Brygada Dirlewanger. Potworne zbrodnie najgorszych rzeźników Powstania Warszawskiego

Dirlewangerowcy na ul. Focha w Warszawie
Dirlewangerowcy na ul. Focha w Warszawie
Źródło zdjęć: © Bundesarchiv, CC-BY-SA 3.0, Schremmer

31.07.2024 15:28, aktual.: 01.08.2024 07:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Oprawcy z oddziału SS-Oberführera Oskara Dirlewangera dopuścili się w trakcie Powstania Warszawskiego potwornych zbrodni. Pospolici kryminaliści wchodzący w skład jednostki Waffen-SS odpowiadali między innymi za rzeź dziesiątek tysięcy mieszkańców Woli. Wstrząsający opis ich czynów pozostawił nastoletni wówczas żołnierz Wehrmachtu Mathias Schenk.

Jesus Hernandez w książce "Kaci z SS. Nazistowskie bestie" stwierdza, że wśród formacji uczestniczących w II wojnie światowej "trudno znaleźć jednostkę wojskową, która popełniłaby tyle bestialskich czynów, wykazując taki stopień zdziczenia, co ta dowodzona przez Dirlewangera". W tych słowach nie kryje się żadna przesada.

Formacja złożona z kryminalistów

Sonderkommando Dirlewanger powołano do życia latem 1940 roku. Początkowo w jego skład mieli wchodzić ludzie aresztowani za kłusownictwo.

Ich zdolności do poruszania się na terenach leśnych zamierzano wykorzystać do walki z partyzantami. Szybko jednak w szeregi formacji zaczęto wcielać kryminalistów, którzy dopuścili się najcięższych zbrodni, takich jak morderstwa czy gwałty.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jednostka w kolejnych latach często zmieniała nazwy. Jak podaje Jesus Hernandez:

"(…) była znana jako: SS-Sonderbataillon, Einsatz-Bataillon, SS-Regiment, SS-Sonderregiment, SS-Sturmbrigade, a w końcu (…) 36. Waffen-Grendier Division der SS – 36. Dywizja Grenadierów SS".

Zawsze jednak w nazwie pojawiało się nazwisko jej dowódcy: Oskara Dirlewangera. Jego podwładni wykazywali się wprost niespotykaną – nawet jak na "standardy" Waffen-SS – brutalnością podczas zwalczania sowieckiej partyzantki na terenie Białorusi. Metody wyniesione stamtąd zastosowali później w czasie tłumienia powstania warszawskiego.

Mówili o nim "Rzeźnik"

Do ogarniętego walkami miasta dirlewangerowcy przybyli 4 sierpnia 1944 roku i od razu pokazali na co ich "stać". To właśnie oni przeprowadzili rzeź Woli, w której życie straciło nawet blisko 65 tys. ludzi. Świadkiem potworności, jakich dopuszczali się siepacze Dirlewangera, był 18-letni wówczas Mathias Schenk.

Pochodził z Belgii i, jak czytamy w książce "Kaci z SS. Nazistowskie bestie", "służył jako Sturmpionier (saper) w Wehrmachcie, po czym został przydzielony do plutonu w pułku Dirlewangera jako specjalista od wysadzania budynków".

Schenk doskonale zdawał sobie sprawę z reputacji, jaką cieszyła się jednostka. Rozumiał też, kim był jej dowódca. Jak później wspomniał:

"Wszyscy mówili o nim «Rzeźnik», lecz po cichu, gdyż w jego jednostkach droga wiodąca na szubienicę była krótka. Miał zwyczaj co piątek wieszać ludzi, czy to Polaków, czy własnych żołnierzy, jeśli naruszyli dyscyplinę. Bardzo często to on sam kopał w stołek, podtrzymujący stopy ofiar".

"Zabili wszystkich rannych Polaków"

Nawet po latach żołnierz pamiętał, że dirlewangerowcy cały czas pili na umór, a trasę ich przemarszu znaczyły mordy i gwałty. Cytowany przez Hernandeza Schenk tak opisywał masakrę pacjentów jednego z powstańczych szpitali:

"Weszliśmy do środka z nałożonymi bagnetami. Była tam ogromna sala z łóżkami i materacami na podłodze, i wszędzie ranni Polacy. Było tam także kilku rannych niemieckich żołnierzy, którzy prosili esesmanów, żeby nie zabijali Polaków. Polski oficer, lekarz i piętnaście pielęgniarek z polskiego Czerwonego Krzyża zaproponowali poddanie szpitala. (…)

Ludzie Dirlewangera zabili wszystkich rannych Polaków, rozbijając im czaszki kolbami karabinów, ignorując rozpaczliwe protesty rannych Niemców. Kiedy skończyli dobijać rannych, rzucili się na pielęgniarki, które odarli z ubrań. Mnie i innych sturmpionierów wyprowadzili stamtąd, lecz mogliśmy słyszeć krzyki tych kobiet, kiedy je gwałcili".

"Stratowali ją końmi"

Kilka godzin później Schenk był świadkiem krwawego spektaklu, jaki urządzili sobie zwyrodnialcy z SS na Adolf Hitler Platz, czyli obecnym placu Piłsudskiego:

"Byli tam Dirlewanger i jego ludzie, popychając pielęgniarki na środek placu, nagie, z ramionami trzymanymi w górze. Po nogach ciekła im krew. Za nimi ciągnęli zakrwawionego lekarza. Wszystkich podprowadzili do szubienicy, która już tam stała i na której wisiały ciała kilku Polaków.

Kiedy wieszali pierwszą z pielęgniarek, sam Dirlewanger kopnął w drewniane pudło, na którym stała. Nie chciałem dłużej na to patrzeć. Wróciliśmy z kolegą do kwatery, lecz na ulicy zobaczyliśmy kilku kozaków Kamińskiego, którzy na koniach gonili jakichś cywilów. Obok upadła Polka w ciąży. Jeden z ludzi Kamińskiego zawrócił i kilka razy zdzielił ją pejczem. Usiłowała uciec na czworakach, lecz stratowali ją końmi".

"Rozbijali ich główki kolbami karabinów"

Oprawcy nie mieli litości nawet dla najmłodszych. Pewnego razu zamordowali dużą grupę bezbronnych dzieci, a następnie "szli po ich ciałach i rozbijali ich główki kolbami karabinów. Krew ściekała po schodach na dół".

Poza mordami codziennością kryminalistów służących pod rozkazami Dirlewangera były także gwałty. Jak relacjonował Mathias Schenk: "Kiedy szturmowaliśmy jakąś piwnicę, w której schronili się cywile, gwałcili kobiety. Często kilku tę samą, robili to szybko, nie wypuszczając broni z rąk".

W pamięci żołnierza Wehrmachtu utkwił przypadek Polki, która została zgwałcona, a następnie dirlewangerowiec "bagnetem rozciął ją od brzucha po szyję".

Esesmani urządzali sobie także makabryczne, nieludzkie zabawy. Pewnego razu jeden z nich kazał chłopcu bez nogi, który kręcił się wokół żołnierzy, "jak najszybciej skakać w stronę drzew". Jednocześnie "wsunął mu dwa granaty do torby, a chłopiec nie zdawał sobie z tego sprawy". Potem "esesman krzyczał: «Schneller! Scheller!» (Szybciej! Szybciej!), aż granaty wybuchły".

Krzyż Rycerski od Hitlera

Cytowane tutaj wspomnienia Mathiasa Schenka to oczywiście tylko kilka przykładów potworności, jakich dopuścili się podkomendni Dirlewangera. Za swoje "zasługi" w trakcie tłumienia powstania SS-Oberführer został odznaczony przez Hitlera Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego. Po zakończeniu wojny Dirlewanger dostał się do francuskiej niewoli, gdzie zmarł w do dzisiaj niewyjaśnionych okolicznościach.

Jak podaje Alexandra Richie w pracy "Warszawa 1944. Tragiczne powstanie" najprawdopodobniej został rozpoznany przez dwóch Polaków "którzy pobili go śmiertelnie w ośrodku zatrzymań na początku czerwca 1945 roku".

Bibliografia

  • Jesus Hernandez, "Kaci z SS. Nazistowskie bestie", Bellona 2021.
  • Alexandra Richie, "Warszawa 1944. Tragiczne powstanie".
Źródło artykułu:WielkaHISTORIA.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (201)
Zobacz także