Bolszewickie gwałty na Polkach w 1920 roku. "Małe dziewczynki, stare kobiety, wszystkie męczyli"
Dużo mówi się o zbrodniach seksualnych dokonywanych przez czerwonoarmistów w latach 1944-1945. Należy jednak pamiętać, że już ćwierć wieku wcześniej, w czasie wojny polsko-bolszewickiej, krasnoarmiejcy zaspokajali swoją chuć dokonując masowych gwałtów na Polkach. Boleśnie przekonały się o tym mieszkanki Płocka.
15.08.2023 | aktual.: 15.08.2023 10:56
Skalę przemocy seksualnej, jakiej dopuszczali się sto lat temu czerwonoarmiści, doskonale oddaje krótka notka zamieszczona w jednym z numerów dziennika "Chwila" z listopada 1920 roku.
Autor odpisuje w niej poczynania bolszewików w wołyńskim miasteczku Lubar, które po pokoju ryskim znalazło się po wschodniej stronie granicy II Rzeczpospolitej.
Gwałty były na porządku dziennym
Ofiarami żołnierzy osławionej 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego miało tam paść od 600 do 700 żydowskich kobiet, które kozacy przez 15 dni "gwałcili publicznie na ulicy. W wielu przypadkach gwałcono 10-letnie dziewczynki i 60-letnie kobiety".
O tym, że sytuacja wyglądała niemal identycznie znacznie bliżej Warszawy, świadczą opisy zachowania krasnoarmiejców w Ciechanowie. Zamieściła je pod koniec sierpnia 1920 roku "Rzeczpospolita":
Gwałcenie kobiet chrześcijanek i żydówek było na porządku dziennym. Bolszewicy uważali to za zaszczyt względem miejscowej ludności, powtarzając, że wytwarzają nową, wyzwoloną rasę.
Z kolei Iwona Kienzler w wydanej właśnie książce "Waleczne kobiety roku 1920 roku" pisze, że:
Bolszewicy, zwłaszcza pijani, mówiąc oględnie, nie słynęli z szacunku do kobiet, wręcz przeciwnie: zabijali je bez wahania, młodsze gwałcili, bywało, że torturowali albo w najlepszym przypadku znęcali się nad nimi psychicznie.
"Pięć razy do niej wchodzili"
Na potwierdzenie swoich słów autorka przytacza wiele przykładów. Szczegółowo opisuje między innymi gwałty, jakich dokonali 18 i 19 sierpnia 1920 roku kawalerzyści z korpusu Gaj-Chana w zdobytej części Płocka.
Jedną z ich ofiar była żona doktora Jana Gołębiowskiego, który sam poszedł na ochotnika do wojska, pozostawiając małżonkę w zdawać by się mogło bezpiecznym mieście.
Sąsiad państwa Gołębiewskich tak później relacjonował dramat młodej kobiety, który rozegrał się w jej własnym mieszkaniu:
Pięć razy do niej wchodzili. Słyszałem krzyki, ale cóż miałem robić? Stary jestem. Potem przyszła do nas i nic nie mówiąc, rzuciła się na łóżko i leżała jak martwa. O nic się nie pytałem.
Jeden z płockich księży opisywał z kolei próbę gwałtu na miejscowych zakonnicach: "dwaj kozacy kubańscy domagali się bezpośrednio ode mnie wydania im dwu sióstr do zniesławienia, wyrażając swe chęci w najordynarniejszy sposób".
"Zaraz zaczął się nad nią pastwić"
W tym wypadku historia zakończyła się dobrze. Zaradny kapłan posłużył się fortelem, krzycząc, że kozackie konie "które stały na podwórzu, uciekają. Kozacy wybiegli i więcej nie wrócili". Większość ofiar nie miała tyle szczęścia. Jak pisze autorka "Walecznych kobiet roku 1920":
Jeden za mieszkańców Płocka, który usiłował obronić swojej córki przed gwałtem, został tak mocno poturbowany przez rozzuchwalonych żołdaków, że trafił do szpitala, gdzie wkrótce zmarł.
Pewna kobieta, chcąc się uchronić przed napaścią, posmarowała sobie twarz sadzą, ale nie ustrzegło jej to przed gwałtem, gdyż, jak wynika z relacji świadków, "jeden bolszewik przyłożył jej rewolwer, dał kawałek mydła i powiada «Umywajsia». Jak się umyła, zaraz zaczął się nad nią pastwić".
"Co chcieli, to robili z nami"
Ogrom tragedii, jaki spotkał mieszkanki Płocka najlepiej oddaje list Marii Macieszyny do walczącego na froncie męża. Wysłała go zaledwie cztery dni po wypędzeniu bolszewików z miasta. Autorka przytaczała w nim między innymi dramatyczną relację kobiet, które schowały się w piwnicy na ulicy Zduńskiej:
Co jedni wyszli, to drudzy wchodzili! O Jezu: Co chcieli, to robili z nami. Małe dziewczynki, stare kobiety, wszystkie nas, wszystkie męczyli. Dziewczęta były czerwonosine, oczy miały na wierzchu, ubranie porozrywane. Zrozumieliśmy. Wracały ich całe szeregi, zawodząc i łkając.
Kobieta wspominała również, że wiele jej znajomych padło ofiarą chuci żołnierzy Gaj-Chana:
Na Pensji Udziałowej była pralnia, szwalnia, gospoda żołnierska i punkt opatrunkowy. Wtargnęli tam bolszewicy i okradli wszystko. Były tam dziewczęta i panny. Przecież mówić się nie będzie o tym, co było…
Pani Rościszewska… Dzielnie się broniła p. Mosakowska. Pani Merlowa w łachmanach i boso po przeniesieniu męczarni uciekła nie wiadomo dokąd. Żony wojskowych, różne znajome panienki – po 10 lub 20 bolszewików gwałciło.
Po całym mieście wieści straszne. Stare siwe kobiety padały pastwą. Nigdy się nie wykryje, co się stało tej nocy. Któż by chciał się przyznać?
Ile kobiet zostało zgwałconych w 1920 roku?
Jaka była skala zbrodni seksualnych czerwonoarmistów w Płocku? Iwona Kienzler w "Walecznych kobietach roku 1920" podaje, że:
Szacunkowe dane zebrane na podstawie relacji świadków świadczą o tym, iż żołnierze bolszewiccy dopuścili się w Płocku pięćdziesięciu dwóch gwałtów na kobietach oraz około trzydziestu usiłowań gwałtu, ale współcześni historycy sądzą, że są to dane niepełne.
To tylko bardzo przybliżone szacunki z jednego miasta. A przecież front wojny polsko-bolszewickiej przetoczył się przez tysiące wsi, miasteczek oraz miast. Dzisiaj już nie sposób ocenić dokładnej skali zbrodni, ale można przyjąć, że ofiarą czerwonoarmistów w latach 1919-1920 padły dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy mieszkanek II Rzeczpospolitej.