci, bez kredytów. No to bingo. Tak mnie ukarano za bycie singielką – mówi.
Zwolnienie mailem: można czy nie?
Mecenas Hubert Hajduczenia z międzynarodowej kancelarii prawniczej DLA Piper tłumaczy, czy zwolnienie pracownika w formie telekonferencji, czy wiadomości SMS, bo i takie przypadki mają miejsce, w ogóle jest dopuszczalne.
Co do zasady, rozwiązanie stosunku pracy musi się odbyć na piśmie. Polskie prawo przewiduje tutaj dwa rozwiązania – wypowiedzenie pisemne, z odręcznym podpisem pracodawcy lub wypowiedzenie w formie mailowej, ale tylko wtedy, gdy pracodawca załącza wypowiedzenie podpisane przy użyciu kwalifikowanego podpisu elektronicznego. – Inne rozwiązania są wadliwe. Jeśli zatem pracownik w czasie telekonferencji usłyszy, że jest zwolniony, a dopiero potem pracodawca wysyła mu dokumenty listem poleconym, to na takie działanie można złożyć odwołanie do sądu pracy – tłumaczy mecenas i dodaje, że błędną jest informacja, jakoby prawo dopuszczało zwolnienie kogoś z pracy mailem.
– Takie wypowiedzenia są skuteczne – wywołują skutki prawne w postaci rozwiązania umowy o pracę. Tylko że sprawy tego rodzaju są łatwe do wygrania przed sądem, który skupia się w takim przypadku na badaniu dochowania przez pracodawcę wymogów formalnych – zaznacza.
–Ta obawa pojawiła się przy okazji prac nad kolejną wersją tarczy antykryzysowej. Jednak prawda jest taka, że wad prawnych pozbawione są tylko dwie powyższe formy – mówi i dodaje, że zapisy tarczy antykryzysowej utrudniły pracodawcom rozstanie się z pracownikiem, bo zlikwidowały domniemanie doręczenia.
Oznaczało to, że list polecony, awizowany dwukrotnie uznaje się za doręczony, nawet jeśli to awizo nie zostało odebrane. –Teraz tego przepisu nie ma. Więc pracodawca ma utrudnione zadanie, bo pracownik może twierdzić, że korespondencji nie otrzymał. I nie ważne, czy wysłana była pocztą, czy kurierem. Firmy kurierskie zawiesiły konieczność potwierdzania odbioru przesyłki podpisem – mówi mec. Hajduczenia i jednocześnie dodaje, że sytuacja osób zatrudnionych na umowy cywilno-prawne jest nieco inna.
Należy wczytać się w zapisy końcowe umowy o dzieło czy umowy zlecenia. W większości z nich, na końcu pojawia się zapis, że wszelkie zmiany w umowie, czy jej rozwiązanie wymagają formy pisemnej, pod rygorem nieważności. – Jeśli zatem w umowie nie określono, w jakiej formie powinna być rozwiązana i z zachowaniem jakiego okresu wypowiedzenia, ale pojawia się formuła o zmianach na piśmie, również rozwiązanie umowy musi się odbyć na piśmie. Jeśli takich zapisów nie ma – można zakończyć współpracę mailem czy telefonicznie (tutaj uwaga na konieczność udowodnienia, że wypowiedzenie nastąpiło). To już kwestia kultury pracy, a nie przepisów – dodaje mecenas.
Żałoba, którą trzeba przeżyć
Maja Gojtowska, która w ostatnich tygodniach przede wszystkim doradza pracodawcom i pracownikom, jak dobrze się rozstać, załamuje ręce nad komunikacją w sytuacji opisanej przez Urszulę. – Zakończenie współpracy to nie jest proces, który kończy się wraz z wręczeniem wypowiedzenia, choć wielu pracodawców pewnie tak myśli. Przeprowadzają krótką, chłodną rozmowę, dają dokumenty do podpisania i liczą, że dzięki temu unikną tych emocjonalnych trudów. Nie unikną. Te emocje trzeba przeżyć, trzeba się z nimi zmierzyć. Pracownikiem, który odchodzi, trzeba się zaopiekować – mówi.
To czy po zwolnieniu pozostanie niesmak, zależy przede wszystkim od pracodawcy. Wszystkie badania pokazują, że informację o zwolnieniu powinien przekazywać bezpośredni przełożony. On powinien też wytłumaczyć decyzję. Jeśli sceduje ten obowiązek na osobę z kadr, jest to bardzo negatywnie postrzegane przez pracownika – tłumaczy i dodaje, że reszcie zespołu również należy komunikować sytuację w firmie, mówić o zwolnieniach i ich przyczynach.
Co więcej, w firmach, które dobrze podchodzą do zwolnień, pracownikowi zapewnia się opiekę psychologiczną. – Z psychologiem są w stanie przejść przez wszystkie etapy żałoby po stracie pracy. Bo zwolnienie dla naszej psychiki jest porównywalne ze śmiercią. Trzeba to przepracować – wyjaśnia i mówi, że fala zwolnień, jaka przetoczy się przez polskie firmy, będzie bolesną, ale miejmy nadzieję – skuteczną lekcją, jak rozstawać się z pracownikami. Jest w końcu nieuniknionym elementem prowadzenia działalności.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl